Zdaniem pacjentów

Z zainteresowaniem przeczytałam artykuł Michała Olszewskiego ("TP" nr 1/07) o sytuacji w polskiej pediatrii. Jestem córką lekarzy z powołania, pracującą w NZOZ Praktyce Lekarza Rodzinnego jako prawnik firmy, a od września, jako wolontariuszka, w studenckiej Poradni Prawa Medycznego UJ. Przede wszystkim jednak jestem matką dwóch kilkuletnich synów. Artykuł wzbudził uczucia, o których wolałabym zapomnieć, a przez jakie musiałam przejść w październiku 2006 r., kiedy mój młodszy syn był hospitalizowany w jednej z katowickich klinik neurologicznych. Dehumanizacja dziecka i jego rodziców - oto synteza moich doświadczeń. Moi rodzice, oburzeni zachowaniem kolegów-lekarzy, zabrali mnie i wnuka z oddziału przed ukończeniem pełnej diagnostyki. Ze swojej pracy znam problemy, z którymi boryka się polska służba zdrowia,

i wiele z nich można złagodzić - jeśli nie rozwiązać - etosem zawodowym i szacunkiem dla pacjenta. Nie wystarczy pomalować ściany w postacie z bajek i pozwolić rodzicom być z dzieckiem, by chlubić się tytułem "szpitala przyjaznego dziecku". Potrzeba rzetelnej informacji, minimalizowania bólu fizycznego i dyskomfortu psychicznego, jaki niesie ze sobą pobyt w szpitalu, serdeczności i poczucia celu pracy, tj. służby człowiekowi - to równie ważne jak estetyka wnętrza.

ALEKSANDRA BRZEMIA-BONAREK (Kraków)

***

Michał Olszewski stara się uzasadnić tezę, że zawód lekarza stracił etos, co jest szczególnie bolesne w szpitalach dziecięcych. Jedyną wartością w szpitalach popadających w ruinę pozostaje w tej sytuacji sprzęt zakupiony przez Jurka Owsiaka (chwała mu za to). Opisywane rozwiązania tej sytuacji dla sfrustrowanych pacjentów to: wręczyć łapówkę lekarzowi-

-"hochsztaplerowi", "bić pokłony i kornie przyjmować wskazówki" lub też "walczyć o wszystko, robiąc awanturę o 15-minutowe spóźnienie pielęgniarki". Autor wykorzystuje, co prawda retorycznie, podobieństwo szpitala do "rzeźni", pacjentów opisuje jako "wasali" skazanych na łaskę lekarzy, którzy są "bezwzględni i cyniczni". Wszystko, co opisuje, wydaje się być oczywistą zasadą i regułą.

Autor, być może nieświadomie, skrzywdził wszystkich tych lekarzy, którzy nigdy nie wzięli łapówki, biorą 8-10 dyżurów 24-godzinnych w miesiącu, by utrzymać rodziny, i słyszą coraz mniej ciepłych słów, a coraz więcej pretensji i żądań. Wśród nich są pewnie również ci, którzy wyciągnęli dziecko autora z poważnej choroby. Im jednak poświęcił tylko dwie linijki. Ponieważ nie uczynił tego pan Olszewski, pozwolimy sobie w tym miejscu podkreślić, że dobrzy, życzliwi i kochający pracę lekarze nadal istnieją na tym świecie, czego doświadczyliśmy osobiście w szpitalu dziecięcym w Dziekanowie Leśnym koło Warszawy. Jesteśmy przekonani, że nasza życzliwość, cierpliwość i zaufanie ułatwiły obu stronom przeżycie trudnych dni choroby naszego dziecka. Czy artykuł pana Olszewskiego sprawi, że pacjenci i ich rodziny zobaczą w lekarzu człowieka i zastanowią się, jak mu pomóc (w inny sposób niż przez łapówkę), by mógł dać z siebie wszystko? Śmiemy wątpić.

EWA i MICHAŁ SZCZEŚNIAKOWIE (Warszawa)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2007