Z Czechowem na plaży

Patrząc na ponury świat za oknem trudno mi w to uwierzyć, ale jeszcze parę dni temu siedziałem parę tysięcy kilometrów stąd na gorącym piasku i czytałem książki. Ach, te lektury plażowe! Słusznie zastanawiał się kiedyś Georges Perec, czy czyta się dlatego, że się siedzi na plaży, czy na plaży siedzi się po to, by czytać? Czy nic innego nie ma tam do roboty, czy też trzeba dopiero nasypać sobie piasku do oczu, żeby przeczytać jakąś książkę? Czytanie książek na plaży to spora umiejętność, a nawet sztuka. Jak nie potłuścić papieru olejkiem do opalania? Jak skupić się na zawiłych wywodach Hegla na plaży topless? Jak czytać "Ciemne świecidło" w czterdziestostopniowym upale i nie zostać gnostykiem?

12.09.2006

Czyta się kilka minut

Co kraj to obyczaj, powiadają. Ja, miłośnik plaż rozmaitych, powiedziałbym: każda plaża co innego wyraża. Oczywiście istnieje plażowe pospólstwo, które na całym świecie czyta to samo - to, co można dostać w przyplażowych kioskach, co reklamują akurat w kolorowych magazynach i co nosi opaskę z napisem "idealna lektura na plażę". Jaka jest jednak idealna lektura na plażę?

Przez dwa tygodnie defilował przed moim leżakiem niemłody już (ale i niestary) facet w majtkach i z książką w rękach. Brodził w wodzie, bezbłędnie omijał piękne kobiety i wrzeszczące dzieciaki i czytał półgłosem, jakby uczył się na pamięć. Co to za książka, głowiłem się przez dwa tygodnie. Z obwoluty i długiego tytułu (a nawet podtytułu) wynikało, że nie jest to powieść. Facet wyglądał zresztą, jakby się uczył na pamięć, a kto będzie na pamięć uczył się powieści? Byłem niemal pewny, że wkuwa jakieś wice, żeby potem błyszczeć w portowych restauracjach. Rozwiązanie przyszło wkrótce samo, siłami natury. Przypływ zmusił gościa do błądzenia między plażowymi obozowiskami i kiedy przechodził koło mojego leżaka, odczytałem tytuł. Była to "Krótka historia wojny domowej". Duch generała Franco uniósł się nad wodami. Poczułem ukłucie zazdrości.

Co Państwo czytacie na plaży? Pokaż mi, co masz w koszyku plażowym, a powiem ci, kim jesteś? O, to za łatwy szantaż. Ja na przykład kiedyś, na tej samej plaży, przez dwa tygodnie czytałem Homera Chapmana. Co to takiego, zapytacie słusznie? Ach, Homer Chapmana! W "Pale Fire", powieści Nabokova, znajduje się, wymyślony oczywiście przez autora, poemat Johna Shade'a zatytułowany "Blady ogień". W Pieśni I znaleźć można fragment, w którym autor cytuje ciekawostkę z lokalnej gazety: "Red Sox Beat Yanks 5-4/On Chapman's Homer". Pierwszy tłumacz tej powieści, Robert Stiller, przełożył to dość dziwnie: "Czerwone Skarpety Pobiły Jankesów 5:4 Na Homera Chapmana". Nie bardzo to się kupy trzymało, więc do akcji wkroczył Staszek Barańczak, znany fan sportów nieortodoksyjnych, i wytłumaczył wybitnemu tłumaczowi literatury malajskiej, że Homer to potoczny skrót od home run, czyli zwycięskiego manewru w baseballu, kiedy pałkarz wywala piłeczkę poza stadion i leci do bazy. Rzeczony fragment powinno przełożyć się więc następująco: "7 do 6: wygrana Red Sox z Yanks zapewniona homerem Chapmana". Dlaczego Red Sox pobiły Yanks 7:6 w tłumaczeniu Barańczaka, a tylko 5:4 w przekładzie Stillera, na zawsze pozostanie dla mnie tajemnicą, pewnie chodziło o to, że jak ktoś jest lepszy tłumacz, to Red Sox wygrywają wyżej.

Ale oczywiście Chapman to nie tylko znany bejsbolista Skarpet, ale też słynny tłumacz, rówieśnik Szekspira, który rzeczywiście przekładał Homera (rozumiecie: Homer, home run, taki żart). Więc to ja tego właśnie Chapmana, pamiętawszy o wspaniałych potyczkach gigantów polskiego przekładu, jak tylko zobaczyłem gdzieś na przecenie w dalekim kraju, natychmiast kupiłem i potem przez bite dwa tygodnie wpadałem w trans od jambicznego pentametru opiewającego przygody Odyseusza.

