Zostałam z Nim do końca

WANDA PÓŁTAWSKA: Jan Paweł II był przede wszystkim inny niż wszyscy. Z Nim nie było rozmów o niczym: oszczędny w słowach, od razu mówił, jak daną sytuację widzi... nie On, Pan Bóg. Ja z tym człowiekiem pięćdziesiąt lat rozmawiałam o Panu Bogu. O sprawach na świecie.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Wanda Półtawska i ksiądz Adam Boniecki, Kraków, 7 czerwca 2009 r. / fot. Grażyna Makara /
Wanda Półtawska i ksiądz Adam Boniecki, Kraków, 7 czerwca 2009 r. / fot. Grażyna Makara /

Ks. Adam Boniecki: Czy to był dobry moment na publikację "Beskidzkich rekolekcji"?

Wanda Półtawska: On chciał, żebym dała świadectwo. Rozmawiałam z Nim o tym przed śmiercią. On chciał! Wszystko inne mnie nie obchodzi.

Nie myślałam o wydawaniu tej książki teraz. Myślałam, że po mojej śmierci... Ale trzeba było ją przygotować. Kto się po mojej śmierci połapie w tych papierach z pięćdziesięciu lat? Jako pierwszy maszynopis przeczytał abp Michalik. Powiedział: "wydrukuj". A mój aktualny spowiednik uznał, że nie mam wyłącznego prawa do Jana Pawła II, ludzie zaś mają prawo do swoich świętych. Powiedział mi stanowczo: "masz wydać". Więc przygotowałam książkę do druku.

No i szybko pojawiły się pretensje.

Tak, ktoś mi zarzucił, że sobie uzurpuję prawo do Papieża, a tymczasem było więcej takich jak ja. Przecież nie mówię, że nie było! Ja nie piszę o nikim więcej. To nie jest "powieść o...", ale publikacja listów do mojego spowiednika i jego odpowiedzi do mnie. Kiedy poznałam Karola Wojtyłę, moich krytyków albo jeszcze w ogóle nie było, albo byli gdzieś daleko. Skąd mogą wiedzieć, co było w tamtym czasie? Ks. Wojtyła przychodził do nas, do mojej Mamy, myśmy chodzili do niego. Razem pracowaliśmy.

Zaczęło się od walki z aborcją. Wyszła ustawa liberalizująca aborcję i konieczna była reakcja Kościoła. On zareagował od razu, ja zajmowałam się tym wcześniej. Byłam pod wrażeniem tego, co widziałam w czasie wojny: jak w Lublinie żołnierz - nie wiem, gestapowiec czy wermachtowiec - trzymając dziecko za nóżki, rąbnął nim o ścianę. Potem, w Ravensbrück, jak wrzucali noworodki do pieca albo zostawiali na śmierć głodową... Z obozu wyszłam zdecydowana studiować medycynę, żeby ratować dzieci. On był duszpasterzem akademickim i duszpasterzem służby zdrowia, spotykał się z lekarzami, a ja byłam młodą lekarką i od razu zobaczyłam, że nie jest jak inni księża. Szukałam u niego pomocy. Napisał Weigel, napisał fotograf, napisał kierowca... Dlaczego ja nie mogę napisać o Ojcu Świętym? Czy dla mnie są jakieś inne prawa?

Jednym z krytyków był kard. Stanisław Dziwisz...

Fakt, że Ksiądz Kardynał wysunął zastrzeżenia co do mojej książki, nie zdziwił mnie: żaden rozsądny autor nie spodziewa się, że jego książka spodoba się wszystkim, zresztą ja sama miałam zastrzeżenia co do książki Kardynała "Świadectwo" - z tym, że nie publikowałam tego w prasie.

Ksiądz Kardynał zarzuca mi, że napisałam za dużo o Janie Pawle II. A ja jemu, że napisał za mało, i że jego relacja nie ujawnia jakże pełnej osobowości tego świętego - bo że ksiądz Karol Wojtyła, potem Jan Paweł II był święty, o tym nie miałam nigdy wątpliwości. Ale ocena książki nie jest i nie może być oceną jej autora - zresztą myślę, że mężczyźni zawsze reagują inaczej niż kobiety. Ja chciałam ludziom przybliżyć duchowość Ojca Świętego, Ksiądz Kardynał woli swoje przeżycia schować dla siebie.

