Zapadliska w Trzebini. Czy miasto zniknie pod ziemią?

Natura wystawia rachunek za dwa wieki wyrywania węgla spod ziemi. Na mapach zaznaczono pół tysiąca zagrożonych miejsc. Wszystko stało się tymczasowe i podszyte katastrofą.

07.08.2023

Czyta się kilka minut

Ziemia się mści
Na osiedlu Gaj ziemia zapadła się pod zbiornikiem z materiałem do zasypywania zapadlisk, Trzebinia, 7 kwietnia 2023 r. / ŁUKASZ GĄGULSKI / PAP

W zacieraniu śladów ­pomagała latami przyroda. Teren obok maszyny wyciągowej szybu „Zbyszek” porósł trawą, a na wyrównanym gruncie rozpleniły się perz i akacje. Nie ma już kotłowni, warsztatów, ani sąsiedniego szybu „Paula”. Dwadzieścia dwa lata po zamknięciu zakładu tylko emerytowani górnicy potrafią wskazać miejsce, gdzie znajdowała się brama wjazdowa do KWK Siersza, gdzie odbijali karty pracy i schodzili do cechowni.

Gdy ludzie już niemal zapomnieli kopalnię, upomniały się o nią podziemne korytarze. Chodnikami, którymi wywożono kiedyś węgiel, popłynęła woda. Tak intensywnie, że zaczęła wymywać piaszczysty grunt, przez co od dwóch lat w Trzebini zapada się ziemia. Na mapach Państwowego Instytutu Geologicznego zaznaczono ponad pół tysiąca miejsc, w których może dojść do potencjalnych zapadlisk.

Aż zawalił się cmentarz
 

Tajemniczy ogród w stylu francuskim znajduje się na tyłach domu przy ul. Jana Pawła II w Trzebini. Nikt tu nie śpi spokojnie. Zaraz za płotem zapada się ziemia, pozostawiając po sobie gładko uformowany lej. Czerwono-białe taśmy wyznaczają przestrzenie, po których można się poruszać, oraz strefy zakazane.

W ogrodzie Wojciecha Kramarza rosną geometrycznie przystrzyżone tuje, bukszpany, azalie japońskie i piwonie. W pobliżu pękającej ściany ogrodnik amator ustawił ogromne baniaki na deszczówkę. Używa jej do podlewania roślin.

Emerytowany górnik pracował w Sierszy aż do jej zamknięcia. Dokładnie pamięta, gdy 30 października 1999 r. wyjechała stąd ostatnia tona węgla. – To było brutalne zamknięcie. Nic go nie zwiastowało, bo kopalnia zainwestowała w remont – wspomina z żalem. – Potem wyrwano z ziemi wszystko, co mogło się przydać w innych zakładach, a resztę zostawiono. Silniki, maszyny, całe to żelastwo. Chodziłem wtedy jeszcze do pracy i serce mi się krajało. Kilka miesięcy później stanęły pompy odwadniające podziemia.

Kramarz podkreśla, że Trzebinia to zachodnia Małopolska, a nie Śląsk. Tam od jednej kopalni zależy funkcjonowanie drugiej, więc wszystko jest połączone centralnym systemem odwadniania. – My byliśmy na uboczu i wydawało się, że można bezkarnie zasypać szyby i zalać kopalnię. Ale już wtedy byli tacy, którzy zadawali pytanie: „A co będzie, gdy woda podejdzie do góry?”.

Na przełomie wieków w Polsce ­­zamknięto w sumie 23 kopalnie, przez co zatrudnienie w górnictwie zmniejszyło się o 100 tys. ludzi. – Zamykaliśmy je ze względów ekonomicznych,na podstawie obowiązującego prawa, a każdy szczegół techniczny wynikający z geologii i konieczności zabezpieczenia i złoża, i powierzchni musiał być zapisany w programie likwidacji kopalń – powtarza, jak dwadzieścia lat temu w czasie rozmów ze związkowcami, ­Janusz Steinhoff, minister gospodarki i wicepremier w rządzie Jerzego Buzka.

