Wylęgarnia aktywności

Ekonomią społeczną na południowym wschodzie kraju zajmują się osoby, które - jak nie drzwiami, to oknem, jak nie oknem, to kominem - wejdą i załatwią. Widać już pierwsze efekty.

24.11.2009

Czyta się kilka minut

Tu jest Podkarpacie. Słaba infrastruktura, nie ma dróg. Nie ma co czekać na inwestora na białym koniu, który wszystkich wybawi - tłumaczy pomysłodawczyni projektów "Inkubatory Trzeciego Sektora" oraz "2 + 2 = 5". Kamila Michalik przyjechała z Wrocławia do Polski wschodniej i wzięła sprawy w swoje ręce.

Dwa projekty - jeden cel

Trzeci sektor nie jest popularny w regionie. Organizacji pozarządowych powstaje nawet sporo, ale próbę czasu wytrzymuje około 10 procent. Najczęściej kończy się na dobrym pomyśle. Potem aktywiści muszą przebić głowami mur z przepisów, braku środków i czasu. Zapał mija, bo wszystko wydaje się niemożliwe. Stąd pomysł inkubatorów.

- Oferujemy w pełni wyposażone pomieszczenie biurowe, komputery, faks, ksero, telefon - informuje Anna Mikołajczyk, kierownik projektu w Rzeszowskiej Agencji Rozwoju Regionalnego. - Każda organizacja przez 10 miesięcy ma przydzielonego mentora, który stale się nią opiekuje i wytycza kierunki rozwoju. Radzi, pomaga w przygotowywaniu projektów.

Na Podkarpaciu Inkubatory są dwa. Miłe, umeblowane pomieszczenia z komputerami. Sale szkoleniowe z okrą­g­łym stołem i tablicami do kreślenia. Biblioteczka, w której znajduje się to, co może być potrzebne członkom organizacji - podręczniki zarządzania, ustawy z komentarzami, miesięczniki dotyczące trzeciego sektora.

Umowy z rzeszowskim Inkubatorem podpisało już 50 organizacji, w Stalowej Woli - 36. Początkowo zgłoszeń było mało, teraz w każdym tygodniu pojawiają się nowi chętni.

- Naszym ulubieńcem jest starszy pan, który postanowił założyć Stowarzyszenie Przyjaciół Trzebowniska. Wszystkiego chce się nauczyć i ma niezwykle ambitne plany - opowiada z dumą Anna Mikołajczyk. - Chce dbać o miejscowe pomniki historii. Zamierza przeprowadzić renowację zabytkowych kapliczek, ale jednocześnie stawia na nowoczesność, chce stworzyć miejscową sieć internetową.

Stowarzyszenie Przyjaciół Trzebowniska aktywnie uczestniczy we wszelkich możliwych szkoleniach i działa coraz prężniej. Sporą pomoc uzyskał też Wolontariat Gorących Serc, którego członkowie skorzystali dzięki Inkubatorowi z kursu nauki języka migowego i alfabetu Braille’a.

- To dla nas ogromna pomoc - mówią wolontariusze. - Nie dość, że wreszcie mamy gdzie się spotykać, to jeszcze uczymy się tego, co nam naprawdę potrzebne. Takie kursy są bardzo drogie, a tu korzystamy z nich za darmo. Mamy coraz więcej do zaproponowania.

Oba projekty - "Inkubatory Trzeciego Sektora" oraz "2 + 2 = 5" to próba wsparcia ekonomii społecznej na terenie województwa. Inkubatory mają pomóc organizacjom przetrwać. Uczą, jak zdobywać środki, jak zarządzać, jak mobilizować ludzi. Przez rok członkowie uczestniczą w szkoleniach.

- Każdy problem da się rozwiązać - twierdzi Anna Mikołajczyk. - Nie można tylko odkładać go na później, bo robi się coraz poważniejszy. Do dyspozycji naszych organizacji mamy czterech doradców: do spraw księgowości, marketingu, spraw prawnych i zarządzania. W razie jakichkolwiek kłopotów członkowie umawiają się z doradcą na spotkanie i próbują wypracować najlepsze dla siebie rozwiązania.