O książce Wandy Półtawskiej pisał ks. Adam Boniecki w "TP" nr 14/09. Kliknij...

Konflikt "Duśka - Kardynał Stanisław Dziwisz" nie tylko nie istnieje, ale jestem i zawsze będę Księdzu Kardynałowi wdzięczna za to, że w ostatniej chorobie Ojca Świętego umożliwił mi codzienne wizyty w klinice Gemelli, przysyłając po mnie watykański samochód, a w pamiętny czwartek zadzwonił po mnie, mówiąc, że stan Ojca Świętego pogorszył się, i dzięki temu mogłam wejść do apartamentu papieskiego i zostać do końca. Moje uczucie wdzięczności za to przekracza wszelkie inne uczucia, jakie mogłyby powstać we mnie na skutek nietaktownych i nieprzemyślanych relacji w prasie.

W ogóle byłabym wdzięczna dziennikarzom za to, aby przestali zajmować się moją osobą.

Wspomina Pani, że 14 listopada 1993 r., w obecności abp. Michalika, Jan Paweł II polecił Pani pisanie wspomnień. Pani zaczęła pisać, potem jednak przestała.

Tak, bo nacisnęli na Ojca Świętego i polecenie odwołał... A zamieszczona w książce korespondencja nie jest z czasów pontyfikatu. To korespondował młody ksiądz, biskup, arcybiskup. Cała korespondencja jest sprzed pontyfikatu. Żeby ci krytycy chociaż czytali daty tych listów: 1962, 1964... Czego się czepiają?

W procesie beatyfikacyjnym liczy się wszystko, nie tylko pontyfikat.

Moje listy nie odnoszą się do sytuacji watykańskiej. Nigdy w nich o nikim nie pisałam.

Trafiłam do Niego skierowana przez mojego poprzedniego spowiednika, ks. Tadeusza Fedorowicza, a miałam problemy po obozie, po śmierci dziecka, i muszę powiedzieć, że znalazłam równowagę pod Jego wpływem. On systematycznie uczył mnie modlitwy myślnej. Codziennie rano wybierał jakiś tekst z  Pisma Świętego. Wieczorem się spotykaliśmy i omawialiśmy ten tekst. Kiedy wyjeżdżał, zostawiał mi napisane na każdy dzień to, co On rozmyślał. A ja w zeszycie, jak zadanie domowe, notowałam moje myśli na temat tekstu, który mi zostawił - zresztą po łacinie.

Wiem, bo opisała to Pani w książce.

Ale to nie jest wszystko. Z tych 50 lat byłoby wiele tomów. Powiedział mi: wybierz, a resztę spal. Więc do książki wybrałam te charakterystyczne. Myślałam, że ludzie będą brać jeden taki tekst na dzień i sami zaczną rozmyślać. I niektórzy tak robią. Zasypują mnie pięknymi listami. Dwa dni temu w Poznaniu profesor tamtejszego uniwersytetu podszedł do mnie, pocałował w rękę i na ucho powiedział: "Pani doktor, przez tę książkę zbliżyłem się do Boga". Koniec, kropka. To jedno by wystarczyło.

O książce Wandy Półtawskiej pisał ks. Adam Boniecki w "TP" nr 14/09. Kliknij...

Druga część książki: powroty. To są autentyczne listy do Niego. Tam nie ma mowy o nikim, o żadnych biskupach, księżach, a jedynie o drzewach, rzece... On pytał o tę drogę, o miejsca. Mam list od czytelnika, który napisał, że zachwycił się pięknem opisów przyrody w mojej książce. Ale ludzie to na ogół przelatują.

Wróćmy jeszcze do procesu beatyfikacyjnego. Znalazłem takie dwie opinie:

były prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kard. José Saraiva Martins w rozmowie z "La Stampą" sugeruje, że już dawno powinna była Pani przekazać całą korespondencję trybunałowi beatyfikacyjnemu, tzn. jeszcze podczas diecezjalnej fazy procesu w Krakowie. "Teraz proces toczy się w Watykanie - mówi - więc uważam za stosowne, aby komisja teologów, która analizuje dokumentację, poprosiła o całą korespondencję".

