Wszyscy jesteśmy symulantami

„Trwa rewolucja, rewolucja w rozumieniu tego, co to znaczy być człowiekiem” – rozpoczął przedmowę do książki Louder than Words (Głośniejsze od słów) Benjamina Bergena językoznawca i kognitywista George Lakoff. Jednym z aspektów tej rewolucji ma być wyjaśnienie, dlaczego ludzie potrafią posługiwać się językiem.

15.05.2013

Czyta się kilka minut

Ogłaszający rewolucję Lakoff sam wywołał jedną w latach osiemdziesiątych – w językoznawstwie, napisaną wspólnie z Markiem Johnsonem książką Metafory w naszym życiu. Autorzy wykazali w niej, że w naszych umysłach zakodowanych jest wiele metafor, będących nie zabiegiem językowym, ale sposobem postrzegania przez nas świata. Tamta rewolucja była jednym z zarzewi – ale z pewnością nie jedynym – tej, o której Lakoff wspomina obecnie. Na „rewolucję w rozumieniu tego, co to znaczy być człowiekiem”, złożyły się bowiem również – a może przede wszystkim – odkrycia w psychologii i neuronauce poznawczej.

Odkrycia te przekonują, że umysł (rozum, myślenie) nie jest czymś abstrakcyjnym, oddzielonym od ciała – emocji, działania, interakcji ze środowiskiem zewnętrznym i w społecznym otoczeniu. To, że posiadamy ciało, ma fundamentalne znaczenie dla naszego umysłu. Gdyby nasze ciało zbudowane było inaczej (i inaczej działało) oraz inaczej wyglądały nasze społeczne interakcje, inaczej funkcjonowałyby nasze umysłu. Teorię tę nazywa się teorię umysłu ucieleśnionego i osadzonego (w kulturze).

Jednym z argumentów za tym poglądem jest fakt, że w płatach ciemieniowych mózgu znajduje się neuronalny, topologiczny schemat (mapa) ciała. Właściwie są tam dwa takie schematy – czuciowy (kora czuciowa) i ruchowy (kora motoryczna). Kora czuciowa odpowiada za przetwarzanie doznań na powierzchni ciała, takich jak chłód płatka śniegu lądującego na nosie, łaskotanie w stopy, swędzenie pleców; kora motoryczna (lub tzw. przedmotoryczna) kontroluje pracę mięśni i wykonywanie celowych ruchów – chodzenia, kopania piłki, chwytania czegoś czy pisania palcami na klawiaturze (inne rejony kory czuciowej odpowiadają za wrażenia w dłoniach, inne w plecach, inne w częściach twarzy, podobnie jak inne obszary kory motorycznej odpowiadają inne za poruszanie ręką, inne za ruch nogą itd. – dlatego te struktury przypominają mapy ciała).

Te obszary mózgu aktywują się jednak nie tylko przy doznawaniu świata czy poruszaniu się, również biorą udział w wielu funkcjach poznawczych (oczywiście nie tylko one). Zdaniem wyznawców ogłoszonej przez Lakoffa rewolucji – także w języku. (Według niektórych nauronaukowców, m.in. Michaela Arbiba, zdolności językowe w ogóle wyewoluowały z ośrodków ruchowych w mózgu, zwłaszcza odpowiedzialnej za precyzyjne ruchy dłonią kory przedmotorycznej).

Kluczowym pojęciem w całym podejściu „rewolucjonistów” jest symulacja kognitywna. Jest to proces, który miałby leżeć nie tylko u podłoża języka, ale i wielu innych funkcji poznawczych. Zachodzi także wtedy, gdy coś sobie wyobrażamy lub planujemy. Gdy mówimy, że widzimy coś „oczyma wyobraźni”, to niejako uświadamiamy sobie proces kognitywnej symulacji. Dzięki symulacji kognitywnej możemy modelować „w naszych głowach” obiekty, zdarzenia, działania czy emocje, a wszystko to wykorzystywać w (najczęściej zachodzących w kognitywnej nieświadomości) operacjach umysłowych. Przyjmuje się, że za symulację kognitywną odpowiadają opisane w innym artykule neurony lustrzane.

Wyobraź sobie banana…

Gdy patrzymy – na przykład na drzewo – intensywnie pracuje nasza kora wzrokowa, której różne rejony przetwarzają różne aspekty obrazu (kolor, kształt, głębię, ruch itd.). Te same ośrodki pracują również wtedy (choć mniej aktywnie), gdy drzewo tylko sobie wyobrażamy. Prawdopodobnie te mechanizmy wyjaśniają interesujące zjawisko „nachodzenia na siebie” wrażeń wzrokowych oraz wyobraźni, które po raz pierwszy zostało opisane już w 1910 r.

