3197 zabójstw i „zaginięć”

Choć niektórzy politycy i obserwatorzy uznają objęcie władzy przez prawicę za zwycięstwo przyszłości nad przeszłością - i dowód, że Chilijczycy nie chcą rozpamiętywać historii - to pamięć historyczna nadal odgrywa dużą rolę. Każdy jednak pamięta na swój sposób.

09.03.2010

Czyta się kilka minut

Pamięć zwolenników zamachu stanu z 1973 r. została zbudowana na wizji walki ze światowym komunizmem, która - co prawda, przez morze krwi - doprowadziła kraj do ekonomicznej wspaniałości. Pamięć ofiar dyktatury to pamięć o utopionym w tymże morzu krwi ludowym rządzie, o terrorze i cierpieniach, bez nadziei na sprawiedliwość.

Podział taki można było zauważyć choćby ostatnio, przy okazji otwarcia Muzeum Pamięci i Praw Człowieka (El Museo De La Memoria y Derechos Humanos): dla krytyków - głównie z prawicy - przedstawiana tam wizja historii jest wybiórcza i nie uwzględnia "przyczyn zamachu stanu", tak jakby dało się wytłumaczyć mordy i masowe łamanie praw człowieka. Te nie były jednak "niemiłą koniecznością", lecz polityczną metodą, a terror nie był wymierzony tylko w grupki "lewicowych ekstremistów", ale w społeczeństwo.

Muzeum otworzyła - 11 stycznia, na sześć dni przed drugą turą wyborów - ustępująca prezydent Michelle Bachelet, córka zamordowanego przez dyktaturę gen. Alberto Bacheleta, wiernego rządowi Allende. Uroczystość przerodziła się w wiec wyborczy na rzecz Porozumienia. Ale nie tylko nie pomogła mu w zwycięstwie, lecz wzbudziła konsternację u części byłych ofiar dyktatury. Rzecz w tym, że przez 20 lat Porozumienie robiło niewiele, by rozliczyć zbrodnie i postawić winnych przed wymiarem sprawiedliwości. Już pierwszy demokratycznie wybrany prezydent Patricio Aylwin (1990-1994) ukuł pojęcie "sprawiedliwość w miarę możliwości" - co oznaczało takie jej poszukiwanie, aby nie urazić wojska. Kolejni prezydenci Eduardo Frei (1994-2000) i Ricardo Lagos (2000-2006) nie chcieli słyszeć o żądaniach organizacji praw człowieka.

Prof. Marcos Roitman - który jako nastolatek był więziony i torturowany na Stadionie Narodowym, a potem mieszkał na wygnaniu w Hiszpanii - podkreśla w rozmowie z "Tygodnikiem", że państwo chilijskie na czele z Freiem i Lagosem zrobiło wszystko, by ocalić Pinochetowi skórę. Roitman wie, o czym mówi: brał udział w pracach grupy hiszpańskich i chilijskich prawników i intelektualistów, która doprowadziła do internowania eks-dyktatora w Londynie w 1998 r. (nakaz wydał hiszpański sędzia Baltasar Garzón). Ostatecznie Pinochet umarł we własnym łóżku w 2006 r. Uniknął sądu, powołując się - fałszywie - na demencję.

Mimo że za prezydentury Bachelet w kraju powstało wiele miejsc pamięci, organizacje praw człowieka i ich żądania nadal trzymano na dystans. Także Muzeum organizowano z ich ograniczonym tylko udziałem - co nie wróży dobrze przyszłości tej instytucji. Podobnie jak brak uczestnictwa młodego pokolenia, które w Chile alienuje się od polityki i w większości nie głosowało.

Roitman uważa, że powstanie Muzeum jest jak łyżka miodu w beczce dziegciu: w mocy są nadal pinochetowskie prawa chroniące wojskowych, np. dekret o amnestii z 1978 r. Dotąd sądy go nie uznawały (i do więzienia poszła garść wojskowych i funkcjonariuszy tajnej policji DINA). Dziś zwycięska prawica wzywa do jego respektowania.

Co prawda odchodzący rząd Bachelet zdążył jeszcze w grudniu 2009 r. powołać nową komisję do zbadania zbrodni dyktatury. Ale nie zajmie się ona kwestią odpowiedzialności armii, lecz tylko przypadkami prześladowań, których nie badały poprzednie takie komisje - powołane w 1991 i w 2004 r. Pierwsza udokumentowała 3197 zabójstw i "zaginięć", druga przyznała status prześladowanych ponad 28 tysiącom osób, więzionych i torturowanych. Raporty obu komisji odnosiły się też do odpowiedzialności armii. Ale nigdy nie ujrzały światła dziennego, nie mogły więc stać się podstawą do szerszego ścigania winnych.

Szacuje się, że jeszcze około 7 tys. osób może ubiegać się o status prześladowanych.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, korespondent "Tygodnika" z Meksyku. więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2010