Adoloran kontra Balcerowicz

Które polskie filmy i seriale najtrafniej pokazują nadwiślańską transformację? Poniżej subiektywna lista faworytów, chętnie uzupełnię ją jednak o propozycje czytelników.
w cyklu WOŚ SIĘ JEŻY

19.06.2019

Czyta się kilka minut

Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /
Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /

Miejsce 4. 

Kapitalizm jest Bogiem, a Balcerowicz jego prorokiem

Apoteoza nowego rynkowego ładu sięga zenitu w nieco już zapomnianym komediowym serialu „Bank nie z tej ziemi”, emitowanym w latach 1993-94. Sam bym o nim nie pamiętał, gdyby nie przypomniał go w książce „Chwała supermanom”, świetnym eseju o popkulturze, poeta i politolog Przemysław Witkowski. „Bank...” to dość odjechana opowieść o duchu przedwojennego bankiera-samobójcy Henryka, który może zmazać swoje grzechy i dostąpić zbawienia tylko pod warunkiem... osiągnięcia sukcesu ekonomicznego. System kapitalistyczny w dosłowny sposób splata się tu z katolicką hierarchią bytów. Bóg nazywany jest „Szefem”, św. Piotr „Prezesem”, a święci to „Rada Nadzorcza”. I odwrotnie: piekło to poprzedni ustrój komunistyczny, a wszyscy, którzy kwestionują nowy liberalny ład, są przedstawieni w serialu jako szatańska anomalia. Wódka rozdawana przez diabły za dopłatą nie dość, że powoduje inflację, to jeszcze wywołuje wśród mieszkańców Warszawy „lustracyjną gorączkę”. Okazuje się, że nawet „Partia antyreformatorska” jest w serialu założona i sterowana przez... same diabły. Ktoś może powiedzieć, że to tylko niegroźna przerysowana komedyjka. Moim zdaniem mówi jednak sporo o ówczesnej mentalności.

W roku 2000 premierę miał film fabularny „Pierwszy milion”. W poszerzonej wersji można go było również obejrzeć w formie siedmiodcinkowego serialu telewizyjnego. Film i serial to produkt wpływowego wówczas reżysera i producenta Waldemara Dzikiego. Powstał na podstawie książki reportażysty i filmowca Marka Millera „Pierwszy milion. Czyli chłopcy z Mielczarskiego”. Kto zna Łódź, ten wie, że ulica Mielczarskiego to siedlisko śródmiejskiej biedy i wykluczenia. Właśnie stamtąd pochodzi trójka przyjaciół – Frik, Piki i Kurtz. Ich pasją od dzieciaka było robienie pieniędzy. Najpierw na makulaturze, a po zmianie krótkich spodenek na garnitury – na nowo powstałej giełdzie. Klasyczna opowieść o drodze z nędzy do pieniędzy. Nawiązanie do Borowieckiego, Bauma i Welta z „Ziemi obiecanej” oczywiste.

Jeśli jednak spojrzeć poza same przygody trzech herosów nowej Polski, to świat, który się tu rysuje, jest dość przerażający. Pracownicy? To grupa pozbawiona nadludzkiego przedsiębiorczego ducha, a więc (ze swej winy) łatwa do oszukania i naiwna. Mają „postawę roszczeniową” i można ich za marne pieniądze wynająć do „drobnych szwindli” (kolejny dowód na wyższość i spryt kapitalistów). Kobiety? Mają ładnie pachnieć i siedzieć z bohaterami w basenie w czasie orgii po dopięciu kolejnego udanego interesu. Etyka? „Powyżej 100 milionów dolarów majątku nie można złamać prawa, bo wtedy się przecież samemu prawo ustanawia” – klaruje jeden z drugoplanowych bohaterów, zresztą były partyjny funkcjonariusz, który dorobił się w końcowej fazie PRL.

Miejsce 3. Transformacja, czyli dno 

Byłoby kłamstwem powiedzieć, że polskie kino i telewizja nie zajmowały się przegranymi polskiej transformacji. Przeciwnie. Portretowano ich chętnie i na wiele sposobów, najczęściej wedle zasady „z kamerą wśród zwierząt”. Amerykanie mają na to określenie „poverty tourism”. Wsiadamy do autobusu i jedziemy z przewodnikiem, zajrzeć do najgorszych slumsów, cyknąć parę fotek „dzikusów” i starczy. Po czym z powrotem do bezpiecznego świata, żeby opowiedzieć znajomym: „Ty wiesz, jak tam ludzie żyją?...”. 


