Biskup, który głosił Ewangelię

21 grudnia 2018 r. papież Franciszek zatwierdził decyzję Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w sprawie promulgowania dekretu o heroiczności cnót Sługi Bożego bp. Jana Pietraszki. Otwiera to drogę do beatyfikacji legendarnego krakowskiego duszpasterza.

26.07.2011

Czyta się kilka minut

Bp Jan Pietraszko, ks. Józef Tischner i Stanisław Grygiel w redakcji "TP", lata 60. / fot. Archiwum "TP" /
Bp Jan Pietraszko, ks. Józef Tischner i Stanisław Grygiel w redakcji "TP", lata 60. / fot. Archiwum "TP" /

Uczyli się od niego Józef Tischner i Adam Boniecki. Choć sami już odprawiali Mszę, przychodzili specjalnie na liturgię sprawowaną przez Pietraszkę tylko po to, żeby słuchać jego homilii. Jak mistrza słowa traktowali go Karol Wojtyła i Franciszek Macharski.

Mimo że bez tytułów, bp Jan Pietraszko imponował krakowskiej inteligencji. Na Msze, które celebrował, przychodzili studenci, pracownicy naukowi, młodzież. Wybitny mówca, choć nie skupiający uwagi na sobie. To przez niego ludzie przychodzili tłumnie do kościoła, ale przychodzili dla Ewangelii. Bo co niedzielę o 8.00 i 10.00 w krakowskiej kolegiacie św. Anny - potężnej barokowej świątyni przy plantach, na końcu ulicy dochodzącej do Rynku - objaśniał ją jak nikt inny. Słowo przez niego prześwitywało. Był przezroczysty.

- Mogę powiedzieć jedno: Święty - deklaruje jasno ks. Mieczysław Turek, przyjaciel Pietraszki od lat 40., a w ostatnich latach życia kaznodziei jego spowiednik. Proces beatyfikacyjny biskupa Jana - bo tak się o nim w Krakowie mówiło i mówi nadal - rozpoczął się w 1994 r. Teraz trwa jego watykański etap.

Kard. Franciszek Macharski zapewnia, że pośpiech w wynoszeniu na ołtarze nie jest potrzebny. - To, jak biskup Jan kochał Ewangelię, wpisuje się w niezwykły nurt, zapoczątkowany przez św. Franciszka z Asyżu - podkreśla. Zdaniem kardynała słowa świętego o "miłości niemiłowanej" najlepiej oddają duchowość Pietraszki.

Tamte dni

W tej duchowości charakterystyczna jest asceza - określenie Pietraszki jako ascety przewija się i we wspomnieniach o nim, i... w esbeckich raportach. Wysokie wymagania, niskie oczekiwania. Najpierw nauczyło go tego życie, później kapłaństwo.

Urodzony w 1911 r., pochodził z podżywieckiej wsi, z wielodzietnej, biednej rodziny. Miał trzy lata, kiedy zmarła jego matka, a ojciec poślubił jej siostrę. Idąc do gimnazjum w dzisiejszym Bielsku-Białej, związał się - i pozostał temu wierny - ze Związkiem Harcerstwa Polskiego. Ks. Turek: - Wtedy zaczął pasjami czytać. Dorabiał u introligatora. Wychodząc z pracy, pożyczał książki, które studiował nocami.

Po maturze wstąpił do krakowskiego seminarium. Święcenia przyjął z rąk abp. Adama Stefana Sapiehy w 1936 r. Dwa lata później metropolita ustanowił go swoim kapelanem - do lipca 1939 r. A także w latach 1942-1944, czyli w czasie, kiedy na Franciszkańskiej 3 w tajnym seminarium przebywał Karol Wojtyła. Sapieha był dla Pietraszki do końca autorytetem. Ks. Boniecki: - Pamiętam, jak rozdrażniony funkcjonowaniem kurii, a sam już wtedy w niej pracował, powiedział: "Ach, tak sobie myślę, jakby Książę Metropolita wstał z grobu i zrobił tutaj porządek".

