Apokalipsa nie teraz

To ma być najtrudniejszy sezon polskiego teatru w XXI wieku. Mówi się nawet o katastrofie. Zapowiedzi premier teatrów dramatycznych pozwalają wierzyć, że będzie piękna.

26.09.2022

Czyta się kilka minut

 / OKŁADKA: ANNA PRUSIEWICZ, RENATA SUROWIEC / DO LASU
/ OKŁADKA: ANNA PRUSIEWICZ, RENATA SUROWIEC / DO LASU

Mimo ciemnych ekonomicznych i politycznych chmur nie wierzę w apokaliptyczne wróżby. Teatr w Polsce w o wiele cięższych czasach nie tylko dawał sobie radę, ale wręcz rozkwitał, dowodząc własnej logiki i funkcji odmiennej od tej, którą wciskają mu kibice z prawa i lewa. Zamiast wieszczyć, wolę spokojnie poczekać, co się wydarzy. A choć ilościowa wydajność produkcji zapewne spadnie, jestem niemal pewien, że jako całość polski teatr dostarczy kulturalnym włóczykijom celów licznych podróży, a nam wszystkim da wiele do myślenia.

Nie ulega wątpliwości, że sezon rozpoczęty będzie dopełniał i kontynuował sezon poprzedni. Po pierwsze dlatego, że dzięki dziwacznej praktyce polskich scen polegającej na prezentowaniu nowych przedstawień na zaledwie kilku premierowych pokazach, po czym niegraniu ich tygodniami, a nawet miesiącami, ważne premiery końca sezonu poprzedniego wciąż można oglądać jako nowości. Tak jest z głośnymi inscenizacjami „Ulissesa” Jamesa Joyce’a w Teatrze Polskim w Poznaniu w reż. Mai Kleczewskiej i „Czego nie widać” Michaela Frayna w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku w reż. Jana Klaty. W jakiejś mierze do tej grupy należą wcześniejsze, moim zdaniem koniecznie do zobaczenia, premiery Jakuba Skrzywanka: „Spartakus. Miłość w czasach zarazy” w Teatrze Współczesnym w Szczecinie oraz „Śmierć Jana Pawła II” w Teatrze Polskim w Poznaniu – długo niegrana z powodu niedyspozycji odtwórcy głównej roli, wstrząsającego Michała Kalety.

Po drugie, jesień to czas nadrabiania różnych zaległości dzięki festiwalom. Wprawdzie epoka monumentalnych, międzynarodowych zlotów dobiegła chyba w Polsce końca, ale w październiku teatroman wciąż może tęsknić za możliwością bilokacji, bo niemal w tym samym czasie odbywają się: Kielecki Międzynarodowy Festiwal Teatralny (27 września–13 października), lubelskie Konfrontacje Teatralne (1-30 października), bydgoski Festiwal Prapremier (14-29 października) i Festiwal Dramaturgii Współczesnej „Rzeczywistość przedstawiona” w Zabrzu (15-23 października). Kolejny miesiąc to prestiżowy Festiwal Sztuki Reżyserskiej „Interpretacje” w Katowicach (21-27 listopada), a cały rok jak zawsze podsumuje w grudniu krakowska Boska Komedia.

Jednak konsekwencje i kontynuacje poprzedniego sezonu dotyczą nie tylko premier, ale też przełomowych zmian w ważnych instytucjach. Najgłośniejszą jest oczywiście rozpoczęcie rządów Moniki Strzępki i jej kobiecej ekipy w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Już ich pierwszy akt – sabat otwarcia z wystawieniem posągu waginy – okazał się niezwykle skuteczną akcją, wywołując falę kompromitujących bzdur publikowanych w prawicowych mediach. Na pewno warto czekać na to, czy i jak po tym trzęsieniu ziemi napięcie będzie rosnąć. Wprawdzie początek sezonu zapowiada się dość spokojnie, bo od spektakli inspirowanych biografią Simony Kossak (twórczyni Lucy Sosnowska) oraz powieścią Ottessy Moshfegh pod brzmiącym niemal wyzywająco w kontekście „afery Dramatycznego” tytułem „Mój rok relaksu i wypoczynku” (reż. Katarzyna Minkowska), ale i tak już ekscytują co poniektórych przede wszystkim „Heksy” Agnieszki Szpili, które ma reżyserować sama dyrektorka. Waląca na oślep prawica już zbiera chrust!

