Anarchiści i zakonnica

Pandemia uświadamia, że potrzebujemy nowego przepisu na świat. Są ludzie, którzy zamiast go szukać, zmieniają rzeczywistość. Czynią to z różnych motywów.

01.03.2021

Czyta się kilka minut

S. Aldona Skrzypiec i Food Not Bombs / JACEK TARAN x2
S. Aldona Skrzypiec i Food Not Bombs / JACEK TARAN x2

O siostrze Aldonie Skrzypiec przeczytałem na Facebooku. Jezuita Grzegorz Kramer napisał o niej: „Ludzie w Opolu! Po waszych ulicach chodzi skarb”. Grupę Food Not Bombs (Jedzenie Zamiast Bomb) znałem z krakowskich ulic. Zarówno s. Aldona, jak i FNB działają na rzecz bezdomnych i potrzebujących. Ich inicjatywy są oddolne – poza strukturami. Ze swoją pomocą trafiają do konkretnych ludzi. Kierują nimi różne motywacje, ale łączy ten sam cel.

Dwie kuchnie

Kuchnia pierwsza – Opole. Dom Nadziei, dzienne centrum pomocy osobom bezdomnym i ubogim zlokalizowane w piwnicach Diecezjalnego Domu Księży Emerytów. S. Aldona czeka na mnie na zewnątrz. – Wchodzisz do kosmosu – woła z uśmiechem, kiedy wchodzimy do wnętrza.

Trafiam na moment, w którym jedna grupa skończyła śniadanie i przychodzi kolejna – z powodu epidemii wydawanie posiłków podzielono na trzy tury. Ktoś prosi o zmianę opatrunku. – Idź do kuchni, tam ci wszystko pokażą – mówi do mnie i znika z potrzebującym w ciemnym korytarzu.

W kuchni wolontariuszki przydzielają zadania. Rozkładam na talerze po dwie parówki, pół serka topionego, bułkę, na deser duży kawał ciasta drożdżowego. Zanoszę na salę, potem pomagam przy myciu naczyń.

Kuchnia druga – Kraków, dawna przemysłowa dzielnica. Dziś nowoczesne apartamentowce mieszają się tu z pofabrycznymi ruderami z początku XX wieku. W jednej z nich mieści się miejsce nieformalnych inicjatyw społecznych. Ciasne, nieogrzewane pomieszczenie zawalone podarowanymi ciuchami, wszystko popakowane w foliowe worki. Wewnątrz kilka osób przygotowuje posiłek i pakuje ubrania. Rozmawiamy przy małym stoliku, kroimy warzywa na zupę – marchew, cebula, seler. Na podwórku palnik przypięty do butli z gazem, na palniku wielki gar. Za parę godzin to wszystko trafi na krakowskie Planty, gdzie zostanie rozdane potrzebującym.

Opolski Dom Nadziei został otworzony w sierpniu 2020 r. S. Aldonie ze Zgromadzenia Misyjnego Służebnic Ducha Świętego udało się zgromadzić środki na remont piwnic i przekonać do tej idei zarówno władze diecezji opolskiej, jak i kościelną opozycję. Dzisiaj ze śniadań i obiadów korzysta ponad 50 osób. S. Aldona jest też pielęgniarką anestezjologiczną, pracuje na bloku operacyjnym opolskiego szpitala klinicznego oraz w dziecięcym hospicjum domowym. Profesja pozwala jej świadczyć pomoc bezdomnym również w zakresie podstawowych usług medycznych. W grudniu 2020 r. została uhonorowana nagrodą Żar Serca – „za wierność chrześcijańskim ideałom, pracę na rzecz innych ludzi oraz działania na rzecz integracji i obalania murów między różnymi środowiskami”. Nagroda przyznawana jest przez opolskie Duszpasterstwo Akademickie jezuitów.