Mieszkańcy Trzebini uważają inaczej. Sądzą, że nikt nie pomyślał ani o ich przyszłości, ani o tym, że wyeksploatowana ziemia upomni się o swoje. Dziesięć metrów od równo przyciętego trawnika pana Wojciecha, tuż za ogrodzeniem zapada się grunt. Dokładnie są tam cztery dziury. Jest i tak lepiej niż u sąsiada po prawej, u którego biało-czerwoną taśmę dzielącą przestrzeń na zabronioną i tę, po której można się poruszać, rozwieszono na środku podwórka.

Rok temu „wypadła” tu pierwsza duża dziura. – Zadzwoniłem po straż pożarną, przyjechali, zasypali i cisza. Potem dziury wypadły na terenie ogródków, więc zapełnili je piaskiem. Dopiero gdy zawalił się cmentarz, to przyjechały kamery, dziennikarze i sprawa nabrała rozpędu – emocjonuje się Kramarz. Czterdziestu nagrobków i sześćdziesięciu pochowanych, których ziemia zabrała po raz drugi, nie dało się już przemilczeć.

Spółka Restrukturyzacji Kopalń, prawny spadkobierca KWK Siersza, prowadzi w tej okolicy badania, monitoruje wpływ zatapiania kopalni na środowisko, organizuje zespoły eksperckie, przetargi, sprowadziła nawet georadar spektralny. Rzecznik SRK Mariusz Tomalik chwali się, że jedno z zaledwie trzech takich urządzeń na świecie pracowało na Marsie, a dwa w Trzebini. Jednak dla samych mieszkańców spółka nie ma dobrych wieści: bo nie ma na świecie naukowca, który podpisałby się pod opinią, że prowadzone działania załatwią sprawę raz na zawsze – to pierwszy tak skomplikowany i złożony przypadek w kraju. – Nie jesteśmy w stanie dać stuprocentowej gwarancji zabezpieczenia terenu – podkreśla rzecznik SRK.

Ziemia się mści

Jednak prof. Mariusz Czop, geolog z krakowskiej AGH, nie rozumie, skąd bierze się teza o wyjątkowości sytuacji w Trzebini. – To było oczywiste, że zapadliska kiedyś powstaną. Wiadomo, że gdy woda się podnosi i podgryza od spodu piasek, rozpoczyna się wymywanie. Nie wiem, dlaczego decydenci starają się nadać zapadliskom w Trzebini jakiś wyjątkowy charakter, wystarczy przecież pojechać do niedalekiego Olkusza. To, co wydaje się nietypowe, to ich duża intensywność na małym obszarze, ale to może zaskoczyć laika, a nie specjalistów. Można było to wszystko przewidzieć i przygotować się na obecną sytuację. SRK chwali się kolejnymi badaniami, ale na nie brak już czasu. Trzeba zacząć działać! – uważa geolog.

Ludzie w Trzebini mają poczucie porzucenia. Przez lata borykali się z konsekwencjami wydobycia węgla; trzęsły się ich domy, pękały ściany, ale wydawało się, że nad siłami natury ktoś panuje. – Kopalnia przyjeżdżała, likwidowała szkody i szybko wypłacała odszkodowanie – tłumaczy Mateusz Król, przewodniczący Rady Osiedla Siersza w Trzebini.

Jednocześnie ten sam zakład gwarantował bezpieczeństwo: w czasach prosperity pracowało tu ponad sześć tysięcy ludzi. Tak było w przypadku rodziny pana Mateusza, która – jak większość mieszkańców osiedla – związała się z przemysłem górniczym. Ojciec pracował w kopalni do jej zamknięcia, podobnie jak brat taty i mężowie sióstr. – Po zamknięciu zakładu przez jakiś czas był spokój, potem pojawiły się pojedyncze dziury. Na początku tego roku ziemia zapadała się właściwie codziennie – opowiada.

Wszystko dzieje się na niewielkim obszarze, gdzie podziemia eksploatowano od dwustu lat. Dziewiętnastowieczni górnicy początkowo wydobywali węgiel z pokładów położonych płytko, zaledwie dwadzieścia, trzydzieści metrów pod ziemią – trudno oczekiwać, by skutecznie, na wieki, zabezpieczyli wyrobiska.

Ptaki głośniejsze od pomp
 

Natura „mści się” w jeszcze jeden sposób. W 1922 r. doszło w kopalni Artur (poprzedniczka Sierszy) do największej w historii tragedii. Życie straciło dwudziestu ośmiu górników, bo potok Kozi Bród wdarł się do płytkich wyrobisk. Wtedy pierwotne koryto rzeki zabetonowano i zmieniono jej bieg. Dzisiaj rzeka pozbawiona kontroli ze strony kopalni próbuje wrócić na dawne miejsce.

Mateusz Król prowadzi mnie do lasu, w którym jednostajnie szumią pompy głębinowe. Przekrzykują się z ptakami. Jeszcze przed zamknięciem kopalni tłoczono tu piasek w ziemię, by zlikwidować pustki głęboko pod powierzchnią; dzisiaj odwrotnie – z podziemia odpompowuje się wodę. Specjaliści z SRK mają nadzieję, że uda się w ten sposób obniżyć jej poziom.

Profesor Czop uważa inaczej: – Trudno oprzeć się wrażeniu, że spółka prowadzi działania pozorowane. Żeby skutecznie odpompować wodę, należałoby to robić w kilku miejscach jednocześnie. Skoncentrowanie tego w jednym punkcie może doprowadzić do rezultatów odwrotnych niż spodziewane, choć sam pomysł wydaje się racjonalny. Gdyby poziom wody opadł do tego sprzed czterech, pięciu lat, zyskalibyśmy na czasie. Być może wodę trzeba by pompować aż do końca świata, ale przecież tak się robi na Śląsku i nikt z tego powodu nie rozpacza.

– Ziemia pod Trzebinią i wszędzie tam, gdzie wydobywa się węgiel, wygląda jak wielkie kretowisko – obrazowo dopowiada Mateusz Król. – Idzie taki kret przed siebie i zostawia za sobą wydrążony korytarz. Po jakimś czasie przechodzi do kolejnego traktu i znowu idzie do przodu, pieczołowicie, metr po metrze. Jeszcze lepiej użyć porównania z mrowiskiem, w którym wszyscy wiedzą, kto ma jakie zadania.Tak wyglądał podziemny świat pod Trzebinią, aż pewnego dnia wszystko się skończyło.

Profesor Tadeusz Sławek, poeta, tłumacz, były rektor Uniwersytetu Ślaskiego, wsłuchuje się w opowieści z Trzebini z troską. Wie, że ta sama historia może pewnego dnia się powtórzyć tuż obok, na jego Śląsku. Pod ziemią wije się tam megakretowisko z korytarzami o długości tysięcy kilometrów, z których wydobyto setki milionów ton węgla.

– Trzeba wszystko opisać jeszcze precyzyjniej. Śląsk to mrowisko zbudowane na terenie wyeksploatowanym przez kreta. Gdyby to było tylko kretowisko, nie mówilibyśmy dzisiaj o tak dramatycznych konsekwencjach. Pech jednak chciał, że pracowite ludzkie mrówki właśnie tutaj zbudowały siedzibę. Tymczasem kret przestał się poruszać swoimi korytarzami. Kiedyś zabezpieczał je również w trosce o własne istnienie, teraz jednak toczą się tam procesy niezależne od nikogo, takie, nad którymi mrowisko nie może zapanować – mówi były rektor.

Prof. Sławek ogląda archiwalne zdjęcia KWK Siersza, przygląda się czarno-białym fotografiom kasyna i stadionu. Wszystko to należało do kopalni, która nie tylko dawała ludziom pracę, ale też porządkowała ich życie. Wpływała na to, gdzie pracowano, ale też na to, gdzie i jak spędzano czas wolny. Kopalnie tworzyły silne więzi. – A potem w sensie dosłownym i metaforycznym tym ludziom ziemia zarwała się pod nogami – dopowiada profesor.

To wszystko mocno rzutuje na psychikę mieszkańców. Nie tylko dlatego, że wpływa bezpośrednio na ich zapadające się ogródki i trawniki, że tworzy dziury w boisku, zagraża budynkom. Wyrwanie ziemi spod nóg burzy w człowieku poczucie zaufania do czegokolwiek, co z pozoru stałe i stabilne, jak np. dom. – Obawiam się, że ci ludzie nawet po przeprowadzce będą śnili o zapadliskach i zadawali sobie pytanie: „Czy jakiś korytarz jest pode mną?”