Od teatru wciąż i wciąż wymaga się mierzenia z bieżącymi wydarzeniami, wcześniej z pandemią, teraz z wojną. I narzeka się, że reaguje słabo i wolno. A to nieprawda: zarówno na pandemię, jak i na wojnę w Ukrainie teatr polski zareagował szybko, zdecydowanie i na swoje możliwości więcej niż skutecznie. Także wieloma przedstawieniami dotyczącymi bezpośrednio wojny, często realizowanymi z udziałem twórców i twórczyń z Ukrainy. I będzie to czynił nadal (kolejne premiery zapowiadają na jesień m.in. teatry Śląski w Katowicach i Szaniawskiego w Wałbrzychu). Ale rolą teatru jest czynne myślenie z zasady niedające się unosić bieżącym nurtom, równoważące je.

Z taką logiką zgodne jest konsekwentne podtrzymywanie zainteresowania tematem katastrofy klimatycznej, która wielu przestała wydawać się ważna. Podejmą go zapowiadane na jesień premiery warszawskiego Studio („Wyspa Jadłonomia”, reż. Maciej Podstawny, o ekologicznych kontekstach racjonalnego odżywiania), łódzkiego Teatru Nowego („Kocha, nie kocha”, reż. Tomasz Śpiewak – pieśni Schuberta jako punkt wyjścia do refleksji o antropocenie) oraz warszawskiego Teatru Powszechnego, gdzie duet Weronika Szczawińska i Piotr Wawer Junior zajmą się fascynującym światem grzybów jako potencjalnym modelem alternatywnych sieci współpracy. Brzmi odlotowo? Ale właśnie tak trzeba dziś myśleć, by nie dać się nabrać na opowieść o rzekomo jedynej twardej rzeczywistości: wojny, przemocy i śmierci.

Niejako na drugim biegunie lokuje się zapowiadany przez warszawskie Studio pierwszy od dawna polski projekt pracującego głównie w krajach bałtyckich, a cieszącego się wielkim uznaniem w całej Europie Łukasza Twarkowskiego. Pod tytułem „The Employees” kryje się antyutopijna podróż do świata opanowanego przez biurokrację. Z kolei o (nie)możliwym, ale realnie działającym modelu idealnej rodziny w kontekście zakazów dotyczących osób z niepełnosprawnością intelektualną opowie spektakl Justyny Sobczyk „Rodzina”, powstający w koprodukcji Teatru 21 i TR Warszawa (premiera już 30 września).

Do współczesnych tematów z pewnością nawiąże jedna z najbardziej oczekiwanych premier jesieni – nowa inscenizacja Mai Kleczewskiej. Wiosną reżyserka zapowiadała, że w listopadzie wystawi w Katowicach „Wesele”, co po krakowskich „Dziadach” brzmiało jak kontynuacja narodowych rozliczeń. Jednak ostatecznie na scenie Teatru Śląskiego Kleczewska pokaże swoją adaptację powieści Jonathana Littella „Łaskawe”. Choć zmiana tytułu może niektórych rozczarowywać, to z pewnością nie oznacza ona zmiany kalibru wydarzenia.

Spory kaliber artystyczny i polityczny może mieć też zapowiadane na początek grudnia w Teatrze Nowym w Łodzi przedstawienie pod roboczym tytułem „Smoleńsk”. Młodzi twórcy, reżyser Jakub Zalas i dramaturg Piotr Pacześniak, podejmą kolejną już w teatrze próbę zrozumienia i pokazania tego, co ujawniło i ustanowiło się w polskim społeczeństwie po katastrofie smoleńskiej.

