Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z polskiego punktu widzenia negocjacje przeszły w tym czasie od "niemal pewnego porozumienia" przez "stawianie nowych żądań" aż do obecnego "nam się nie śpieszy". Każdej z tych faz towarzyszyła inna strategia strony amerykańskiej. Najpierw była "retoryka strategicznego partnerstwa", którą następnie zdominowało poczucie "rozczarowania i irytacji", a w końcu taktyka kontrolowanych przecieków pod hasłem "zbudujemy gdzie indziej". W minionym tygodniu mogliśmy zatem przeczytać w prasie, że USA rozważą alternatywne lokalizacje, jeśli Warszawa będzie przeciągać negocjacje - co spotkało się z odpowiedzią premiera Tuska, że nie jest usatysfakcjonowany amerykańską ofertą.
Dla wielu obserwatorów polsko-amerykańskie zapasy w sprawie tarczy są symbolem twardości negocjacyjnej Polski i amerykańskiego skąpstwa. Dla mnie są przede wszystkim świadectwem pata, w jakim znalazły się stosunki Warszawy i Waszyngtonu po okresie kilkunastu miodowych lat, zakończonych wysłaniem polskich wojsk do Iraku. Przedłużanie tej sytuacji nie jest w niczyim interesie. Bo problem nie ma charakteru finansowego, ale - jak ujął to jeden z polskich dyplomatów - filozoficzny. Tak jak Ameryka nie jest w stanie przekonać Polaków, że Iran i rakiety "państw zbójeckich" są dla nich zagrożeniem, tak Polska nie przekona Amerykanów, że Rosja jest zagrożeniem dla Europy i USA. Dlatego czas najwyższy podjąć męską decyzję i zdecydować się na coś, tłumacząc powody swej decyzji. Taka postawa byłaby pierwszym świadectwem dojrzałości politycznej, której Polsce - tak jak i Stanom - od początku tych negocjacji brakowało.