I druga opinia, ks. Hieronima Fokcińskiego, pracownika Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. W rozmowie z KAI powiedział: "Zapewniam, że sprawa korespondencji Jana Pawła II z panią Wandą Półtawską była rozpatrywana, została włączona pod obrady, przeanalizowana i przedyskutowana przez komisję teologów Kongregacji. Stwierdzono, że nie ma żadnych przeszkód w dalszym prowadzeniu procesu". Jak było naprawdę?

Musiałam sama podjąć inicjatywę. Napisałam szkic "Rekolekcji beskidzkich" i pokazałam dwóm arcybiskupom, a kiedy wreszcie przyszedł do mnie postulator procesu, ks. Sławomir Oder - przyszedł, bo zauważył, że wszędzie się pojawia nazwisko "Półtawska" - dałam mu maszynopis książki i listy. On to wszystko przeczytał i powiedział, że książka by wystarczyła za cały proces. Zwrócił się też o opinię do arcybiskupów, którzy te materiały czytali.

Tak więc wersja ks. Fokcińskiego jest poprawna. Nic procesu nie zatrzymało. A listy... nasze córki mają, każda, pudło listów od Papieża. W tych listach nie ma nic, co by służyło procesowi. Listy na urodziny, na Boże Narodzenie... Tymczasem listy do mnie ujawniają nie mnie, ale Jego.

O książce Wandy Półtawskiej pisał ks. Adam Boniecki w "TP" nr 14/09. Kliknij...

Jaką rolę może odegrać książka?

Kiedy zaczęły się te awantury z księżmi odchodzącymi z kobietami, pomyślałam, że to jest świadectwo, pokazanie, że ksiądz ma się zajmować nie kobietą, a jej duszą. Wyobrażałam sobie, że to może być podręcznik dla księży, jak mają spowiadać. Takie właśnie listy dostaję od księży.

Reakcje ludzi upewniły mnie, że dobrze się stało. "To jest nie twoje. Ludziom się należy...". Wahałam się, ale teraz, po tych listach, które mam od ludzi, nie mam wątpliwości. [Wanda Półtawska podchodzi do stołu i pokazuje dwie pękate teki listów; jest ich na oko kilkaset - AB]. Ten przyszedł wczoraj: "Bogu Najwyższemu niech będą dzięki, że natchnął Panią do napisania tej książki".

Na jaki adres piszą?

Na mój. Jest w książce telefonicznej, nie ukrywam go. W wydawnictwie też pozwoliłam podawać. Piszą księża, zakonnice, Karmele, z Kalisza, z Poznania... Ktoś napisał, że to taka przyjaźń jak św. Franciszka i św. Klary.

A listy są piękne. Mój mąż Andrzej przeczytał na "Verba sacra" w Poznaniu, na zakończenie mojej wypowiedzi, list z 1963 r.: "List do siostry w jej chorobie". Pisze w moim imieniu modlitwę do Boga. Ta korespondencja była o Bogu, nie o ludziach.

Stała się Pani Doktor sławna.

Ktoś powiedział, że ja chciałam rozgłosu. Człowieku, gdybym ja chciała rozgłosu, to dawno bym go miała. Ale nikt z nas - mąż, córki - nigdy nie udzieliliśmy żadnego wywiadu, nie opowiadaliśmy, że przez całe 27 lat wakacje spędzamy w Castel Gandolfo, w Ville Pontifice.

Rozgłos nadała mi moja książka "I boję się snów". Napisałam ją w lipcu 1945, do szuflady. Potem Szmaglewska namówiła mnie na publikację. Książka ma wagę dokumentu, są w niej fakty, daty egzekucji, daty operacji itd. W 1962 r.

Czytelnik to wydał, potem były przekłady na angielski, niemiecki, włoski. Ja byłam znana z tej książki.

Teraz "La Stampa" zrobiła niezłą reklamę kolejnej Pani książce.

To moja wina. Trzy dni wcześniej przyjechał Giacomo Galeazzi z "La Stampy", przywiózł go mój wydawca, o. Tomasz Lukasz. Prosił o parę zdań i obiecał tekst dać do autoryzacji mojemu mężowi, bo ja wyjechałam. Mąż tekst poprawił, a pan Giacomo poprawek nie uwzględnił.

