Adin, dwa, tri

09.03.2020

Czyta się kilka minut

Dawno, dawno temu za górami, za lasami, w średniej wielkości mieście aglomeracji śląskiej pobożne starsze kobiety (również z mojej rodziny), a także wielu mężczyzn trapionych chorobami, od czasu do czasu ogarniał amok: do naszej parafii przyjeżdżał uzdrowiciel.

Moja ciotka Agnieszka, szwagierka babci i cała jej rodzina, która specjalnie na tę okoliczność ściągała z Lublińca, pani Rózia – znajoma fryzjerka, która przez dekady ścinała włosy wszystkim mężczyznom w moim domu, zwracając się do nich czule „kociku”, okoliczne wdowy z naszej dzielnicy – wszyscy rzucali w kąt swoje sprawy, brali w ręce kule i laski, zakładali kapelusze, kaszkiety i moherowe berety i co sił w nogach gnali do kościoła, gdzie karnie stawali w kolejce do tego, który nakładał na nich swe dłonie, dotykając miejsc, w których gnieździły się choroby, zwyrodnienia i bóle.

Ciotka Agnieszka, przemawiając z niespotykaną pewnością siebie na spotkaniach rodzinnych, twierdziła zawsze, że co jak co, ale jej Clive Harris niezwykle pomaga zdrowieć. Była tak pełna wiary w jego moce, że nikt nie miał odwagi, by jej w końcu powiedzieć, jakie były prawdziwe przyczyny zniknięcia uzdrowiciela z oferty rozrywkowo-leczniczej naszego kościoła pod wezwaniem Ducha Świętego. Możliwe, że gdyby znała prawdę, od razu by się jej pogorszyło, a tak przeżyła 95 lat w dobrym zdrowiu i samopoczuciu.

Clive Harris zniknął zaś z firmamentu wówczas, gdy okazało się, że – jak sam dość beztrosko przyznał – przy seansach leczniczych bardzo wspierają go duchy, które nazwać miał demonami. Dziś egzorcyści i różni boży bojownicy, którzy – jak Robert Tekieli – walczą z wpływem sekt na polską duszę, to m.in. jego działalność winią za otwarcie szeroko drzwi okultyzmowi pod postacią bioenergoterapii. Był on – ów człowiek, który bezkarnie, a leczniczo dotykał moich ciotek – jakoby koniem trojańskim Złego w gościnnych podwojach licznych polskich parafii. Przez ręce Harrisa przewinęło się ponoć dziewięć milionów Polaków. Możliwe, że wielu z nich dziś leczy się u doktora Zięby.

Moja babcia wobec Harrisa pozostawała sceptyczna, nie dała się nigdy zaciągnąć ciotce do uzdrowiciela, podając w wątpliwość jego moce. Twardo się trzymała, co generowało spory. Ale nawet ona – co pamiętam doskonale – otwarła się na urok wszeteczny innego człowieka, tego z grzywką, który z telewizora przemawiał do niej: „adin, dwa, tri”.

Przypomniałam sobie te wszystkie nadprzyrodzone historie za sprawą znakomitej książki Gabriela Michalika „Kaszpirowski. Sen o wszechmocy”. Anatolij Kaszpirowski pojawił się w Polsce przełomu systemowego i dosłownie oczarował wszystkich. Tak jakby naród nasz, umęczony trudami transformacji, w ramionach szarlatanów znajdował największe ukojenie. „Adin, dwa, tri… Trzeba ludzi przeprowadzić jakby przez tunel tak, żeby przezeń przeszli i nie zginęli po drodze. Czetyrie, piat, szest…. I oto kolejny raz biorę was wszystkich za rękę i wiodę znajomą i nieznajomą ścieżką. Siem, wosiem, dewiat…” (z seansu Anatolija Kaszpirowskiego w Sali Kongresowej, 1991).

Gabriel Michalik usiłuje znaleźć odpowiedź na pytanie, co sądzić o narodzie, który oddaje się niemal cały w ręce hipnotyzera „umiejącego indukować potężne sugestie”. Ależ dobrze się to czyta po latach, patrząc na ów dygot początku lat 90., gdy zawaliło się wszystko, co znano, a to, co rosło na gruzach, było nie zawsze zgodne z oczekiwaniami ludzi. Potrzeba było nam remedium na te nieznane wcześniej bolączki. Tak właśnie fenomen „Czerwonego Maga” oceniają badacze – był człowiekiem, który w idealnym momencie odpowiednio zareagował na stosowną społeczną potrzebę. Wykorzystał chwilę i dostępne środki – w tym media publiczne w Polsce, wówczas niemal bezkonkurencyjne. Co jednak zdumiało mnie najbardziej podczas lektury reportażu Gabriela Michalika, to stopień bliskości, by nie rzec – zblatowania radzieckiego cudotwórcy z polskim Kościołem. Kaszpirowski uzdrawiał nie tylko przy pomocy drugiego programu TVP, ale podobnie jak Harris korzystał z przychylności naszych hierarchów, którzy sami chętnie czerpali z jego usług, otwierając podwoje kościołów mocom idącym spod równo ściętej grzywki. Co jeszcze ciekawsze: skonfliktowany z rosyjską prawosławną Cerkwią, na swą obronę Kaszpirowski używał chętnie argumentu o życzliwym przyjęciu w Kościele katolickim w Polsce. „Występował w najważniejszych świątyniach Polski, a jego towarzystwem nie gardzili biskupi i kardynałowie. Ot choćby taki ślad: Anatolij przechowuje kilka fotografii ze spotkań z arcybiskupem Bronisławem Dąbrowskim, ówczesnym sekretarzem generalnym Konferencji Episkopatu Polski, postacią numer dwa w Kościele tamtego czasu”. O jego występach na Jasnej Górze nie wspomnę.

Gorąco polecam zatem Państwu lekturę tej książki, która na pewno mgłą specyficznej nostalgii przesłoni Wam na chwilę oczy. Zwłaszcza że chyba mamy teraz jakąś uwerturę do kolejnej epoki wielkiej niepewności i stajemy się coraz bardziej spragnieni cudów. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2020