Food Not Bombs to międzynarodowy ruch powstały na początku lat 80. XX w. w USA. Był protestem przeciwko wydawaniu publicznych pieniędzy na zbrojenia przy jednoczesnym zaniedbaniu potrzeb najbiedniejszej części społeczeństwa. Trudno nazwać go organizacją. To raczej siatka rozproszonych po całym świecie grup, skupionych wokół idei pomagania bezdomnym i potrzebującym. Ich działania oparte są na trzech zasadach: FNB nigdy nie będzie formalną organizacją, każdy oddział FNB jest autonomiczny i nie posiada wewnętrznej hierarchii; wydawane posiłki są wegetariańskie i wegańskie; ruch ma charakter otwarty – może przyłączyć się do niego każdy, kto podziela jego idee. Pierwszy kolektyw FNB w Polsce powstał we Wrocławiu w 1997 r. Dzisiaj grupy FNB działają w 30 polskich miastach, ich członkowie wywodzą się zazwyczaj z ruchów anarchistycznych i lewicowych.

Człowiek

Dominika z FNB: – Wszystko, co tutaj robimy, dzieje się z poczucia człowieczeństwa, z empatii, ze zrozumienia, że po prostu tak trzeba. Żyjemy w systemie, który jest niewydolny. Trzeba w drugim człowieku dostrzec człowieka.

Magda, siostra bliźniaczka Dominiki: – Czuję się uduchowiona, ale Bóg nie jest mi tutaj do niczego potrzebny. Kiedyś pomogłam kobiecie, która była świadkiem Jehowy. Zaczęła mi opowiadać, że to Bóg mnie zesłał. Nieprawda, ja tylko dostrzegłam potrzebę drugiego człowieka i na nią zareagowałam tak, jak podpowiadało mi moje sumienie. To wynika z mojego poczucia obowiązku wobec kogoś innego.

S. Aldona przyznaje, że podstawą wszystkiego, co pcha ją do pomagania bliźniemu, jest jego człowieczeństwo, ale drogowskazem dla niej są słowa Jezusa: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, mnieście uczynili, bo byłem głodny, a daliście mi jeść”.

– Wierzę w te słowa, towarzyszą mi wszędzie. One nie mówią o wielkich rzeczach: „załatwiliście mi mieszkanie, zawieźliście mnie na detoks”; nie, potem wszystko z tego wynika. Świeża historia: godzina 23, dzwonek do drzwi, byłam już gotowa do spania, a tu ktoś się dobija. Włącza mi się wtedy taka lampka w głowie, że ktoś potrzebuje pomocy, ale też rodzi się myśl: Boże, to Ty sprawdzasz, czy jestem gotowa. Widzę, że przed bramą stoi chłopak z psem. Mówi, że potrzebuje pomocy. Zaczęłam mu opowiadać o Domu Nadziei, mówię: przyjdź jutro. A on do mnie: „Siostro, ja jestem głodny, jutro to już nadziei nie będzie”. Zrobiłam mu jedzenie, wzięłam też coś dla psa, a on mi mówi: „Ja pierdolę, tak tylko nacisnąłem, a nie spodziewałem się, że ktoś mi pomocy udzieli o tej porze”. Był bardzo zaskoczony, ja zresztą też – tym, co mi powiedział.

Wędka

Organizacje czy osoby pracujące na rzecz potrzebujących spotykają się z zarzutem, że konserwują bezdomność – dają rybę, a nie wędkę. Piotr, znany w Krakowie aktywista, również członek grupy FNB: – Ale tak właśnie trzeba! Jak im nie damy dzisiaj tej ryby, to następnym krokiem może być śmierć. Zapewniamy doraźną pomoc na elementarnym poziomie. Ci ludzie nic nie mogą zrobić ze sobą, jeśli będą notorycznie głodni. To nie zmienia ich sytuacji na dłużej, ale jest rozwiązaniem wyboru dramatycznego: żyć czy umrzeć, szczególnie teraz, kiedy jest zima i wokół szaleje epidemia. Wędkę powinno zapewnić im państwo, nie my. Ale system nie działa, system udaje, że nie widzi tych ludzi.

Franek, student geologii na AGH: – To nieprawda, że oni są bezdomni na własne życzenie. Jeśli wychodzisz z domu, w którym jest problem alkoholowy, to z ogromnym prawdopodobieństwem będziesz go dziedziczył. Nie możesz być kowalem własnego losu, jeżeli zamiast żelaza dostajesz gówno.


Czytaj także: Marcin Choduń: Przytulisko


Podobnie sprawę widzi s. Aldona z Opola: – Dopiero jak ich nakarmimy, możemy starać się o dalszą pomoc – mówi. – Często trzeba załatwić im dowód osobisty czy ubezpieczenie, ale to są kroki kolejne.

Magda: – Krytykują zazwyczaj ci, którzy sami nic nie robią, to takie głupie usprawiedliwianie własnego lenistwa. Jeśli ktoś robi cokolwiek na rzecz biednych, to nie można mu nigdy zarzucać, że robi coś złego.

Pokora

Na pytanie, po co to robi, s. Aldona odpowiada ze śmiechem: – Często słyszę: „Aleś ty głupia, po co ci to?”. Oczywiście, że pomaganie daje osobistą satysfakcję, daje radość, ale to na początku. Ja jestem na takim etapie, w którym już się o tym nie myśli. Trzeba też liczyć się z tym, że czasami to jest daremny trud. Robię wszystko, co w mojej mocy, a resztę zostawiam Panu Bogu. Co chwilę jesteśmy na pogrzebie, ale nie odczytuję tego jako porażki. Ostatnio odszedł od nas Arek, miał 38 lat. Kiedy go poznaliśmy, był w strasznym stanie. Udało się nam postawić go na nogi, załatwił sobie nawet jakiś zasiłek. Kilka dni przed jego śmiercią siedzieliśmy tu przy śniadaniu – a wielokrotnie namawiałam go wcześniej na terapię – i on wtedy powiedział: „Siostro, siedemnastego biorę zasiłek i zgłaszam się na detoks”. To było, niestety, nasze ostatnie spotkanie. Osiemnastego odbył się jego pogrzeb. Gdyby oceniać po ludzku: porażka. Ale myślę, że wcale nie, że Bóg to widzi inaczej.

Zarówno s. Aldona, jak i działacze kolektywu FNB są zgodni w tym, że aby móc czerpać siłę i satysfakcję z pomagania osobom w tak trudnych sytuacjach, trzeba wyzbyć się oczekiwań. Dominika: – Nie oczekuję od nich niczego, bo to byłoby jak jakaś transakcja, jak świadczenie usługi. Potrzebują, to im daję, i na tym się kończy nasza rola. Nie wnikam w to, czy oni będą pić, czy znajdą pracę.

S. Aldona: – Nie można oczekiwać, że nasze działania zmienią każdego z nich. Czasami znów wracają na ulicę, ale to nie jest powód, żebyśmy mieli przekreślać miłosierdzie. Jeśli się uda przywrócenie im poczucia własnej wartości, to już jest zwycięstwo.

Dominika: – Uczę się od nich tego, że nie można ludzi wartościować. Ja i moja siostra miałyśmy dobry start, kochającą się rodzinę, która dużo nam dała. W stosunku do nich to stawia nas w pozycji uprzywilejowanej.

– Oni są bardzo naturalni, szczerzy – dodaje s. Aldona. – Często wprost powiedzą, co o tobie myślą, a to uczy pokory, przyjmowania krytyki od kogoś, ponad kogo łatwo jest się nam wywyższać.

Afryka tutaj

W rozmowie z s. Aldoną co rusz dochodzi do głosu jej silna wiara w to, że w każdej potrzebującej pomocy osobie spotyka Chrystusa. Odnajdywanie Boga w ludziach widzi jako łaskę, na którą sobie nie zasłużyła. – To jest ten sam Bóg, którego ja adoruję w Najświętszym Sakramencie – deklaruje.

Wspomina też pewne zdarzenie, gdy pierwszy raz przyjechała do Opola w odwiedziny do koleżanki. – Było późno, miała przyjść po mnie na dworzec, czekałam, mnóstwo ludzi wokół, i nagle z tego tłumu wyłonił się bezdomny, który uklęknął przede mną i powiedział: „Witaj w Opolu”. Wtedy nawet nie planowałam tutaj mieszkać, czułam się zawstydzona. On z tymi swoimi torbami, ja z bezradnością; nie wiedziałam, co zrobić. Dzisiaj wiem, jak bardzo to było symboliczne i prorocze. Jestem w zgromadzeniu misyjnym i zawsze marzyłam o tym, żeby pojechać do Afryki. Byłam krótko w Brazylii, ale ta Afryka zawsze mi siedziała z tyłu głowy. Rozmawiałam o tym z biskupem, a on mi mówi: „Nie widzisz, że tu masz misję, że tu się realizujesz?”. Nie chciałam go słuchać, myślałam sobie: czego ten facet chce ode mnie? Jestem tu na chwilę, mogę to robić teraz, tymczasowo, ale przecież ja zaraz jadę do Afryki! Dopiero dzięki byciu razem z bezdomnymi i z wolontariuszami oraz dzięki radości, sile i wsparciu, które oni mi dają, zrozumiałam, że to właśnie jest moja misja, to jest moja Afryka, tutaj w Opolu.

Pomagać

Słuchając opowieści o Domu Nadziei i ruchu Food Not Bombs, Beata Kowalska, profesor socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, komentuje: – Te historie przypominają mi książkę „Wiek empatii” Fransa de Waala, która pokazuje, jak głęboko sięgają korzenie ludzkiej empatii i życzliwości. Choć rzesze polityków i ekonomistów wmawiają nam, że społeczeństwo skazane jest na ciągłą walkę o dominację, to jednak to, co naprawdę się liczy, to współpraca i dzielenie się. Po tych wielu pandemicznych miesiącach czujemy to dogłębnie. Wobec niewydolności współczesnych państw słychać głosy, że potrzebujemy wyobrażenia sobie świata na nowo. Świata, w którego centrum będą takie wartości, jak opieka i współpraca, a nie rywalizacja i zysk. Te i podobne inicjatywy pokazują, że taki świat jest możliwy. ©℗

Dom Nadziei

DZIAŁA PRZY UL. KSIĄŻĄT OPOLSKICH 44 W OPOLU. Założyła go s. Aldona Skrzypiec. Jego drzwi otwarte są dla każdej ­potrzebującej ­osoby. Śniadania wydawane są codziennie od godz. 9. Można tu też skorzystać z pralni, ­łazienki, ­uzyskać podstawową pomoc medyczną. Dom utrzymywany jest z darowizn ­fizycznych i finansowych wpłacanych na specjalne subkonto. W każdej chwili można się też zgłosić do pracy w charakterze wolontariusza.

Kolektyw Food Not Bombs

TWORZY GO W KRAKOWIE obecnie ok. 20 osób. Wydawanie posiłków, ubrań i środków higienicznych odbywa się w każdą niedzielę o godz. 15 przy przejściu podziemnym koło Teatru Słowackiego. Warzywa pozyskiwane są od rolników z okolic Skawiny, pieczywo bezinteresownie przekazuje piekarnia J.M. Dąbrowscy ze Skawiny. W grupie działają ­freeganie, którzy pozyskują żywność od supermarketów pozbywających się produktów z kończącym się terminem przydatności. Ubrania i artykuły higieniczne można przekazywać osobiście po kontakcie przez facebookową stronę Food Not Bombs Kraków (tam można też znaleźć link do ciągle aktywnej internetowej zrzutki i wspomóc działania również finansowo) lub w każdym innym mieście, w którym działają oddziały FNB. Grupa otwarta jest dla wszystkich, którzy chcą aktywnie włączyć się w pomoc potrzebującym.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Fotoreporter i dziennikarz, fotoedytor „Tygodnika Powszechnego”. Jego prace publikowane były m.in w „Gazecie Wyborczej”, „Vogue Polska”, „Los Angeles Times”, „Reporter ohne Grenzen”, „Stuttgarter Zeitung”. Z „Tygodnikiem” współpracuje od 2008 r. Jest też… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2021