Agon wielkanocny

Trzy festiwale w różnych miastach Polski powstawały jako konkurencyjne wobec siebie. Zmieniają się na dobre i na złe, a nam przybywa wrażeń.

23.04.2017

Czyta się kilka minut

Festiwal Misteria Paschalia w Krakowie: Brockes-Passion w wykonaniu Ensemble Pygmalion pod dyrekcją Raphaëla Pichona.  / Fot. Wojciech Wandzel / KBF
Festiwal Misteria Paschalia w Krakowie: Brockes-Passion w wykonaniu Ensemble Pygmalion pod dyrekcją Raphaëla Pichona. / Fot. Wojciech Wandzel / KBF

Na początku był chyba Salzburg. Piękne miasto, które od 1967 r. słynęło nie tylko Mozartem, ale i wielkim festiwalem muzycznym. Wówczas właśnie ten ostatni otrzymał konkurencję: drugi festiwal, założony przez Herberta von Karajana z orkiestrą Berliner Philharmoniker jako rezydentem, miał odbywać się w okresie Wielkiego Tygodnia.

Wtedy rozpoczęła się moda na festiwale wielkanocne. Po zaszczepieniu jej w Polsce zaowocowała trzema dużymi imprezami. Od najstarszego, Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena, który rozwinął się w Krakowie, a następnie przeniósł do Warszawy, przez Misteria Paschalia, które w Krakowie weszły na jego miejsce, po wielkanocną odsłonę gdańskiego festiwalu Actus Humanus, którą Filip Berkowicz zainaugurował w tym roku – gdy został wyproszony z wymyślonych przez siebie krakowskich Misteriów.

Trzy imprezy, z demiurgicznym krakowskim magistratem w tle, w roli siły prowokującej (zarówno pozytywnej, jak i negatywnej) stają do współzawodnictwa – o uwagę słuchaczy, mediów, o czas na radiowej antenie (w tym roku radiowa Dwójka koncert jednego festiwalu transmitowała na żywo, a drugiego z dwugodzinnym opóźnieniem...). Więc dlaczego w Wielkanoc? Święta burzą codzienną rutynę, co oznacza, że jest szansa, by więcej czasu wygospodarować na kontakt ze sztuką, ta natomiast pomaga głębiej przeżyć tajemnice (misteria...) Wielkiego Tygodnia i Wielkiej Nocy. Ponadto Wielkanoc to w znacznie mniejszym stopniu rodzinna uroczystość niż Boże Narodzenie: świat na Wielkanoc chętniej podróżuje. Wreszcie: żadne inne święto nie sprowokowało tak obfitej i tak genialnej twórczości – jako symbol dość wspomnieć dwie Pasje Bacha – jak uroczystości związane z ukrzyżowaniem i zmartwychwstaniem Chrystusa.

Bez konkurencji

Festiwal Beethovenowski po niemałej awanturze w Krakowie w 2004 r. zasadniczo przeniesiony został do Warszawy (zasadniczo, gdyż pojedyncze i wcale nie mniej istotne związane z nim wydarzenia odbywają się też w kilku innych miastach, w tym roku w Krakowie, Gdańsku, Katowicach, Lublinie, Radomiu, Szczecinie, Zabrzu – co podwoiło liczbę festiwalowych koncertów), gdzie znalazł dla siebie miejsce i jest oczekiwanym corocznym wydarzeniem. Dwa tygodnie wypełnione są koncertami, na których nie brakuje publiczności. Trudno jednak o drżenie serca przy lekturze programu festiwalu. Naturalnie miło posłuchać mniej znanych orkiestr azjatyckich czy – jak w tym roku – armeńskiej młodzieżówki, ciekawie sięgnąć po bliżej nieznanych, młodych solistów – dobrze jest poszerzać zakres swej wiedzy i naprawdę nie chodzi o deprecjonowanie takich okazji. Ale wiedzę można też poszerzać przez weryfikację sztuki artystów znanych, porównanie wyobrażeń i utrwalonych rejestracjami przekonań z aktualnymi wykonaniami na żywo. Doświadczenie bezcenne, kształtujące naszą znajomość współczesnych sposobów funkcjonowania muzyki: nagrań i koncertów. Co jest prawdą, a co sztucznym tworem – w jednym i drugim? W „festiwalach gwiazd” wartością nie jest więc samo „gwiazdorstwo”, lecz właśnie wzrost świadomości słuchaczy. Którego inaczej nie da się uzyskać.

Festiwal Beethovenowski zatrzymał się jednak w myśleniu o programie na poziomie końca lat 90., gdy faktycznie wyznaczał nową jakość i standardy. Były to jednak czasy, kiedy cieszyliśmy się, że ktokolwiek chce do nas przyjechać. I w tej formule zastygł, lecz wciąż – będąc, ze swoim profilem repertuarowym, bezwzględnie potrzebnym – odnosi sukces frekwencyjny. Choć cieszy, rzecz jasna, włączanie do programu rzadkich dzieł, albo koncertowe wykonywanie wyjątkowych oper.

Cieszy więc również, że w przyszłym roku zaplanowano np. udział, w tym recital, Anne-Sophie Mutter, jednej z najwybitniejszych współczesnych skrzypaczek. Artystka przyjeżdża do nas ze względu na swoje związki z muzyką Krzysztofa Pendereckiego i zaproszenie od jego żony. Ale byłoby zupełnie na miejscu, gdybyśmy przy okazji mogli usłyszeć paru innych artystów z tego samego poziomu: Isabelle Faust, Alinę Ibragimovą albo Thomasa Zehetmaira. Warto, nawet kosztem zmniejszenia liczby koncertów. Właśnie w ten sposób powstają imprezy, które zostają w pamięci na lata.

Z konkurencją

W tym roku w szranki natomiast stanęły dwie imprezy poświęcone muzyce dawnej. A zarazem religijnej: dwa festiwale wielkanocne, poważnie traktujące artystyczną oprawę Wielkiego Tygodnia i Triduum Paschalnego, wręcz identyfikujące ją jako swoją misję – krakowskie Misteria Paschalia i gdański Actus Humanus – Resurrectio.

Nie zaskakuje, że Misteria przechodzą lekki kryzys po raptownym, wymuszonym przez Urząd Miasta pożegnaniu z Filipem Berkowiczem (do ubiegłego roku dyrektorem artystycznym i autorem koncepcji imprezy). Zaskakuje raczej, czego ten kryzys dotyczy. Otóż nie programu i jakości wykonawstwa – przeciwnie, pomysł i formuła tegorocznej edycji była nadzwyczaj udana. Idea dyrektora-kuratora, zmieniającego się co roku, wydaje się nadzwyczaj ciekawa, mogąc stać się dodatkowym wyróżnikiem festiwalu w skali światowej. Program zaproponowany przez Vincenta Dumestre’a – jedną z najbardziej błyskotliwych postaci świata muzyki dawnej – także był znakomity (koncerty o godzinie 23 wymagały poświęcenia, ale mamy Wielki Tydzień, a repertuar to ciemne jutrznie, cała seria „Leçons de ténèbres” na kolejne dni – trudno o lepsze dopasowanie programu do biegu świąt).

Na gorsze zmieniła się jednak warstwa komunikacyjna. Zdecydowano się na odejście od dokładnego, wnikliwego omawiania dzieł. Książka programowa, mimo swych imponujących rozmiarów, okazuje się przede wszystkim ładnie wyglądać, omówienia przynosi natomiast często dość pobieżne. Niezrozumiałe jest też odejście od wyświetlania polskich tłumaczeń śpiewanych tekstów. Publiczność musi móc wiedzieć, o czym one są. To niezbywalny element utworu! Słuchacze, którzy nie mieli szansy adekwatnie usłyszeć muzyki w kościele św. Katarzyny (w dalszym niż dziesiąty rząd krzeseł), przynajmniej mogliby dowiedzieć się, na czym zmarzli. Nie chcę myśleć, że dla festiwalu ważniejszy okazał się obrazek w telewizji Mezzo niż zadowolenie własnej publiczności. Można jednak uzupełnić ten brak w książce programowej (zamiast wprowadzać bałagan: w sumie cztery wersje autorstwa „Brockes-Passion”!). Z czym bez trudu poradzono sobie podczas Actus Humanus.

Nowy festiwal w Gdańsku na pierwszy rzut oka zdaje się być kolejnym „typowym festiwalem Filipa Berkowicza”. Faktycznie, nie brak tu zespołów, które znamy już z estrad Krakowa, Gdańska (w edycji bożonarodzeniowej) i Biecza. Od orkiestry Akamus i René Jacobsa, przez Les Arts Florissants i Accademia Bizantina, po belgijski graindelavoix. Ale... nie tylko. Pojawiło się bardzo ciekawe pasmo polskie, w którym występują wyłącznie krajowi muzycy (prawda, wprowadzani już dawniej, choć w inny sposób), również polscy-międzynarodowi, jak Agnieszka Budzińska-Bennett lub Michał Gondko. Gdzie się da, także z polskim lub lokalnym repertuarem (np. „Żołtarz Jezusów” Władysława z Gielniowa w wykonaniu Adama Struga). Ponadto jednak – aż trudno to powiedzieć... – przy znakomitych koncertach muzyki francuskiej na Misteriach Paschaliach żaden chyba nie był tak doskonały jak gdański występ Les Arts Florissants z Williamem Christiem. Nie chodzi tylko o samego legendarnego dyrygenta. Chodzi o perfekcyjne przygotowanie i idealne warunki akustyczne, w jakich można było słuchać świetnie dobranej muzyki Charpentiera. Cóż, precyzyjna, naturalna akustyka Dworu Artusa to zupełnie inny świat niż akustyczna magma gotyckich kościołów św. Katarzyny czy Bożego Ciała w Krakowie. Rzecz również do przemyślenia. Choć zrozumiała jest estetyczna i duchowa atrakcyjność krakowskich świątyń, nie wolno zapominać, że decyzja o koncertowaniu w nich nie jest żadnym „łączeniem walorów” albo nawet „kompromisem”, lecz sytuacją radykalnego wyboru: albo mamy piękne wnętrze, albo słuchamy.

Za rok kolejna edycja tych bezcennych imprez. Jedni mogą się doskonalić, drudzy przypominać sobie to, co kiedyś wiedzieli. Wszystko przed nimi. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1973. Jest krytykiem i publicystą muzycznym, historykiem kultury, współpracownikiem „Tygodnika Powszechnego” oraz Polskiego Radia Chopin, członkiem jury International Classical Music Awards. Wykłada przedmioty związane z historią i recepcją muzyki i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18-19/2017