Ale okupacja - i późniejsze życie w PRL, zakończone niedługo przed załamaniem się systemu - pozostawiła na nim swoje piętno. Tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego będzie wspominać: "Były to czasy, kiedy zaciemniało się nie tylko okna mieszkań, ale spuszczało się zasłonę na oczy, żeby zbyt jasno nie błyszczały i nie zdradzały tego, co się wówczas myślało i czym się naprawdę żyło. W tamtych dniach stawiało się tamę słowom i milczeniem pokrywało się najważniejsze prawdy". Być może dlatego później wszystko postawi właśnie na Słowo...

Słowo może zranić

Jednak pozostała w nim pewna ostrożność, surowość w obyciu. O sobie nie mówił wcale. Nawet prywatnie. Choć ludzie do niego lgnęli, praktycznie nie prowadził życia towarzyskiego.

- Nie chodził też na księżowskie salony, co księża mieli mu za złe, bo wolał spotykać się z młodzieżą. Nie tworzył wokół siebie żadnego środowiska. My, którym jest bliski, mówimy o sobie tylko "ludzie spod ambony" - wspomina Krystyna Czajkowska, redaktorka pism Pietraszki. Ks. Boniecki: - Nie znosił gadulstwa, pozoranctwa. Miał swój charakterystyczny uśmieszek, który jedni odczytywali jako wyraz sympatii, inni widzieli w nim przejaw ironii. Poczucia humoru nie można mu było odmówić, uwielbiał słuchać dowcipkującego Tischnera.

Ks. Turek: - Jednocześnie Pietraszko był tym, którego słuchał Tischner. Stał po jego stronie, ale potrafił mu też powiedzieć, że z czymś przesadził, że niepotrzebnie zraża do siebie ludzi - wspomina. Później Tischner poprosił biskupa, by ten był jego spowiednikiem. Ks. Boniecki: - Pietraszko był bardzo nieśmiały, bo świadomy, że słowo może zranić.

A jednak sprawiał wrażenie oschłego. Dla przygodnego człowieka bywał oziębły. Może wręcz szorstki? - Szorstki nie. Był typowym introwertykiem - wyjaśnia ks. Turek. - Bardzo mało mówił. Przy obiedzie czy kolacji nie odzywał się w ogóle. Ale jak się go zapytało o jakąś swoją sprawę osobistą, otwierał się.

To napięcie, przejście z jednego stanu w drugi, oddają dwa popularne wizerunki Pietraszki przedstawiające go jako biskupa po sześćdziesiątce. Na fotografii: stoi, dłonie splecione, uśmiechnięty ni to nieśmiało, ni zawadiacko, na policzkach lekki rumieniec, oczy zmrużone, uważne. Na obrazie: ten sam (czy ten sam?) człowiek, siedzi, ręce trzyma sztywno na oparciach fotela, twarz napięta, twarda, daleki wzrok.

Pietraszko, wyprostowany, szczupły mężczyzna średniego wzrostu, miał w sobie wytworność. Sutanna leżała na nim prosto, srebrne włosy potęgowały efekt nobliwości. Ks. Boniecki: - Do tego niesamowite jasnoniebieskie oczy, w których pod krzaczastymi brwiami łączyły się dobroć i przenikliwość. Uważne, patrzące w ciebie podczas rozmowy. Aż niepokojące.

Jak zwykły ksiądz

Krótko po wojnie - po tym, jak był wikarym w małopolskich parafiach - trafił do Krakowa. Od 1947 r. pracował w kolegiacie św. Anny, dekadę później został tu proboszczem. W sumie u Anny spędził 41 lat.

W tym czasie przez dziesięć lat był prefektem w seminarium. Ks. Turek: - Słynął ze swojej dobroci i wyrozumiałości. Kiedy nakrył mojego kolegę, który wkradł się do jego pokoju, żeby słuchać meczu w radiu, nie wyciągnął żadnych konsekwencji, nawet nie powiedział rektorowi. Dobry był zresztą nie tylko dla nas: w budynku mieszkały wtedy myszy, a on je oswoił, bo lubił patrzeć, jak zwierzątka harcują.

