Wykwint nieco kiczowaty

Opera barokowa jest dla dzisiejszego teatru dużym wyzwaniem. Potrzebuje go. Ale teatru otwartego, zmysłowego, dopowiadającego konteksty, poruszającego się własnym nurtem.

09.05.2004

Czyta się kilka minut

Premiera “Les Indes Galantes" odbyła się w 1735 roku, autorem libretta był Louis Fuzelier. To opero-balet, gatunek-hybryda, wywodzący się z ballet de cour. Składa się z kilku entrées, w których tańczy się i śpiewa o najczęściej błahych, choć przedziwnie skomplikowanych sprawach. Jak pisze historyk muzyki Manfred Bukofzer, autorzy lubowali się w fantastycznych i egzotycznych tematach, stwarzających pretekst do wprowadzenia fantazyjnych kostiumów i wyszukanej oprawy scenicznej. W XVII-wiecznym balecie “La Douairičre de Billebahaut" czterech indiańskich dudziarzy “wprowadza na scenę żywą lamę, zaprzężoną do chińskich gongów, instrumentu, którego w owym czasie żaden Indianin nie widział na oczy!".

W opero-balecie Rameau aż takich atrakcji nie ma, ale i tak jest on osobliwy i bardzo kolorowy. W prologu bogini młodości Hebe wzywa kochanków z Francji, Hiszpanii, Włoch i Polski (!), by śpiewali jej o swoim szczęściu. Rozkoszną zabawę przerywa wtargnięcie bogini wojny Bellony. Młodym na pomoc przybywa wezwana przez Hebe bogini miłości (L’Amour). Rozkazuje swoim posłańcom, by udali się do dalekich krajów i tam spróbowali odnaleźć przykłady prawdziwego uczucia. W czterech obrazach oglądamy historie ogarniętych namiętnościami ludzi z Imperium Osmańskiego, kraju Inków, Persji oraz dorzecza Missisipi; każda kończy się szczęśliwie. Na koniec Amor opiewa swój triumf.

Na poznańskiej scenie można było podziwiać przede wszystkim zagranicznych śpiewaków. Ich mocne i pełne głosy brzmiały nienagannie i czysto, kiedy trzeba - słodko, kiedy trzeba - tragicznie. Potężna Nicole Wemyss (Hebe) na scenie poruszała się lekko i wdzięcznie, i tak samo śpiewała. Świetni byli Cyrille Gerstenhaber (Zaira), Anne Grimm (Fatima), Anders Dahlin (Tacmas) oraz Jasper Schweppe (Ali) w trzecim entrée “Perskie Święto Kwiatów", szczególnie w partiach ansamblowych - wyrównanych, harmonijnie efektownych.

Pierwszą gwiazdą powinien być oczywiście holenderski dyrygent Frans Brüggen, ale w grze prowadzonej przez niego Orkiestry Osiemnastego Wieku było za mało kolorów, za dużo niepewności, by mówić o prawdziwej uczcie. Brüggen forował wolne tempa, przez co muzyka często grzęzła w monotonii. Brakowało prawdziwie radosnej zabawy dźwiękiem, od której iskrzy się partytura Rameau, zmienna w kolorze, atmosferze i tempie. Brakowało olśnienia i zachwytu. Oczywiście, “Les Indes Galantes" nie są dziełem szczególnie wybitnym; muzyka jest czarowna, rytmiczna, ale nieraz schematyczna.

Przede wszystkim jednak zawiódł teatr: brzydka scenografia, potwornie kiczowate kostiumy. Podczas “Perskiego Święta Kwiatów" scenę zabudowały wielkie i paskudnie kolorowe (wyblakła zieleń, tandetny róż) balony. Niemal każdy strój upstrzono złotymi nitkami. A najbardziej zawiódł taniec - pusty, nie opowiadający żadnej historii, nawet nie nowoczesny, zatrzymany na kilku tylko figurach. Jeśli w wystawieniu barokowej opery francuskiej (bez względu na to, czy to tragédie-lyrique, opero-balet czy ballet de cour) zawodzi choreografia, to po co ją wystawiać?

Cały czas mam przed oczami teatr Piny Bausch stworzony do “Dydony i Eneasza" Purcella (fragmenty spektaklu umieścił w “Porozmawiaj z nią" Almodóvar), ciągle zmienne rytmy i układy “The Fairy Queen" w reżyserii Davida Poutneya i choreografii Quinny Sacks. Kilka miesięcy temu na kanale Mezzo oglądałem inscenizację “Platée" Rameau w reżyserii Dona Kenta i choreografii Laury Scozzi (dyrygował Marc Minkowski). Najważniejszy był taniec: towarzyszący muzyce, opowiadający własne miłosne historie, niosący odrębne i bogate znaczenia.

Opera barokowa jest dla dzisiejszego teatru dużym wyzwaniem. Potrzebuje go. Ale teatru otwartego, zmysłowego, dopowiadającego konteksty, nieraz poruszającego się własnym nurtem. Angielska maska, francuski ballet de cour czy nawet (choć chyba w najmniejszym stopniu) włoska dramma per musica to przecież partytury obfite w miejsca otwarte.

***

Premiera Rameau była koprodukcją teatrów z Poznania, Utrechtu i Ferrary. To bardzo dobra inicjatywa i warta kontynuacji, bo co trzy kasy, to nie jedna. Strona polska wykonała dekoracje, kostiumy i peruki, udostępniła miejsce na próby. Obserwacja pracy znakomitych muzyków może wiele nauczyć. Dobrze więc, że Poznań przyjął ich pod swój dach. Przecież w Polsce prawie w ogóle nie możemy oglądać oper barokowych (kiepski monopol należy do Warszawskiej Opery Kameralnej). Szkoda tylko, że poziom muzyczny spektaklu przewyższał nawet o dwie głowy teatralny. A przede wszystkim choreografię. Przecież to opera-balet.

JEAN-PHILIPPE RAMEAU, “LES INDES GALANTES". Kier. muzyczne: Frans Brüggen, reż.: Jeroen Lopes Cardozo, choreografia: Andrea Leine i Harijono Roebana, dekoracje: Melle Hammer, kostiumy: AZIZ. Cappella Amsterdam, Orkiestra Osiemnastego Wieku, Teatr Wielki w Poznaniu, premiera 23 i 24 kwietnia 2004 (koprodukcja Teatru Wielkiego w Poznaniu, Stadsschouwburg Utrecht, Teatro Communale w Ferrarze).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2004