Mary Chaves Perky, amerykańska psycholog, przeprowadziła wtedy pomysłowy eksperyment. Ustawiła uczestników naprzeciw białej ściany i poleciła im wyobrażać sobie banana. Jednocześnie za pomocą projektora wyświetlany był na tej ścianie obraz banana, początkowo bardzo słabo widoczny, ale z czasem nabierający ostrości i coraz wyraźniejszy. Część uczestników wiedziała, że banan ma być wyświetlany, część nie. Ci, którzy nie wiedzieli, o wiele później raportowali (lub w ogóle tego nie robili!), że na ścianie faktycznie pojawił się jakiś obraz – wydawało im się, że to ciągle efekt ich wyobraźni.

Eksperyment ten powtarzano na wiele sposobów, co przyniosło dalsze zaskakujące odkrycia. Okazało się, że nie tylko wyobrażanie sobie tego samego przedmiotu, który jest wyświetlany, osłabia percepcję – wyobrażanie sobie czegokolwiek wywoływało to samo zjawisko, nazwane później efektem Perky. Co więcej, okazało się, że percepcja i wyobraźnia nachodzą na siebie „przestrzennie”. Gdy wyobrażamy sobie, że coś unosi się w powietrzu nad nami po prawej stronie, to właśnie w tym miejscu słabiej widzimy. Zapewne z powodu tego, co kryje się pod efektem Perky,  zderzamy się na ulicy z innymi ludźmi albo obijamy głowy o słupy, gdy jesteśmy „zamyśleni”.

Związek zwyczajnego widzenia i „widzenia okiem umysłu” jest nierozerwalny. Jeżeli uszkodzimy sobie korę wzorkową, na przykład rejony odpowiedzialne za kolory, nie tylko nie będziemy widzieć kolorów, ale nawet wyobrazić sobie kolorowych obiektów; czarno-białe będą również nasze sny.

Podobnie jest ze słuchaniem czegoś w rzeczywistości i wyobrażaniem sobie dźwięków („słuchaniem w myślach”) – obie te czynności opracowuje kora słuchowa. Pewna grupa naukowców potwierdziła to, skanując za pomocą fMRI mózgi ochotników, którzy w tym czasie słuchali swoich ulubionych piosenek (było istotne, by badani doskonale znali te utwory). Nagrania, które dano im do dyspozycji spreparowano – wycinano w nich kilkusekundowe fragmenty, zastępując je ciszą. Badani nie zwrócili na to uwagi – wydawało im się, że cały czas słyszą muzykę – a urządzenie do obrazowania pokazało podobną aktywność kory słuchowej przez cały czas trwania eksperymentu.

Całkowicie analogicznie w poruszaniu się oraz jedynie wyobrażaniu sobie lub planowaniu ruchu bierze udział wspomniana wyżej kora motoryczna. To właśnie czynności są tym, o czym tytuł książki Bergena mówi, że przemawiają „głośniej niż słowa”.

Podkreślmy jeszcze raz: symulacja kognitywna, która ma stać u podłoża wielu procesów poznawczych, nie jest tożsama z tym, co nazywamy wyobraźnią – jest czymś w jej rodzaju, tyle że nieświadomym, nieintencjonalnym i powszechnym (wszechogarniającym). Teoria symulacji kognitywnej mówi o tym, że nasz mózg symuluje różne zdarzenia i obiekty, posługując się zarówno mózgowymi mapami zarówno świata zewnętrznego, jak i dokładnym, zakodowanym w mózgu schematem naszego ciała.

Przestań wreszcie myśleć o białych niedźwiedziach!

Język, zdaniem zwolenników tej teorii, dodaje do tego wszystkiego (rzeczywistego działania, percepcji oraz wyobraźni) kolejny poziom – symulacja kognitywna ma działać również wtedy, gdy posługujemy się językiem. Np. gdy wypowiemy, usłyszymy lub przeczytamy słowo „orzeł”, symulujemy orła.

Dzięki symulacji kognitywnej możemy z kogoś zażartować, prosząc go, by na moment nie myślał o białych niedźwiedziach, powoli skradających się by upolować tłustą fokę, dla lepszego wkomponowania się w otoczenie zasłaniających swoje czarne nosy białymi łapami. W ten sposób wywołamy u naszego rozmówcy, czy tego chce czy nie, kognitywną symulację – i zwrócimy na to uwagę – zmuszając go do „myślenia” o białych niedźwiedziach.

Co ciekawe, symulacja ma być uzależniona od kontekstu – gdy wypowiemy wyrażenie „orzeł leci”, symulujemy orła z rozpostartymi skrzydłami. Gdy usłyszymy o „orle siedzącym w gnieździe”, będziemy symulować orła z opuszczonymi skrzydłami.