W 1962 r. został mianowany biskupem pomocniczym. Sakrę otrzymał następnego roku na Wawelu z rąk prymasa Wyszyńskiego oraz biskupów Wojtyły i Groblickiego. Wybrał hasło ex hominibus pro hominibus - z ludzi wzięty, dla ludzi ustanowiony. Późniejszych dowodów zaufania Wojtyły do Pietraszki nie trzeba szukać daleko. Powierzył mu dwa trudne zadania: sprawy personalne księży i komisję architektury - newralgiczne w czasach PRL punkty.

Pietraszko godził się wchodzić w te kolejne role, choć nie były mu bliskie, a wręcz sprawiały trudności, także cierpienie - chorował na serce, w 1977 r. przeszedł zawał. W tym kontekście kard. Macharski wskazuje na to, co opisywał sam Pietraszko: wiara jest dynamiczna, oczyszcza się w drodze. - Nie konstruował swojego losu, ale raczej pogrążony w głębokiej modlitwie szukał sposobów, żeby się wywiązać ze swojej odpowiedzialności - tłumaczy kardynał. Ks. Boniecki: - Kiedy pracowałem

u św., Anny prosił mnie o zwrócenie uwagi któremuś z kolegów-księży. Na pytanie, czemu nie zrobi tego sam, odpowiedział, że upomnienie przez biskupa mogłoby być dla delikwenta zbyt bolesne.

Na dodatek jako wikariusz generalny wielokrotnie musiał reprezentować metropolitę w kontaktach z władzami. Co więcej, od początku pobytu w Krakowie interesowała się nim bezpieka. Przez wszystkie 37 lat bez sukcesu. W raportach oficerów czy sprawozdaniach tajnych współpracowników powracają określenia: asceta, pracowity, biskup a jak zwykły ksiądz...

Ks. Boniecki: - Nie lubił ostentacji. Piuskę i krzyż wkładał tylko w niedzielę. Jako biskup chodził w zwykłej sutannie, tylko z pierścieniem. Kiedy wkładał strój biskupa, żartował: "Znów muszę się przebrać za świętego Mikołaja".

Zbieżność merytoryczna

Pietraszko mówił, że "w dziedzinie mowy" ważne są dwie cnoty: prawdomówność i dyskrecja - co zdaje się odbijać trud jego położenia jako biskupa i kurialisty. "Jeżeli nie będzie człowiek rzetelnie dzielił się prawdą, nie tylko znieprawi własne człowieczeństwo, ale odmówi drugiemu człowiekowi tego, co mu się od niego po sprawiedliwości słusznie należy".

Jedne z rekolekcji parafialnych zakończył słowami: "Mówcie o tym po swojemu tak, jak umiecie, bo na pewno ten wasz język prosty, z serca, jest skuteczniejszy i więcej powie Chrystusowi aniżeli moje słowo". Ludzie nie do końca dali się przekonać: kiedy w 1961 r. Znak wydał jego "Rozważania", dziesięciotysięczny nakład wyczerpał się w ciągu tygodnia. Podobnie było z następnymi tytułami, w tym z kultowymi "Spotkaniami" (1967) i "Medytacjami w drodze" (1977).

Na wiele lat przed Soborem - brał udział w dwóch jego sesjach, a u św. Anny głosił cykl kazań wyjaśniających Vaticanum II - potrafił mówić o księżach jako źródle zgorszenia w Kościele: "Jeśli narzędzie jest źle zrobione, to na ręce tworzą się odciski, po godzinie pracy już nie można tego narzędzia utrzymać. Otóż czasem tak niestety bywa, że ludzie Kościoła są jak te narzędzia niesposobne". Poza tym, wyjaśniał, Chrystus przyjął śmierć "za nas ludzi, za nas ludzi, bez żadnego przymiotnika - a to lata 50." Więc "Bóg ma takie oczy, które widzą wszelkie dobro poza Kościołem", nawet czynione przez tych, którzy są wrogami Kościoła. Dlatego prosił, żeby katolicy nie "budowali barykady zgorszenia pomiędzy Chrystusem a ludźmi, którzy są jeszcze dzisiaj daleko od Niego".

Ks. Tischner: "Jesteśmy zbyt triumfujący, żeby zrozumieć tę myśl, która nie chce triumfować".

Stanisław Grygiel doprowadził, choć nie bez oporu samego autora, do pierwszych publikacji tekstów Pietraszki w Znaku. Filozof wspomina, jak świeży był to styl i oryginalna refleksja już w latach 50.: "Tylko dwóch księży w mojej obecności przyznało się Pietraszce, że uczyli się od niego ewangelicznego myślenia. Jednym był Józek [Tischner], drugim - Jan Paweł II".

Ks. Boniecki: - Pamiętam jego wyznanie, że kiedy ma głosić homilię na Mszy celebrowanej przez kard. Wojtyłę, często bywa w kłopocie, bo Wojtyła we wprowadzeniu do liturgii mówi niemal wszystko, co on miał przygotowane w kazaniu: "zbieżność merytoryczna".

Pisanie na piasku

- W zasadzie to była dla niego męczarnia - tak ks. Turek wspomina przygotowywanie przez Pietraszkę homilii. Krystyna Czajkowska potwierdza: - Zdarzało się, że w sobotę po południu spisywałam na maszynie tekst kazania na najbliższą niedzielę, dyktowany przez biskupa Jana. A następnego dnia w kościele słyszałam kazanie nie do poznania. Tak bardzo dbał o precyzję języka. Poza tym, nad tekstem do druku pracował jak nad żywym słowem. Prosił, bym mu czytała na głos.

Czajkowska: - Niemal codziennie ukryty w stallach modlił się o 15.00. Długo modlił się przed i po odprawieniu Mszy. Poza tym żartujemy, że odchodząc w niedzielę od ołtarza, już myślał o homilii na następny tydzień.

Do dziś najbardziej w tych tekstach uderza napięcie między człowiekiem a Bogiem, problem rezygnacji, wyrzeczenia się, konsekwencji w podążaniu obraną drogą. Wygrana Boga, mówił, nieraz oznacza przegraną człowieka - w ludzkich kategoriach.

Ks. Boniecki: - Jadłem śniadanie, kiedy wszedł do jadalni i zaczął nerwowo się po niej przechadzać. Po chwili wyjaśnił: "Musiałem wyjść z konfesjonału, tak mnie ktoś zdenerwował. Wychodzę, a następny w kolejce prosi: jeszcze ja. Powiedziałem, że nie radzę, niech poczeka. Po dłuższej chwili wyszedł, chyba wrócił do kościoła.

Ks. Turek: - Spowiadał codziennie od 18.00 do 18.30, a sam spowiadał się co tydzień.

Czajkowska: - Miał dużą grupę stałych penitentów.

Ks. Boniecki: - Kiedyś zażartował: "Znalazłem sobie mieszkanie na emeryturę". Myślałem, że faktycznie chodzi o mieszkanie, a on miał na myśli konfesjonał.

Przypowieść o przyprowadzonej do Jezusa jawnogrzesznicy tak komentował: "A On [Jezus] pisze wtedy grzechy nasze na piasku. Nie na pergaminie, tak jak dokumenty starego świata. Nie na tabliczkach - takich, na których Piłat napisał winę Chrystusa i przybił ją nad Jego głową. Nie pisze na kamieniu ani na spiżowych tablicach na wieczną hańbę i wieczną rzeczy pamiątkę ku naszemu zawstydzeniu, ale pisze na piasku, żeby to można było zetrzeć jednym ruchem i żeby żaden ślad po tym świadectwie nie został".

Podkreślał, że "grzesznicy potrzebują świętego Kościoła, ponieważ chcą się w nim oczyścić i odrodzić; chcą w nim odnaleźć własną utraconą świętość".

- Kiedyś po dorocznej kolędzie dla młodzieży, sprzątaliśmy razem - wspomina ks. Turek. - Gdzieś na podłodze znaleźliśmy zgubioną przez studentkę jej legitymację partyjną. Ale biskup Jan nie reagował, nawet tego nie skomentował.

