Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W ostatnich notowaniach przed finalnym starciem 24 kwietnia prowadzi zdecydowanie obecny prezydent. Według głównych ośrodków badania opinii publicznej, jak Ipsos czy Ifop, centroprawicowy Macron ma nad nacjonalistyczną populistką, Marine Le Pen, przewagę co najmniej 10 punktów procentowych (55:45 proc.).
W pierwszej turze dwa tygodnie temu walczący o reelekcję prezydent otrzymał blisko 28 proc. głosów, podczas gdy Le Pen – 23 proc.
Głównym wydarzeniem przed godziną „0” była telewizyjna debata między kandydatami. W dość zgodnej ocenie komentatorów Macron dominował nad konkurentką, która jednak – wbrew znanemu gwałtownemu temperamentowi – umiała trzymać nerwy na wodzy. Był to też pojedynek na miny: prezydent, z nonszalancko skrzyżowanymi rękami, patrzył z pobłażaniem na Le Pen, a ta, zbita z tropu, uśmiechała się często z zakłopotaniem.
Debata potwierdziła, że programy pretendentów do najwyższego urzędu dzieli przepaść.
Macron jest zwolennikiem silnej Unii Europejskiej, w której para francusko-niemiecka pełniłaby rolę lidera. Urzędujący prezydent popiera ostre sankcje UE wobec Rosji i wspiera wysyłanie broni dla Ukrainy w tym konflikcie. W trakcie telewizyjnej debaty zarzucił Le Pen zależność od Putina mówiąc: „rozmawia Pani ze swoim bankierem, a nie przywódcą innego kraju”.
Szefowa Zjednoczenia Narodowego (RN, dawnego Frontu Narodowego) przez wiele lat wyrażała się z uznaniem o Putinie jako silnym przywódcy. W 2014 r. zaciągnęła pożyczkę – do dziś nie spłaconą – w rosyjskim banku z kręgu Kremla. Po agresji Rosji na Ukrainę Le Pen dokonała wolty, potępiając napaść. Ale nieco później zauważyła, że Putin może stać się „na nowo” sojusznikiem Francji, kiedy tylko wojna w Ukrainie się skończy.
Le Pen walczy też zaciekle z Unią Europejską. Przed kilku laty domagała się wyjścia Francji ze strefy euro czy wręcz z UE (Frexitu). Obecnie nie mówi już o wyjściu z tych struktur, zmierzając do zdemontowania Unii od wewnątrz w sojuszu z innymi nacjonalistycznymi populistami w Europie – stąd jej próby związania się z PiS czy węgierskim Fideszem (na obecną kampanię wyborczą Le Pen pożyczyła blisko 10,7 mln euro w węgierskim banku należącym do osób z otoczenia premiera Węgier Viktora Orbána).
W kwestiach gospodarczych Macron jest liberałem – domaga się m.in. ograniczenia świadczeń socjalnych i stopniowego podwyższenia wieku emerytalnego z obecnych 62 do 64 lat (do 2028 r.).
W przeciwieństwie do niego Le Pen przedstawia się jako „kandydatka zwykłych ludzi” i atakuje Macrona jako lidera skorumpowanych elit. Polityczka głosi, że obniży wiek emerytalny do 60 lat dla osób, które wcześnie rozpoczęły aktywność zawodową. Le Pen pragnie też radykalnie zmniejszyć imigrację, przede wszystkim z muzułmańskich krajów arabskich.
To właśnie dzięki obietnicom poprawy poziomu życia Francuzów Le Pen złapała wiatr w żagle. Zapowiada walkę z inflacją i lawinowym wzrostem cen, wywołanym m.in. przez wojnę w Ukrainie. Le Pen obiecuje w szczególności, że obniży „w sposób trwały” VAT na energię, w tym paliwa i gaz, z 20 do 5,5 proc.
Szymon Łucyk: Kto otworzy szampana 24 kwietnia?
Ostateczny wynik meczu kandydatów dwóch Francji – tu porównanie sportowe nieco kuleje – zależy od mobilizacji publiczności. W pierwszej turze do urn poszło niecałe 74 proc. uprawnionych do głosu Francuzów, co jest jedną z najniższych frekwencji we francuskich wyborach prezydenckich.
Zarówno z sondaży, jak i z rozmów ze zwykłymi Francuzami wynika, że duża część pójdzie głosować raczej „przeciw” niż „za”.
Tak jak Dominique, emerytka z Beauvais (departament Oise), niedużego miasta 70 km od stolicy. Będzie głosować na Macrona. Bez przekonania, bo ma raczej lewicowe poglądy, a jej zdaniem prezydent działa przede wszystkim w interesie bogatych Francuzów.
– Le Pen jest jednak dużo gorsza, bo jej wybór oznaczałby odcięcie Francji od Europy i świata – uważa Dominique. Dodaje jednak, że rozumie swoich sąsiadów w Beauvais, którzy deklarują oddanie głosu na liderkę nacjonalistyczną. – Ona obiecuje obniżenie cen oraz wyrzucenie imigrantów z Afryki Północnej, których obwinia o wzrost przestępczości. To daje jej dużą popularność – mówi „Tygodnikowi” Dominique.
Jeśli elektorat lewicy, który zgromadził w pierwszej turze około 30 proc. głosów, zostanie teraz w domu, może to utorować Le Pen drogę do władzy. Przestrzega przed tym francuski dziennik „Le Monde”, zauważając, że klimat społeczno-polityczny dzisiejszej Francji niepokojąco przypomina sytuację w USA i Wielkiej Brytanii sześć lat temu. Na początku 2016 r. tak Brexit, jak i wybór Donalda Trumpa wydawały się „nie do pomyślenia”, tak jak dziś mało możliwe zwycięstwo Le Pen – alarmuje „Le Monde”.