O książce Wandy Półtawskiej pisał ks. Adam Boniecki w "TP" nr 14/09. Kliknij...

Jest jeszcze jedna niejasna sprawa. W prasie pojawiły się opinie, że Pani Doktor niekiedy wpływała na decyzje Papieża w sprawach personalnych. Tak podobno miało być np. w przypadku sprawy abp. Paetza...

Tak, to jest prawda. Ale ja byłam listonoszem i niczym więcej. Niczym więcej. Ani nie rozmawiałam z Paetzem, ani z nikim. Był tylko list, który doręczył mi rektor seminarium w Poznaniu i który oddałam do rąk własnych, ponieważ wytłumaczyli mi, że pisali do różnych kościelnych urzędów i nic z tego nie wynikło. Dopiero kiedy zaniosłam list.

Niczego nie referowałam. Decydujący był udokumentowany list rektora. Wtedy Ojciec Święty zareagował.

Czy bywało, że sugerowała Pani Doktor kandydatów na biskupstwa?

Nigdy w życiu. Może kiedyś żartem...

Nasze rozmowy - z Karolem Wojtyłą tu, i z Janem Pawłem tam - to była filozofia "nigdy o ludziach". Ja przyjeżdżałam do Rzymu z górą książek, które przeczytałam, i rozmawialiśmy o tych książkach. Oczywiście, były rozmowy o dzieciach, rozmowy osobiste... Kiedy się ukazała nominacja kardynała Glempa, zapytałam, kto to jest. Powiedział, że sekretarz Księdza Kardynała. A dlaczego został mianowany? Bo mało mówił, a jeśli co powiedział, to miał zawsze własne zdanie. Powiedział, że bardzo długo się modlił o tę nominację.

Wspomniała Pani Doktor, że była przy śmierci Jana Pawła II...

Pewnie, że byłam. Napisał o tym zresztą abp Mokrzycki. Jak weszłam w czwartek po południu, wyszłam w sobotę o dwunastej w nocy. Byłam cały czas, dzień i noc, przy łóżku. W środę byłam, czytałam, jak zawsze, książkę. W czwartek nastąpiło gwałtowne pogorszenie. Miałam szczęście, że byłam w Rzymie. W końcu lutego była sesja Papieskiej Akademii Pro Vita. Miałam wracać 6 marca i zostałam do końca.

Jak można krótko określić: kim był Jan Paweł II, Karol Wojtyła?

Tego nie można krótko określić. On był przede wszystkim inny niż wszyscy. Z Nim nie było rozmów o niczym: oszczędny w słowach, od razu mówił, jak daną sytuację widzi... nie On, Pan Bóg. Ja z tym człowiekiem pięćdziesiąt lat rozmawiałam o Panu Bogu. O sprawach na świecie. Był przejęty ludźmi, bo kochał ludzi i nigdy o nikim nie powiedział jednego złego słowa. Powiedział mi, że kiedy był piętnastoletnim chłopakiem wstrząsnęło nim zdanie Jezusa: "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni" oraz scena biczowania w drodze krzyżowej. To zaowocowało. Nigdy nie wypowiedział o nikim negatywnego sądu. To drugie zaś zaowocowało całą teologią ciała. Współpracowałam z nim przy pisaniu książki "Miłość i odpowiedzialność". Czytałam wszystko, co napisał.

O książce Wandy Półtawskiej pisał ks. Adam Boniecki w "TP" nr 14/09. Kliknij...

A audiencje generalne, cykl: "Mężczyzną i kobietą stworzył ich"?

Były gotowe tu. Maszynopis powstawał w Krakowie, przed pontyfikatem. Podzielił to na katechezy i odczytywał.

To ogromny materiał, starczyło go chyba na dwa lata.

Bośmy nad tym pracowali całe życie. Ja pięćdziesiąt lat wykładam ludziom antropologię Jana Pawła II. "Humanae vitae" to było dzieło Pawła VI i Karola Wojtyły.

To dlatego irytacja z powodu "Humanae vitae" skierowana jest nie tylko pod adresem Pawła VI, ale i kardynała Wojtyły. Ci zirytowani nie wiedzą, że jest jeszcze jeden "winowajca": Pani Doktor Półtawska. Bardzo dziękuję za rozmowę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2009