"2 + 2 = 5" ma wspierać partnerstwa organizacji pozarządowych i samorządu, które pomogą osiągnąć wspólne cele. Organizowane są panele dyskusyjne - co kwartał w innej miejscowości na terenie Podkarpacia. W ramach projektu wydano także trzy książki, z których najważniejsza to "Podręcznik zakładania i rejestracji spółdzielni socjalnych". Plan zakłada również utworzenie 6 partnerstw na poziomie gminnym oraz 3 na poziomie powiatowym do końca 2010 roku. Na razie spośród chętnych do skorzystania z projektu wybrano 10 instytucji, które będą takie partnerstwa zakładać. Początki były trudne. Świadomość istoty tych problemów jest na Podkarpaciu bliska zeru. Koordynatorzy projektu przyznają, że ekonomią społeczną muszą się tu zajmować osoby, które - jak nie drzwiami, to oknem, jak nie oknem, to kominem - wejdą i załatwią.

Prekursorką jest Kamila Michalik, z wykształcenia politolog. Zafascynowała się ekonomią społeczną. Uważa, że to ogromna szansa na polepszenie sytuacji mieszkańców Polski południowej. Na początku słyszała tylko, że "się nie da", ale uparła się i dopięła swego. Założona przez nią organizacja - Fundacja Akademia Obywatelska wraz z Rzeszowską Agencją Rozwoju Regionalnego przygotowała projekt, który zyskał akceptację w UE.

- Długo zastanawialiśmy się nad nazwą projektu - opowiada. - "Efekt synergii" brzmi na przykład okropnie. Zaproponowałam "2 + 2 = 5", bo to proste i obrazowe. Ale popatrzono na mnie z powątpiewaniem. "Pani Kamilo! Oni tam przecież pomyślą, że my nie umiemy liczyć!".

W sumie oba projekty kosztowały 5 milionów złotych. Udało się jednak uzyskać 85% środków z Europejskiego Funduszu Społecznego, resztę dopłacił budżet państwa. Nadal jednak bez poparcia samorządu nic nie da się zrobić.

- A przecież mamy wspólny cel - dziwi się pani Kamila. - Chcemy, żeby żyło się nam tutaj lepiej.

Ekonomia społeczna to kuszące wyjście zwłaszcza dla terenów z dużym bezrobociem. Jej ideę najkrócej można przestawić następująco: przedsiębiorstwo wypracowuje zysk, nie dla samego zysku, ale po to, żeby zainwestować go we wspólny cel, np. rozwój miejscowości lub pomoc społeczną. Jeśli mieszkańcy potrafią się zjednoczyć i założą spółdzielnię socjalną, nakłonią lokalne władze do współpracy - to jest to dla nich ogromna szansa. Tworzą się miejsca pracy, a pozyskany dzięki działalności spółdzielni kapitał inwestuje się w okolicę. To szansa dla wykluczonych - bezrobotnych, niepełnosprawnych, którzy nigdzie indziej niż naleźliby pracy.

- Trzeci sektor jest lekarstwem na bolączki Podkarpacia - przekonuje pani Kamila. - Trzeba więc jak najwięcej inwestować w ludzi. W Inkubatorach przygotowujemy samorządom wartościowych partnerów, w projekcie "2 + 2 = 5" próbujemy takie partnerstwa ułatwić i rozpowszechnić.

Wielokrotnie podkreśla, że najważniejsza jest zmiana. - Nie zależy mi na tym, żeby przejeść te pieniądze - mówi. - Chodzi o to, żeby wypracować przy ich pomocy nowe rozwiązania - wtedy będzie lepiej. I to na dłużej.

Na razie Podkarpacie jest na początku drogi. Oba projekty ruszyły w kwietniu tego roku i potrwają do końca 2010.

Panie oraz trzech Panów

To nie instytucja. To po prostu ludzie z pomysłem. Nie ma mundurków i sztywnych reguł. Po stalowowolskim Inkubatorze pani Kamila biega w fioletowych kapciach.

- Nie mam garsonki - śmieje się. - Na początku się na mnie denerwowali, że powinnam być bardziej poważna. Ale teraz wszyscy się do tego przyzwyczaili.

Rzeczywiście, atmosfera jest bardzo przyjazna. Nie ma tutaj rządów silnej ręki. Kiedy któryś z pracowników żartobliwie zwraca się do pani Kamili "Pani Prezes", słyszy: "Jak Cię zaraz kopnę za Panią Prezes...". Lubią tu być. Mówią, że mają poczucie, że robią coś ważnego. Z przejęciem opowiadają o akcjach przeprowadzonych z pomocą Inkubatora.

- Realizuję swoje marzenia - pani Kamila, o godzinie 20 jeszcze w pracy, tylko trochę zmęczona - spędzam tutaj 12 godzin dziennie, czasem mam naprawdę dość, ale czuję, że to, co robimy, jest ważne. Widzę, jak pomagamy, i to jest najlepsza mobilizacja.