Czytaj także: Rafał Woś: Odważmy się na alternatywę


Dużo rzadziej filmowcy potrafili znaleźć sposób na opowiedzenie czegoś o przyczynach i konsekwencjach polskiego skoku w kapitalizm. Czasem im się to udawało. Przykładem może być „Balanga” w reżyserii Łukasza Wylężałka z 1993 r. Film nazwany kiedyś przez wpływowego krytyka filmowego Tadeusza Sobolewskiego „Polskim miasteczkiem Twin Peaks”. „Balanga” jest niepokojąca. Zaczyna się od znalezienia na autobusowym przystanku martwego nauczyciela z lokalnej szkoły zawodowej (w tej roli Mariusz Troiński), który ewidentnie padł ofiarą nagiej przemocy. Wszystko wskazuje na chuligański atak. A musimy pamiętać, że połowa lat 90. to czas, gdy wzbiera w Polsce fala ulicznej przestępczości – kilka lat później w odpowiedzi na to poczucie zagrożenia nabierze przyspieszenia kariera znajdującego się na politycznym aucie Lecha Kaczyńskiego. A w jakimś sensie również początek formacji Prawo i Sprawiedliwość. 

W filmie Wylężałek cofa akcję i pokazuje nam, jak doszło do zbrodni. Poznajemy sprawców zabójstwa: uczniów zawodówki „Świętego” i „Snajpera”. Ale im lepiej poznajemy okoliczności, w których doszło do tragedii, tym bardziej zaczynamy wątpić w pierwotną tezę o „kolejnym napadzie bezwzględnych zwyrodnialców”. Już nie jest takie pewne, kto był tu katem, a kto ofiarą. W tle jest trauma polskiej prowincji lat 90. Świata, w którym przemiany przekreśliły w zasadzie wszystkie wyższe wartości, na których da się budować zdrowe społeczeństwo. 

Miejsce 2. Inteligent się miota

Polska kultura minionego półwiecza była zdominowana przez produkty typu „inteligenci dla inteligentów”. Powodów da się wskazać wiele: zarówno po stronie podaży (w Polsce filmowcy to jednak w przeważającej większości absolwenci filmowych szkół wyższych), jak i popytu (w transformacji popyt na kulturę został z przyczyn ekonomicznych mocno zredukowany). W efekcie bardzo wiele filmów o statusie „kultowych” opowiada o specyficznym inteligenckim doświadczeniu zmagań z kapitalizmem. O miotaniu się pomiędzy jego początkową afirmacją, wyniesioną z lat 80., po zniechęcenie realiami polskich przemian. Nie były to może kinowe blockbustery, ale klasa tworząca w Polsce klimat opinii i rozdająca branżowe nagrody te filmy lubiła, bo widziała w nich swoje problemy.

Takich filmów jest wiele. Marek Koterski i jego legendarne „Dzień świra” oraz „Nic śmiesznego”. Juliusz Machulski z „Pieniądze to nie wszystko” (o filozofie/przedsiębiorcy, który trafił na postpegeerowską wieś i zaczął tubylców uczyć kapitalizmu zakładając wraz z nimi fabrykę... taniego wina „Plotyn”). Czasem wcale niezłe. 

Dla mnie jednak nie do przebicia jest serial „W labiryncie”. Jego emisję rozpoczęto w czasach schyłkowego PRL (1988), a zakończono tuż po terapii szokowej (1991). Labirynt był pierwszą polską telenowelą, która dopasowywała się i na swój sposób komentowała rzeczywistość przemian. Opowiadała o losach grupy warszawskich naukowców z państwowego instytutu badawczo-rozwojowego, pracujących nad innowacyjnym środkiem przeciwbólowym Adoloranem. Wokół wieje już wiatr zmian zapoczątkowany reformami ministra Wilczka, a kontynuowany terapią szokową Balcerowicza. Z pozoru widz „Labiryntu” ani przez moment nie może mieć wątpliwości, że oto dobro wygrywa ze złem. A stara, skostniała biurokracja reprezentowana przez docenta Stopczyka (w tej roli Leon Niemczyk, który wygląda jak półtora komunistycznego aparatczyka) musi przegrać z nowym, dynamicznym i prorynkowym pokoleniem doktorów Duraja i Hanisza. 

Oglądany dziś ten serial pokazuje jednak pazur. Na naszych oczach rozgrywa się dramat pracowników potencjalnie niezwykle intratnej gałęzi gospodarki, którzy muszą się zmagać z podejrzanymi inwestorami oraz brakiem wsparcia ze strony nowych władz nastawionych na szybką prywatyzację. Dziś narzekając na imitacyjny charakter polskiej gospodarki i rolę niemieckiego podwykonawcy, nie sposób się nie uśmiechnąć. Czy zrobiliśmy wszystko, żeby docenić grupę pracowników laboratorium przy ul. Żwirki i Wigury kierowanego przez kochliwego dr. Adama Racewicza (w tej roli Marek Kondrat)?

Miejsce 1.

Celowo zostawiam je puste. Bo chyba dopiero teraz zyskujemy luz i dystans potrzebny do opowiedzenia naszych przemian w pełnej krasie. TEN idealny film czy serial o polskich przemianach wciąż jest do nakręcenia. Czuję to w kościach.

Polecamy: Woś się jeży - autorska rubryka Rafała Wosia co czwartek w serwisie "Tygodnika Powszechnego"

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej