Żyrardowskie wiatraki

Podobno w ogóle nie ma czegoś takiego jak naprawdę wiarygodne wspomnienie z przeszłości, jest wyłącznie zbiór domniemań i interpretacji, z których niewiele jest wystarczająco spójnych, byśmy się mogli ze sobą zgadzać co do wizji tego, co za nami.

10.11.2019

Czyta się kilka minut

Naukowcy gotowi są nawet przekonywać nas, że wspominanie przeszłości jest zaskakująco podobnym mechanizmem do przewidywania przyszłości, w każdym razie jeśli idzie o sposoby, w jakie nasze mózgi pracują wykonując każdą z tych czynności.

Daniel Schacter, amerykański psycholog, profesor Harvardu, specjalista od pamięci, w swoich badaniach nad wspomnieniami dowiódł, że zarówno uruchamiając pamięć o przeszłych wydarzeniach, jak i próbując przewidywać to, co nastąpi, mózg ludzki korzysta z tych samych obszarów, zwanych „siecią stanu spoczynkowego” (z angielska: default mode network), które uruchamiają się wówczas, gdy nasze głowy nie są zajęte żadnym konkretnym działaniem. Ot, dajemy myśli swobodnie lecieć, raz w przód, raz w tył, w wyobrażenie o przyszłości albo o przeszłości.

O tym, ile racji jest w badaniach harvardzkiego profesora, przekonywałam się nieraz, na przykład podczas karczemnych awantur z rodzicami. Ja, przekonana o swoich krzywdach, wypominałam im, wytężając pamięć, to, co moim zdaniem totalnie schrzanili w procesie wychowawczym. Oni wszystkie te wykrzyczane im w złości sytuacje zapamiętywali zupełnie inaczej, wskazując na zupełnie inne aspekty przeszłych wydarzeń, stanowiących clou naszych rodzinnych zapasów. Wtedy zresztą uważałam, że to wszystko spisek strasznych rodziców nieznających litości dla dorastającej córki, przecież wiadomo, że racja musi być po mojej stronie, bo dobrze pamiętam!

Po latach doszłam do wniosku, że może niekoniecznie po mojej, tylko właściwie po niczyjej, wszyscy tak samo mylimy się co do obiektywnej wersji naszej wspólnej przeszłości i ostatecznie znajdujemy jakiś kompromis, który pozwala nam ze sobą w miarę zgodnie funkcjonować. Jest bowiem moja projekcja na temat zdarzeń minionych i projekcja innych ludzi na ten sam temat. I są to różne filmy, możliwe, że nawet należą do zupełnie innych gatunków, ale na gruncie rodzinnym staramy się przynajmniej oglądać je wspólnie.

Skoro zaś tak grząskim i wymagającym wielkiej dyplomacji polem jest nasza osobista pamięć, jak bardzo źle być musi z pamięcią zbiorową? Pytam o to, pisząc felieton na chwilę przed kolejnym Marszem Niepodległości. Przez moje miasto znów przejdą ludzie, z których duża część ma całkiem inną wizję przeszłości niż ja.

Zaciśnięta pięść okręcona różańcem, symbol tegorocznego marszu, budzi we mnie złe emocje, prawdopodobnie temu też ma służyć, by ludzie „pamiętający inaczej” poczuli się niepewnie ze swoją narracją na temat przeszłości, ze swoją agendą, ze swoją polityką historyczną (na przykład z herstorią).

Bitwy o pamięć wciąż się toczą. Do Żyrardowa, gdzie radni na wniosek lokalnej organizacji obywatelskiej przywrócili dawną nazwę ulicy Jedności Robotniczej (zmienioną mimo protestu mieszkańców na ul. Fieldorfa Nila), wybierają się politycy partii rządzącej, z Patrykiem Jakim na czele. Jadą z krucjatą „Ocalić bohaterów”, niosącą kłamstwo już w samej swojej nazwie – Fieldorfa ocalać w Żyrardowie nie trzeba, bowiem radni podczas tego samego posiedzenia rady podjęli decyzję o przyznaniu mu innego należnego miejsca w mieście. „Rekomunizacja” – grzmią mimo to rycerze jednej wersji przeszłości. „Odradzają się sowieckie ryje” – piszą w internecie.

Marzyłabym, by w ramach ogólnopolskich zapasów pamięci na ringu stanął w końcu ktoś, kto donośniej niż osamotnione często w tym dziele lewicowe aktywistki i aktywiści upomni się o przywrócenie należnej pamięci polskim socjalistom. Tak by na przykład Marek Migalski, Konrad Piasecki i Waldemar Kuczyński nie musieli dołączać już do prawicowych zwartych szeregów wojowników antykomunizmu (wszyscy wyrażali niedawno na różnych łamach największe zaniepokojenie żyrardowskim skandalem), powodowani niewiedzą, która zakłamuje obraz przeszłości.

PRL pośród wielu rzeczy, jakie nam zabrał, odebrał nam również prawo do pamiętania o dokonaniach polskich socjalistów. Jak tych właśnie tworzących jedność robotnic, szpularek z żyrardowskich zakładów Hiellego i Dittricha, które w kwietniu 1883 r. zorganizowały strajk – największe wówczas wystąpienie robotnicze w Królestwie Polskim, pierwszy protest od czasów powstania styczniowego, w którym polała się krew i zginęli ludzie.

Na ich chwałę nazwano tę ulicę w Żyrardowie, nie na chwałę wchłonięcia PPS przez PPR, nie na chwałę stalinizmu. Ale kto by tam się zajmował niuansami, jakimiś robotnicami sprzed 150 lat, gdy już zbroje na krucjatę gotowe i czas wsiadać na koń? Czwarte pokolenie potomków AK musi wciąż walczyć z potomkami UB. Nawet jeśli to wszystko są tylko wiatraki, a nie olbrzymy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2019