Dorodna jabłonka
 

Na ile wspólne mogą być sny o zapadliskach? Czy mają w nich te same rozmiary? Czy towarzyszy im deszcz i pogoda jak z katastroficznych filmów? W środku nocy o zapadającej się ziemi tuż za płotem myśli Wojciech Kramarz, miłośnik francuskich ogrodów. Inny emerytowany górnik, z domu przy ul. Górniczej 11, budzi się z myślą o wnuczkach. – Gdy wszystko się zaczęło, nie chciały chodzić do szkoły. Bały się, że wpadną do dziury. Teraz już wszyscy przywykli, ale myślimy o tym nieustannie. Nierzadko wstaję w nocy i sprawdzam, czy coś nie trzeszczy – mówi mężczyzna.

Dom zbudował jeszcze jego ojciec, w latach 60. W ogrodzie kwitną drzewa owocowe, stoi plac zabaw i różowa, rzadko używana dzisiaj zjeżdżalnia. Dziesięcioletnia Kornelia i młodsza Rozalka mogą z niej korzystać tylko pod nadzorem. Na podjeździe nowa kostka, dom otacza też nowe ogrodzenie, ale dziadek dziewczynek nie wie, czy warto było inwestować. I tak jak sąsiedzi cały czas czeka zniecierpliwiony, by ktoś mu odpowiedział rzetelnie na pytanie: co będzie dalej?

Najmniej wystraszony wydaje się właściciel pobliskiego zakładu samochodowego. Żartuje nawet, że mógłby zmienić szyld na „Warsztat nad zapadliskiem”. Może wtedy przyjeżdżaliby do niego turyści robić zdjęcia. Specjalistyczne badania georadarem pokazały, że dokładnie pod środkiem podwórka znajduje się wielka pustka. Rozłożyła się pod betonowymi płytkami. – Ludzie o tym wiedzą i wielu zrezygnowało z moich usług. Drogiego mercedesa sam zresztą nie przyjmę, bo gdyby wpadł do dziury, to kto klientowi zapłaci odszkodowanie? To wszystko kiedyś się zapadnie – wieszczy właściciel warsztatu. – Bo skoro wiadomo, że ta pustka pod nami jest i nikt z nią nic nie robi, to pewnego dnia wszystko runie. O, tutaj, przy ogrodzeniu, gdzie stoją auta, rosła kiedyś dorodna jabłonka. Cała wpadła do dziury.

Na razie życie w Sierszy toczy się normalnie, mechanik w warsztacie przyjmuje samochody, ludzie zbierają czereśnie, koszą trawę w ogródkach. Czekają. Profesor Sławek nie ma jednak wątpliwości, że to życie na krawędzi. I że mimo naszej techniki i nowoczesnych przyrządów, o których dziewiętnastowieczni górnicy nie mogli nawet pomarzyć, jesteśmy tak samo bezradni wobec natury.

– Uwierzyliśmy w błyskotliwość współczesnej myśli technicznej i założyliśmy, że nic nie jest w stanie jej zachwiać. Tymczasem tutaj nie tylko wszystko się zachwiało, ale i zapadło – mówi profesor dodając, że w wielu literackich opisach świata podziemnego znajdziemy przekonanie, iż w kopalni kryje się zło. Pisał o tym Gustaw Morcinek, ale też siedemnastowieczny jezuita Athanasius Kircher w podręczniku „Mundus Subterraneus” („Świat podziemny”). W książce znajdują się ryciny ukazujące, jak wyglądało prymitywne kopalnictwo, jest też kolekcja przedstawień smoków. Kryją się pod ziemią i nie można ich bezkarnie obudzić, a potem porzucić. One i tak wrócą i upomną się o swoje.

– Zostawmy jednak symbole i wróćmy do Trzebini. To, co się tam dzieje, jest nauką dla tych, którzy wyobrażają sobie, że kopalnie można tak po prostu zamknąć. To tak nie działa. Nie wystarczy poszukać nowych miejsc pracy dla ludzi. Kopalnie są bytami długiego trwania i właściwie ciągle pracują, nawet zamknięte. Dziś widzimy tylko efekty naszego braku umiaru i zadufania, że to my panujemy nad światem, bo gdzieś zatknęliśmy flagę albo zbudowaliśmy szyb – uważa prof. Sławek.

Wojciech Kramarz, który pieczołowicie wycina geometryczne wzory na ogrodowych tujach, mówi podobnie: – Jeśli wytniemy las, to też będziemy kiedyś tego żałować. Każdy zna to powiedzenie: dobro wraca. I zło też. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Ziemia się mści