Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Współorganizator uroczystości, związek zawodowy "Solidarność", znajdował się w niezręcznej sytuacji, zmuszony do konfrontacji z Solidarnością lat osiemdziesiątych. Z racji całkiem oczywistych nie jest on dziś wielkim ruchem narodowym, a dużym związkiem zawodowym tout court. Będąc spadkobiercą nazwy i tradycji, jest w takiej sytuacji, jak syn geniusza, który geniuszem nie jest. Ale ponieważ jest prawym potomkiem, nie ma żadnych racji, by odmawiać mu prawa do dziedzictwa ani by czynić mu zarzuty z tego, że nosząc to samo nazwisko, nie jest tym, który to nazwisko wsławił.
Można jednak odnieść wrażenie, że związek zawodowy "Solidarność" sam chciał się w takiej sytuacji znaleźć. Udając głos z przeszłości, zabrał się do rozliczania teraźniejszości i wynikła z tego zwykła, polityczna awantura. Jak napisał w "Rzeczpospolitej" Bogdan Lis, "miała być radość, a wyszła kompromitacja". W obchodach pomyślanych jako związkowy zjazd wszystko było przewidywalne i nikt nie musiał - jak sugeruje na tych samych łamach Krzysztof Świątek - niczego reżyserować. Jedno wystąpienie prowokowało następne, pierwsza awantura - drugą. Każdy odegrał swoją rolę i każdy pozostał sobą.
Dawni nasi bohaterowie przyjechali więc do Gdyni, żeby sobie nawzajem naubliżać. Tak bywa. Czy ten dzień odegra jakąkolwiek rolę historyczną, nie sądzę. Radzę natomiast: dopóki żyją bohaterowie naszych "Miesięcy", nie róbmy rocznicowych spędów. Czyż nie lepiej wychodzą nam akademie ku czci umarłych? Ustalać kto, gdzie i kiedy był, znacznie wygodniej można w klubie seniora. Słuchanie na przemian zużytych banałów, a potem inwektyw - to strata czasu. A że tysiące Polaków przed telewizorami oczekiwało odtworzenia tamtego klimatu, przywrócenia dawnej wiary? Nic z tego nie wyszło i pozostał niesmak oraz poczucie dobrze znanego absurdu.
Na zjazd kombatantów radzę się więc umówić na 60. rocznicę. W 2040 r. będziecie mogli spokojnie czcić i wspominać. A że większości z nas już wtedy nie będzie? "To smutne", mógłby powiedzieć Stanisław Lem.