Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
i wiele z nich można złagodzić - jeśli nie rozwiązać - etosem zawodowym i szacunkiem dla pacjenta. Nie wystarczy pomalować ściany w postacie z bajek i pozwolić rodzicom być z dzieckiem, by chlubić się tytułem "szpitala przyjaznego dziecku". Potrzeba rzetelnej informacji, minimalizowania bólu fizycznego i dyskomfortu psychicznego, jaki niesie ze sobą pobyt w szpitalu, serdeczności i poczucia celu pracy, tj. służby człowiekowi - to równie ważne jak estetyka wnętrza.
ALEKSANDRA BRZEMIA-BONAREK (Kraków)
***
Michał Olszewski stara się uzasadnić tezę, że zawód lekarza stracił etos, co jest szczególnie bolesne w szpitalach dziecięcych. Jedyną wartością w szpitalach popadających w ruinę pozostaje w tej sytuacji sprzęt zakupiony przez Jurka Owsiaka (chwała mu za to). Opisywane rozwiązania tej sytuacji dla sfrustrowanych pacjentów to: wręczyć łapówkę lekarzowi-
-"hochsztaplerowi", "bić pokłony i kornie przyjmować wskazówki" lub też "walczyć o wszystko, robiąc awanturę o 15-minutowe spóźnienie pielęgniarki". Autor wykorzystuje, co prawda retorycznie, podobieństwo szpitala do "rzeźni", pacjentów opisuje jako "wasali" skazanych na łaskę lekarzy, którzy są "bezwzględni i cyniczni". Wszystko, co opisuje, wydaje się być oczywistą zasadą i regułą.
Autor, być może nieświadomie, skrzywdził wszystkich tych lekarzy, którzy nigdy nie wzięli łapówki, biorą 8-10 dyżurów 24-godzinnych w miesiącu, by utrzymać rodziny, i słyszą coraz mniej ciepłych słów, a coraz więcej pretensji i żądań. Wśród nich są pewnie również ci, którzy wyciągnęli dziecko autora z poważnej choroby. Im jednak poświęcił tylko dwie linijki. Ponieważ nie uczynił tego pan Olszewski, pozwolimy sobie w tym miejscu podkreślić, że dobrzy, życzliwi i kochający pracę lekarze nadal istnieją na tym świecie, czego doświadczyliśmy osobiście w szpitalu dziecięcym w Dziekanowie Leśnym koło Warszawy. Jesteśmy przekonani, że nasza życzliwość, cierpliwość i zaufanie ułatwiły obu stronom przeżycie trudnych dni choroby naszego dziecka. Czy artykuł pana Olszewskiego sprawi, że pacjenci i ich rodziny zobaczą w lekarzu człowieka i zastanowią się, jak mu pomóc (w inny sposób niż przez łapówkę), by mógł dać z siebie wszystko? Śmiemy wątpić.
EWA i MICHAŁ SZCZEŚNIAKOWIE (Warszawa)