A skoro padło hasło „Smoleńsk”, to zaraz za nim pojawić się musi stały i wciąż podejmowany przez teatr (w odróżnieniu od wielu innych dziedzin twórczości) temat romantyzmu, jego ambiwalencji i silnego a niejednoznacznego wpływu na współczesność. Wprawdzie oficjalnie ogłoszony rok romantyzmu skupia się na (także teatralnych) edukacyjnych grach z najwyraźniej uznanymi za bezpieczne „Balladami i romansami”, ale wiele polskich scen wypuszcza się na o wiele bardziej burzliwe wody. Najodważniejszy okazał się Teatr Modrzejewskiej w Legnicy, gdzie Piotr Cieplak wystawi najbardziej dziś ryzykowną (i dlatego konieczną do ponownej lektury) pozycję repertuaru romantycznego: „Sen srebrny Salomei” Juliusza Słowackiego. Czy i jak zabrzmi dziś monolog „Ach, Ukrainy nie będzie…”?

Sporo odwagi ma także Małgorzata Warsicka, która w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie pracuje nad „Księciem niezłomnym” Calderona/Słowackiego. Przedstawienie, którego premiera ma się odbyć w grudniu, zapowiadane jest jako… wydarzenie muzyczne.

Do problemów polskiego romantyzmu po raz kolejny wraca też duet reżysersko-dramaturgiczny Radosław Stępień–Konrad Hetel. W Teatrze Wybrzeże zmierzą się z jednym z najbardziej kontrowersyjnych i fascynujących zarazem zjawisk z tego kręgu: Kołem Sprawy Bożej. Mistrz Andrzej i bracia pojawią się w gdańskiej Starej Aptece 14 października.

Do okołoromantycznych sprzeczności, wirów i ech, choć już niekoniecznie polskich, nawiązywać będą także trzy premiery przygotowywane na jesień przez twórców, których każda nowa propozycja zasługuje na uwagę. I tak Jędrzej Piaskowski i Hubert Sulima zaprezentują w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach swoją interpretację „Frankensteina” Mary Shelley, Marcin Liber we Wrocławskim Teatrze Współczesnym wyreżyseruje dramat Petera Weissa znany pod skróconym tytułem „Marat/Sade”, a Michał Zadara zaprezentuje w Teatrze Narodowym w Warszawie swoją wersję „Ksiąg Jakubowych” Olgi Tokarczuk. Do romantyzmu i znanej powieści odwołuje się też druga narodowa scena – Stary Teatr w Krakowie, gdzie pierwszą premierą sezonu ma być w listopadzie adaptacja głośnej „Baśni o wężowym sercu” Radka Raka w reż. Beniamina M. Bukowskiego.

Obok tematów o globalnym i narodowym zasięgu, teatr polski od dekad specjalizuje się w eksplorowaniu miejsc, zjawisk i zdarzeń o szczególnym znaczeniu lokalnym. W taki bliski sposób pracują ze swoim otoczeniem zwłaszcza sceny na Dolnym Śląsku, w Legnicy i Wałbrzychu (ta druga poprzedni sezon zakończyła musicalem o księżniczce Daisy, ten zaś otwiera przedstawieniem „Marta. Figura serpentinata” o legendarnej nauczycielce miejscowego liceum, scen. i reż. Sebastian Majewski). Jednak w tym sezonie to Górny Śląsk zdaje się deklasować Dolny, jeśli chodzi o liczbę przedstawień podejmujących tematykę lokalnej tożsamości, widzianej zresztą we wcale nieoczywistych połączeniach. I tak Śląsk z Zagłębiem łączy premiera sztuki Przemysława Pilarskiego „Węgla nie ma” (tyle razy już mówiono, że to tytuł proroczy, że aż nie wypada tego powtarzać) – tę miejscową historię kryminalną reżyseruje w katowickim Teatrze Śląskim dyrektor artystyczny Teatru Zagłębia w Sosnowcu Jacek Jabrzyk (premiera odbyła się 16 września, ale przedstawienie pokazano tylko trzy razy, więc gdy wróci na afisz, wciąż będzie nowością). Scena sosnowiecka zaś zestawia lokalną historię z globalnie rozpoznawanym dziełem, jakim jest powieść graficzna Arta Spiegelmana „Maus”. „Środula. Krajobraz Mausa” według tekstu Igi Gańczarczyk w reż. Remigiusza Brzyka osadza losy jej bohaterów w sosnowieckiej dzielnicy, zamienionej w czasie okupacji w getto.

Do zupełnie innej przeszłości i innych emocji odwołuje się reżyserujący tym razem poza Legnicą Jacek Głomb. Znany z pasji i wiedzy piłkarskiej dyrektor „Modrzejewskiej” wystawia w Teatrze Nowym w Zabrzu specjalnie napisaną przez Katarzynę Knychalską sztukę „Chłopcy z Roosevelta”, o złotych latach drużyny Górnika Zabrze. Co ciekawe, ten sam legnicki duet odpowiada za jeszcze wrześniową premierę spektaklu „Papusza znaczy lalka” przygotowaną i wystawioną także w lokalnym kontekście na scenie Teatru im. Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim. Najwyraźniej lokalność i nostalgię da się eksportować.

Nie tylko nostalgia sprawia, że nadchodzącą jesienią polskie sceny dość powszechnie wracać będą do ostatnich dekad minionego stulecia. Rozpoczęła już (jak słychać – znakomicie) Agnieszka Jakimiak, pokazując na Festiwalu Łódź Czterech Kultur zrealizowany w koprodukcji z nim przez Teatr im. Fredry w Gnieźnie autorski spektakl „Miła robótka”. Oparty na reportażach Ewy Stusińskiej, opowiada o pierwszych latach rodzimego przemysłu pornograficznego, rozwijającego się na fali kapitalistycznej transformacji. Powrót do mitów kultury popularnej tego samego okresu zapowiada też teatr w Wałbrzychu, zapraszając najpierw, 28 października, na spotkanie z „Niewolnicą Isaurą” w spektaklu według tekstu Martyny Majewskiej i Agnieszki Wolny-Hamkało, w reżyserii tej pierwszej, a następnie, 16 grudnia, na sparing z samym Andrzejem Gołotą w czasie premiery sztuki „Bił sobie Andrzej” Mariusza Gołosza, w reżyserii debiutanta Macieja Hanuska.

Zupełnie już nie nostalgicznym, a za to bardzo frapującym powrotem do ostatniej dekady XX w. jest propozycja Wojciecha Farugi, który na scenie Teatru Narodowego w Warszawie pokaże własną wersję serialu Krzysztofa Kieślowskiego „Dekalog”. Kulminacją tych powrotów w okołotransformacyjną przeszłość będzie zapowiadany wręcz jako polski odpowiednik słynnego „Hamiltona” rapowany spektakl Katarzyny Szyngiery o roku 1989, którego premierę na grudzień zapowiada Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie.

Jeśli te wszystkie propozycje nie przekonają, że to jeszcze nie koniec i jeszcze wiele przeżyjemy w teatrze, to pozostaje albo wraz z Małgorzatą Sikorską-Miszczuk (tekst) i Wawrzyńcem Kostrzewskim (reżyseria) uciec do świata „Alicji w krainie snów” (premiera 8 listopada w warszawskim Ateneum), albo razem z Janem Englertem przyjąć postawę mizantropa (premiera dramatu Moliera w Teatrze Narodowym już w grudniu).©

A po nasz przewodnik po jesiennych spektaklach dla najmłodszych widzów zapraszamy na stronę powszech.net/teatrdzieciom. Szczególną uwagę poświęciliśmy 26. Międzynarodowemu Festiwalowi Teatrów dla Dzieci i Młodzieży „Korczak dzisiaj”, który potrwa od 11 do 23 października.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Profesor w Katedrze Performatyki na UJ w Krakowie. Autor książki „Teatra polskie. Historie”, za którą otrzymał w 2011 r. Nagrodę Znaku i Hestii im. Józefa Tischnera oraz Naukową Nagrodę im. J. Giedroycia.Kontakt z autorem: dariusz.kosinski@uj.edu.pl

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2022

Artykuł pochodzi z dodatku „Jesienny włóczykij kulturalny