Ale zjazd

"To smutne", zwykł z niejakim roztargnieniem mawiać Stanisław Lem, kiedy ktoś mu opowiadał coś, co miało go - zdaniem rozmówcy Lema - zbulwersować, a nie zbulwersowało. Chciałoby się podobnie skomentować gdyńskie obchody 30. rocznicy Sierpnia ‘80, powstania Solidarności i podpisania historycznego dokumentu.

08.09.2010

Czyta się kilka minut

Współorganizator uroczystości, związek zawodowy "Solidarność", znajdował się w niezręcznej sytuacji, zmuszony do konfrontacji z Solidarnością lat osiemdziesiątych. Z racji całkiem oczywistych nie jest on dziś wielkim ruchem narodowym, a dużym związkiem zawodowym tout court. Będąc spadkobiercą nazwy i tradycji, jest w takiej sytuacji, jak syn geniusza, który geniuszem nie jest. Ale ponieważ jest prawym potomkiem, nie ma żadnych racji, by odmawiać mu prawa do dziedzictwa ani by czynić mu zarzuty z tego, że nosząc to samo nazwisko, nie jest tym, który to nazwisko wsławił.

Można jednak odnieść wrażenie, że związek zawodowy "Solidarność" sam chciał się w takiej sytuacji znaleźć. Udając głos z przeszłości, zabrał się do rozliczania teraźniejszości i wynikła z tego zwykła, polityczna awantura. Jak napisał w "Rzeczpospolitej" Bogdan Lis, "miała być radość, a wyszła kompromitacja". W obchodach pomyślanych jako związkowy zjazd wszystko było przewidywalne i nikt nie musiał - jak sugeruje na tych samych łamach Krzysztof Świątek - niczego reżyserować. Jedno wystąpienie prowokowało następne, pierwsza awantura - drugą. Każdy odegrał swoją rolę i każdy pozostał sobą.

Dawni nasi bohaterowie przyjechali więc do Gdyni, żeby sobie nawzajem naubliżać. Tak bywa. Czy ten dzień odegra jakąkolwiek rolę historyczną, nie sądzę. Radzę natomiast: dopóki żyją bohaterowie naszych "Miesięcy", nie róbmy rocznicowych spędów. Czyż nie lepiej wychodzą nam akademie ku czci umarłych? Ustalać kto, gdzie i kiedy był, znacznie wygodniej można w klubie seniora. Słuchanie na przemian zużytych banałów, a potem inwektyw - to strata czasu. A że tysiące Polaków przed telewizorami oczekiwało odtworzenia tamtego klimatu, przywrócenia dawnej wiary? Nic z tego nie wyszło i pozostał niesmak oraz poczucie dobrze znanego absurdu.

Na zjazd kombatantów radzę się więc umówić na 60. rocznicę. W 2040 r. będziecie mogli spokojnie czcić i wspominać. A że większości z nas już wtedy nie będzie? "To smutne", mógłby powiedzieć Stanisław Lem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2010