Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Co prawda, człowiek swego czasu nazywany „Bestią” przybył tutaj zakontraktowany jako twarz napoju energetyzującego czy czegoś takiego, ale przecież taki drobiazg nie powstrzyma Mike’a przed zrobieniem czegoś wielce ekscentrycznego, niestandardowego i generalnie odkrywczego. Champion (emerytowany niestety) zwiedza nasz kraj w zacnym towarzystwie teściowej, żony i dzieci – a właściwie dopiero zacznie zwiedzać, bo pobyt zaczął od konferencji prasowej. Wyglądajcie go zatem, rodacy, w Wieliczce, wypatrujcie na Krupówkach, bądźcie czujni w Sukiennicach i Jelitkowie: wszędzie tam być może pojawi się sam Mike Tyson (o dzieciach, żonie i teściowej nie wspominając). Ostrzcie sobie zęby na spotkanie legendy.
A jak było w Warszawie? Sympatycznie, jak to w Warszawie. Bokser najpierw przeuroczo opowiadał o swej sympatii dla Andrew Goloty, trudnej sztuce zarządzania domowym budżetem (co prawda zarobił 300 mln dolarów, ale teraz jest jakieś 30 mln na minusie), oraz stanowczo wykluczył powrót do boksowania. „Żelazny Mike” był rozluźniony, grzeczny i... błahy. Wiedziałem, że to pozory, wiedziałem, że mistrz zada niespodziewany, błyskawiczny cios, który przywróci życiu właściwe proporcje, skłoni do ważkich refleksji. I zaiste, ów moment nastąpił, nastąpił pod koniec prasowej konferencji, legenda nie zawiodła, i sama zadała pytanie.
„Bestia” zapytał, tak z ciekawości: „Powiedzcie, kto tu był przed Chrystusem, no kto rządził tym krajem 200 lat przed Chrystusem, czy jakoś tak? Rzymianie czy coś?”.
Nokaut. Nawet Janusz Palikot odpowie znaczącym, bezradnym milczeniem.