Słowo może zbawić

Ks. Turek pamięta też, jak przeszło pół wieku temu rekolekcje wielkopostne w kościele św. Floriana głosił Wojtyła, a u św. Anny - Pietraszko: - Znajomy żalił się, że owszem, rekolekcje Wojtyły były dobre, ale pełne żargonu filozoficznego - opowiada ks. Turek. - Później spotkałem koleżankę, która z kolei uczestniczyła w konferencjach Pietraszki i z zachwytem mówiła: "Niesamowite, to było tak, jakbym wsłuchiwała się w samą siebie!".

Ks. Boniecki: - Przy całej swojej nieśmiałości i skromności był charyzmatyczny. Ale w takim sensie, że miał dar, który jest nie dla jego użytku, ale dla innych i współczesności.

Także dziś teksty tamtych homilii bronią się same, są czytelne bez przypisów. Pietraszko mówi w nich z wnętrza Ewangelii - i z wnętrza ludzkich spraw. Splata antropologię z teologią, ma niezwykłą wrażliwość na doświadczenie ludzkie, zrozumienie wielkości i małości człowieka, a jednocześnie nie psychologizuje. Potrafi na Drogę Krzyżową patrzeć oczami Barabasza, Piłata, tłumu, kobiet, uczniów... Patrzeć i mówić ich głosami. Czajkowska: - Ani razu nie zdarzyło mu się powiedzieć "wy", zawsze mówił "my", a często w pierwszej osobie.

Wiele z homilii - to jeden z charakterystycznych rysów jego kaznodziejstwa - kończył modlitwami, które były jak słowa wydarte z wnętrza ludzkich lęków: "Przyszedłem Ci powiedzieć, że jestem sam - a powinienem być z Tobą". A przecież, jak powie innym razem: "Dobrze mi jest z Tobą pobyć, nic nie mówiąc...".

Drugi rys ma charakter wręcz mistyczny. - Bywały takie chwile, w których słowa biskupa Jana stawały się słowami Jezusowymi - wspomina kard. Macharski. Mówi przecież on, a jakby mówił ktoś Inny: "Miałem powód, dla którego Piotra pytałem trzy razy o miłość. Ale mam też powód, dla którego ciebie zobowiązuję do miłości". - Słowa Jezusowe - mówi kard. Macharski.

Umiejętność "porozumiewania się przez słowo jest w gruncie rzeczy jakimś zdumiewającym cudem, nad którym się nie zastanawiamy i uważamy to za najprostszą rzecz" - opisywał Pietraszko: ton, barwę głosu, sposób mówienia. Współcześnie, zauważał, człowiek jest "zasypany i przytłoczony wielością słów" - aż do utrapienia.

A przecież "z woli Boga każde słowo powinno nieść dobro", bo słowo złe, kłamstwo, donos - zabija człowieka. Tymczasem Chrystus przyszedł, by dać ludziom "słowa życia". I Pietraszko w nie wprowadzał. Rzucał ziarno, a które nie obumarło...

  • Ziarna 
  •  

Czajkowska: - Drobiazgi, ale trafnie nazwane.

Ks. Boniecki: - Takie rzeczy zostają z człowiekiem na całe życie.

Jan Paweł II: "Mówiąc o wskrzeszeniu Łazarza podkreślał z przejęciem, że stał się on znakiem zwycięstwa Chrystusa nad śmiercią za cenę powtórnego umierania. Dlatego też z taką mocą dawał Biskup Jan świadectwo życiu i zmartwychwstaniu".

Ks. Boniecki: - W Wielki Czwartek opisywał, jak apostołowie protestują: że gdzie im Jezus będzie myć brudne nogi. A właśnie trzeba pozwolić, mówił Pietraszko, żeby Jezus dotknął naszych brudnych miejsc.

Czajkowska: - Nawiązując do dobrego samarytanina, mówił, że człowiek musi zejść z osła własnej pychy, z osła egoizmu, samolubstwa, i pomóc drugiemu. Zawsze w Boże Narodzenie wraca też do mnie myśl, że trzask przełamywanego opłatka symbolizuje przełamywanie wszelkich niechęci do drugiego człowieka.