Bo na plaży czyta się albo po to, żeby zabić czas, albo po to, żeby nie oszaleć od leżenia na brzuchu, albo też - to moja metoda - żeby wzmóc poczucie absurdu, który w takiej dawce może tylko oczyszczać. Czytanie na plaży gazet, kryminałów i romansów jest oczywiste i hańbi czytanie jako takie. Na plaży powinno się czytać coś, co do plaży kompletnie nie pasuje, co plażę zaraża nieoczywistością, co plażę jako koncept rujnuje. Próbowałem tego roku z Witkacym i całkiem mi dobrze szło, ale kiedy spróbowałem z Czechowem, o, mówię wam, z Czechowem poszło nadzwyczajnie!

Tego roku wziąłem sobie do koszyka z olejkami i wodą mineralną gazowaną "Trzy siostry". Pomyślałem sobie: skoro Lupa mógł trzy i pół godziny męczyć się z siostrzyczkami w Bostonie, to dlaczego ja nie miałbym posiedzieć z nimi całego popołudnia? No to posiedziałem. I wiecie Państwo? Wcale nie żałuję.

Siostry, jak to siostry, nic nowego. Jedna chce wyjść za mąż, druga chce być robotnikiem, który tłucze kamienie na szosie, a trzecia czyta książkę i gwiżdże na wszystko. Wszystkie albo płaczą, albo będą płakać, tulą się do siebie zamiast do mężczyzn (nie ma tam zresztą do kogo się tulić) i zamiast coś tam z sensem porobić, to tylko w kółko: po co żyjemy, po co cierpimy i z powrotem, po co żyjemy, po co cierpimy i jeszcze raz od początku (raz tylko jedna z sióstr wykazuje zdrowy rozsądek, kiedy mówi do majora Wierszynina, że choć ma czterdzieści trzy lata, to nie jest stary). To dosyć wszystko nieznośne, bo jeszcze na dodatek Bobuś ciągle chory, wszyscy są zmęczeni i każdy się nudzi, nawet dyrektor żeńskiego gimnazjum. Więc gdyby tylko siostry w tej sztuce występowały, to na plaży byłby istny koszmar. Na plaży z definicji musi być nudno, a jeszcze jak ktoś ciągle mówi, że nudno i że trzeba w związku z tym do Moskwy, to już można oszaleć do szczętu.

Z tego powodu moim bohaterem stał się niejaki Protopopow, prezes zarządu ziemstwa, który pojawia się w sztuce, ale i się nie pojawia. Nie ma go w spisie postaci, więc nie pokazuje się na scenie, ale ciągle jest obecny tuż obok, za kulisami. Najpierw przysyła kołacz na imieniny Iriny. Na to Masza: "Nie lubię tego Protopopowa. Nie należy go zapraszać". Irina: "Wcale go nie zapraszałam". Masza: "I dobrze". Takie to siostry. Protopopowa nie zapraszają do domu, chociaż kołacz przysyła. A Protopopow nie w ciemię bity. Siedzi w saniach i czeka. Ale nie na żadną z sióstr, bo ta by mu tylko w saniach w kółko, po co żyjemy, po co cierpimy, po co cierpimy i po co żyjemy, i że nudno, że życie nieszczęśliwe i że koniecznie do Moskwy trzeba jechać, a jakby już się do tej Moskwy jechało, to znów od początku, że nieszczęśliwa. Głupi prezes nie jest i czeka sobie spokojnie w saniach, do Moskwy się nie wybiera. A na kogo czeka? A na Nataszę czeka, żonę Andrzeja, braciszka siostrzyczek, matkę Bobusia, który ciągle chory, choć zdrowy.

Więc czeka Protopopow na Nataszę w saniach i czeka. Pokojówka podchodzi do Nataszy, coś tam mówi szeptem i proszę. "Protopopow? Ach, dziwak. To Protopopow, chce, żebym się z nim przejechała saniami (śmieje się). Dziwni ci mężczyźni... Chyba mogę wyrwać się na piętnaście minut, przejadę się trochę...". Owszem, w tym świecie dziwni są ci mężczyźni: nie gadają, że nudno, tylko do sań zapraszają. Taki facet, który nie mówi, że życie ma zmarnowane i nawet do Moskwy nie chce, to musi być wielki dziwak. Czy może nas, czytelników plażowych, dziwić, że Natasza wyskakuje na kwadransik? Oj, co tam przez te piętnaście minut się działo w tych saniach, to jest dopiero ciekawe, a nie te ciągłe narzekania, że nudno i że nic nie wiadomo. I jak tylko zacząłem sobie wyobrażać to, co nie mogło być pokazane na scenie, przedstawiającej salon w domu Prozorowów, moje plażowe życie nabrało nieoczekiwanych rumieńców. I proszę, niby Czechow, ten nudziarz!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teoretyk literatury, eseista, krytyk literacki, publicysta, tłumacz, filozof. Dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Literatury im. Josepha Conrada w Krakowie. Stefan and Lucy Hejna Family Chair in Polish Language and Literature na University of… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2006