Aż po nieskończoność

Mówi się, że na Ukrainie żyjemy w stanie remontu od czasów pierestrojki. To nieprawda: tutaj remont trwa od zawsze.

28.06.2011

Czyta się kilka minut

Podstawowa definicja remontu jako procesu przywracania czegoś do stanu normalności w Kraju Rad nigdy nie obowiązywała. Remont nie był przerwą w funkcjonowaniu, lecz samym funkcjonowaniem. Co nie było remontowane - nie istniało, nie żyło, popadało w zapomnienie. Samochód lub mieszkanie potrzebowały remontu właściwie już w pierwszym dniu używania, bowiem inaczej nie byłyby w stanie funkcjonować. Nabywca otrzymywał półfabrykat, pole do popisu. Pierwsze wejście wiertarki lub śrubokrętu w dziewicze ciało rzeczy było zaślubinami, początkiem czułego związku trwającego zazwyczaj długie lata.

Tak, właściciel rzeczy w tych czasach nigdy nie był zwykłym brutalnym użytkownikiem - z powodu konieczności ciągłego remontowania przebywał ze swoją rzeczą w stosunkach bardziej równouprawnionych, skomplikowanych i humanistycznych. Czasami wręcz więcej dawał swojej rzeczy, niż brał. To były czasy, w których między ludźmi i rzeczami zdarzały się jeszcze prawdziwe miłości.

Mimo powszechnego odhumanizowania i degradacji po upadku systemu, w niektórych dziedzinach na szczęście wciąż zachowuje się dawny porządek. Dotyczy to przede wszystkim komunikacji podziemnej i dróg publicznych. To domena nienaruszalnej symbiozy między człowiekiem i materią, teren ich cudownej współpracy. W żadnej innej dziedzinie materia nieożywiona nie idzie tak na rękę człowiekowi, zapewniając mu pracę, rozrywkę i lekką przygodę. Przezornie pozostawiona w połowie drogi do doskonałości, pęka dokładnie w tym samym miejscu co wcześniej, pozbawiając człowieka nieprzyjemnej konieczności poszukiwania niestandardowych rozwiązań. Prowizoryczny asfalt regularnie załamuje się przed samym wejściem do sklepu spożywczego, pod którym biegnie posłusznie pękająca na wiosnę rura wodociągowa; wtedy pojawia się usmolona koparka, a do sklepu zaczyna prowadzić sklecony prawdopodobnie jeszcze w czasach sowieckich drewniany mostek. Przyjazna rura na kilka tygodni wyciąga z podejrzanego marginesu społecznego brygadę robotników, socjalizując ich na krótko i przywracając wartość.

Wydawać by się mogło, że takie zorganizowanie pracy przekształca remont w beznadziejną rutynę. Nic z tych rzeczy. Remont nawet skrawka ulicy lub wymiana rurociągu na odcinku kilkudziesięciu metrów natychmiast staje się wydarzeniem medialnym, zwłaszcza w okresie przedwyborczym. Prawdziwie europejskie miasto bowiem powinno mieć trzy wyremontowane przystanki tramwajowe, ciepłą wodę według "poszerzonego grafiku" (dziewięć godzin dziennie zamiast tradycyjnych sześciu) oraz jedną ścieżkę rowerową, która łączy rząd kiosków i płot.

Kiedyś, z dziewiczym zachwytem obserwując zwyczaje Zachodu, byłem zdziwiony remontowaniem dróg w nocy. W moich stronach dróg nigdy nie remontuje się w nocy. Tutaj remont musi być widoczny i tani. Za pracę w nocnych godzinach robotnikom trzeba byłoby dopłacić, a poza tym dobrze, żeby mieszkańcy poczuli wszystkimi zmysłami i całym ciałem ogromne pozytywne zmiany zachodzące w mieście, zwłaszcza gdy godzinami stoi się w kilometrowych korkach.

Właściwie wszystkie kraje byłego Związku Sowieckiego są krajami w stanie flegmatycznego remontu. Wystarczająco powolnego, żeby to, co się naprawia w jednym miejscu, jednocześnie psuło się w innym i w taki sposób przeciągało remont w szczęśliwą nieskończoność. Naprawia się zabytkowe sowieckie maszyny w ocalałych od bankructwa fabrykach i przywiezione z Zachodu stare busy z nieaktualnymi już logami i telefonami firm na bokach, które teraz wożą stare kobiety ze wsi na bazar. Naprawia się, małpuje, przedrzeźnia. Bo remont jest nieudolnym powtarzaniem ruchów kogoś, kto rzecz kiedyś wykonał. Serwis to prowincja, margines fabryki. Jej uproszczony dodatek.

Remontuje się tutaj chaotycznie. Powtarza się ruchy z własnej przeszłości oraz jakieś strzępy, które udało się podpatrzyć u bardziej zaawansowanych sąsiadów. Może chciałoby się coś opowiedzieć o sobie, jakoś się przedstawić, ale opowieść flaczeje jak przebita piłka, więc zakleja się ją wszystkim, co trafi pod rękę. Przepraszamy, zamknięte z powodu remontu. Niegotowe, nieskończone. Dzięki Bogu, tak może trwać i trwać.

Ostap Sływynski (ur. 1978) jest poetą i tłumaczem, wykłada język i literaturę polską na Uniwersytecie Lwowskim.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2011