Ks. Turek: - W seminarium wyświetlił nam przeźrocza mozaik z Orvieto, które były w miejscach niedostępnych dla wzroku. Powiedział: "Wtedy robiono to piękno dla Pana Boga, nie dla ludzi do podziwiania. Wy też miejcie w swoim życiu takie miejsca, które są wyłącznie dla Boga".

Ks. Tischner: Pietraszko "mówił, jak do Pana Jezusa miano pretensje, że zanadto idzie ku grzesznikom, że zadaje się z ladacznicami. Potem zarzucano Mu, że idzie w góry i modli się sam. Zawsze zarzucano Mu, że idzie za daleko. Kiedy będziecie księżmi, doświadczycie tego samego. Zawsze będą wam mówili, że idziecie za daleko. Nie bójcie się takich zarzutów. Od tego jesteście, żeby iść za daleko".

Kard. Macharski: - Modlitwa: "Czekałem na Ciebie, Chrystusie, według obietnicy Ducha Twego przez długie lata mojego życia - i doczekałem się. Teraz mogę odejść. Nie patrzę już na świat. To jest dla mnie rozdział skończony. Ludzkie ambicje i pragnienia, nawet te najpiękniejsze i najszczytniejsze, należą już do mojej przeszłości. Ale dziękuję Ci za nią i za to, że była ona drogą, która mnie doprowadziła do tego spotkania...".

Moje życie, mój kielich

W połowie lat 50. mówił wiernym o tym, że "królestwo Chrystusa jest takie dziwne, że nie tylko król nosi koronę, ale i wszyscy Jego poddani ją noszą. Korona cierniowa jest wspólna dla nas i Chrystusa, i tyle jest tej wspólnoty, ile naszego wysiłku, aby ją z Nim dzielić".

Uważał, że świętość - ale też człowieczeństwo samo w sobie - to sprawa wewnętrzna i tajemnicza: "Nigdy sama siebie nie zachwala ani się nie narzuca. Nie posiada zresztą ani sposobów, ani języka, którym by mogła sama siebie wypowiedzieć bez reszty. Dlatego ogrom świętości, który ludzie z wysiłkiem przejęli z Boga we własne dusze, pozostaje ukryty i nieznany". Innym razem dopowiadał jeszcze: "Chciałbym wam zwrócić uwagę, że świętość Chrystusa jest niewidzialna. (...) Naszym zadaniem jest pokazać ją światu i ludziom, ale by ją pokazać, trzeba ją najpierw przejąć we własne serce, we własną duszę, trzeba w nią włożyć swój własny trud i wysiłek. Wtedy Chrystus osobiście przeżyje nasze życie: twoje życie, moje życie".

Pietraszko zmarł na serce w 1988 r. Z jego maszyny do pisania ks. Władysław Gasidło, obecny proboszcz św. Anny, wykręcił tekst niedokończonej homilii. Tę urwaną refleksję z cyklu poświęconego Eucharystii odczytał w dniu pogrzebu:

"Nie zrozumielibyśmy kielicha mszalnego i jego zawartości, gdybyśmy przeoczyli tajemniczy kielich podany przez Ojca Niebieskiego w Oliwnym Ogrodzie, w czasie przedśmiertnej modlitwy i duchowego konania Chrystusa. Ten kielich posiada łączność z kielichem z Wieczernika i jest tak pełen goryczy i cierpienia, że Chrystus wzdraga się go pić (...). To jest w gruncie rzeczy ten sam kielich: w Wieczerniku widziany oczyma Apostołów, którzy w nim widzą tyle, ile zobaczyć mogą zwykłe ludzkie oczy. Drugi raz oglądany w samotności oczyma Chrystusa, pełen cierpienia i pełen krwi, która jest przelana...".

Korzystałem z 9-tomowej serii pism bp. Pietraszki (red. ks. Władysław Gasidło), książki ks. prof. Łukasza Kamykowskiego "Bp Jan Pietraszko w świetle swoich pism", publikacji okolicznościowej "Śladami Sługi Bożego" oraz: tomu IPN "Niezłomni", biografii "Tischner" Wojciecha Bonowicza i wywiadu Anny Karoń-Ostrowskiej z ks. Tischnerem "Spotkanie".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2011