Ci, którym Inkubator już pomógł, zachwycają się tą inicjatywą. Pani Krystyna Skwierz dzięki uzyskanemu tu wspar­ciu założyła Stowarzyszenie Wdów i Wdow­ców.

- Czułam się samotna, pomyślałam, że problemy, jakie mam, dotyczą wszystkich, którzy stracili współmałżonka - opowiada o początkach przedsięwzięcia. - Przeczytałam o Inkubatorze, rozwiesiłam ogłoszenia, że organizuję spotkanie. Przez trzy miesiące rozmawiałyśmy z Kamilą o tym, co chcemy robić. My chciałyśmy się głównie poklepywać po plecach i pocieszać, ale Kamila mówiła, że trzeba działać, pomagać innym.

- Któregoś dnia wreszcie powiedziały "My nie będziemy tu przychodzić, bo ty nas zmuszasz do myślenia!" - wspomina te rozmowy pani Kamila . - Ale po trzech tygodniach zjawiły się i mówią: "Może byśmy trochę pomyślały". Wypracowałyśmy statut Stowarzyszenia i działają.

Panie oraz trzech Panów, dzięki swojemu Stowarzyszeniu pomagają dzieciom z ubogich rodzin. Organizują zbiórki pieniędzy, udzielają korepetycji. Ale przede wszystkim pomagają sobie. Czują się potrzebni. Mają mnóstwo zajęć i kilka nowych przyjaźni. Kiedy ktoś z tej grupy choruje - reszta odwiedza go, robi zakupy. Spotykają się w siedzibie Inkubatora przy kawie i herbacie i planują nowe działania. I śmieją się głośno.

- Wcześniej się nie znaliśmy - opowiadają - teraz nie wyobrażamy sobie, że moglibyśmy się nie spotykać. Kamila obiecała, że będzie nas prowadzić za rękę - i prowadzi bardzo dobrze.

Po co nam karta

W regionie coraz większym zainteresowaniem cieszą się organizowane przez Rzeszowską Agencję Rozwoju Regionalnego i Fundację Akademia Obywatelska panele dyskusyjne i warsztaty szkoleniowe o trzecim sektorze. Okazuje się, że wielu ludzi ma pomysł na działanie. Jedni chcą kultywować regionalne tradycje, dbać o swoją miejscowość, inni - szerzyć informatyzację. Ekonomia społeczna ma więc szansę zakorzenić się na Podkarpaciu.

Rzeczywistość nie jest jednak różowa. Ludzie zaangażowani w projekty zarówno w RARR, jak i FAO toczą nieustanną walkę z przepisami. Skarżą się na biurokrację, która jest pozbawiona elastyczności, a często i jakiejkolwiek racjonalności.

- Tracimy mnóstwo czasu na przygotowywanie pism, które wydają nam się zupełnie bezsensowne - skarży się pani Kamila. - Wszystko trzeba uzasadnić, nawet zakup karty telefonicznej. Więc musi być pismo, po co nam karta telefoniczna, że służy do telefonowania. Wtedy dopiero jest w porządku.

Jej biurko tonie w dokumentach. Co chwilę coś podpisuje. To męczące, ale rozumie, że nie ma innego wyjścia. Uważa jednak, że praca urzędników kontrolujących realizację tego typu projektów mogłaby być lepsza, gdyby lepiej znali oni drugą stronę, czyli tych, których kontrolują.

- Pracowałam w instytucji, która rozliczała projekty - tłumaczy. - Każdy z nas musiał zrobić jakiś projekt, choćby najprostszy, żebyśmy wiedzieli, jak to wygląda, jakie błędy popełnić najłatwiej. Żebyśmy rozumieli tych, których rozliczamy.

Jednak największą przeszkodą w rozwoju trzeciego sektora jest niska świadomość społeczna jego istotności. Ludzie są nieufni, patrzą na wolontariuszy z podejrzliwością. Nikt tak naprawdę nie wie, co to jest organizacja pozarządowa czy stowarzyszenie - najczęściej można usłyszeć, że to marnowanie czasu dobre dla emerytów czy studentów. A przecież tak być nie musi. Stowarzyszenie prowadzące działalność gospodarczą może zarobić na siebie, stworzyć kilka miejsc pracy.

Wśród samorządowców także wciąż brak zaufania do tego typu przedsięwzięć. Wolą budować drogi. Podkarpackie Inkubatory próbują zmienić tę świadomość.

Kamila Michalik: - Trzeba powoli pokazywać na dobrych przykładach, że to się opłaca. Ludzie dostrzegą, że jeśli gdzieś się udało, może udać się i u nas.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2009