Zespół Rolfa Zwaana, holenderskiego psychologa, przeprowadził serię eksperymentów, które mają potwierdzać tę tezę. Uczestnicy czytali różne zdania – takie jak o lecącym orle zauważonym przez leśniczego czy orle siedzącym w gnieździe, albo o tym, że stolarz wbił gwoździa w podłogę lub w ścianę. Po każdym takim zdaniu wyświetlały się przed badanymi obrazki z różnymi obiektami, które pasowały lub nie do tego, o czym było zdanie. Zadaniem uczestników eksperymentu było wskazanie, czy na obrazku jest obiekt, o którym traktowało zdanie. Zwaana i jego współpracowników interesował czas udzielenia odpowiedzi w przypadku, gdy obrazek zgadzał się ze zdaniem.

Okazało się, że pojawiają się wyraźne różnice w szybkości udzielenia odpowiedzi, jeżeli na obrazku obiekt zorientowany tak, jak wynikałoby to ze zdania (orzeł z rozpostartymi skrzydłami po zdaniu o orle na niebie, pionowo gwóźdź po zdaniu o gwoździu wbijanym w podłogę, nie ścianę). Wyniki zinterpretowano w duchu teorii kognitywnej symulacji – że ludzie mentalnie symulują ułożenie obiektów w zależności od kontekstu.

Podobnych eksperymentów przeprowadzono bardzo dużo, niektóre wskazywały na to, że symulacja kognitywna różni się w przypadku różnych form gramatycznych (symulujemy z naszej perspektywy – oczyma obserwatora jakiejś czynności – przy wypowiedziach w pierwszej i drugiej osobie, natomiast z perspektywy zewnętrznego obserwatora przy czasownikach w trzeciej osobie). Jednak w przypadku bardzo skomplikowanych zdań nie uzyskano rozstrzygających wyników, a ich interpretacja budzi wątpliwości. Tak samo jak w przypadku pojęć abstrakcyjnych, takich jak społeczeństwo, miłość czy argumentowanie, które, jak pamiętamy z innego tekstu, w teorii Lakoffa rozumiemy metaforycznie.

Nie wydaje się, by teorię kognitywnej symulacji falsyfikowały za to przypadki osób niewidomych, którzy całkowicie swobodnie posługują się językiem. Dla widzących wzrok jest najważniejszym zmysłem, ich mózgi przetwarzają mnóstwo obrazów, ale rzeczywistość doświadcza się również innymi zmysłami, z którymi też może się wiązać symulacja kognitywna. U niewidomych kluczowe najważniejsze mogą być symulacje dotykowe i ruchowe.

Problem pojawia się za to z ustaleniem, kiedy dokładnie podczas używania języka symulacja zachodzi – czy na końcu wypowiedzi, czy w jej trakcie. Z opisywanych przez Bergena eksperymentów wynika, że zarówno w trakcie wypowiadania (pisania) lub słuchania (czytania) jakiegoś zdania, ale również na końcu – jeżeli ostatni wyraz nieoczekiwanie zmienia znaczenie wypowiedzi, symulacja zachodzi od nowa.

Od symulacji do filozofii

Symulacja kognitywna jest o tyle interesująca, że pozwala spojrzeć na język jako na funkcję poznawczą opartą na innych, bardziej pierwotnych zdolnościach kognitywnych, nierozerwalnie związaną z percepcją i poruszaniem się w świecie. To wyjaśnienie jest bardzo w duchu ewolucji, która nie tworzy ot, tak nowych struktur, tylko stopniowo przekształca to, co ma już do dyspozycji, czasami wykorzystując coś w zupełnie nowej roli.

Teorię związku symulacji i języka wspierają kolejne intrygujące wyniki badań. Okazuje się, że osoby, które cierpią na uszkodzenie ośrodków kory wzrokowej odpowiedzialnych za postrzeganie przestrzeni, mają problemy z rozumieniem relacji przestrzennych występujących w zdaniach. Osoby z uszkodzoną korą motoryczną słabiej radzą sobie z rozumieniem czasowników – tak jakby ich mózgi nie były w stanie przeprowadzić odpowiedniej symulacji.

Teoria symulacji kognitywnej sugeruje również ciekawe wnioski filozoficzne. Mówiąc metaforycznie, znaczenia pojęć znajdują się w naszych umysłach. Pojęcia językowe są przypadku nazwami różnych „struktur mentalnych”. Każdy z nas trochę inaczej rozumie pojęcia językowe, bowiem różnimy się doświadczeniami i wspomnieniami, a od tych doświadczeń i wspomnień zależą nasze symulacje kognitywne. Te prywatne znaczenia, które każdy z nas posiada, nie różnią się jednak tak bardzo, ponieważ napotykamy w świecie na podobne obiekty i przeżywamy podobne sytuacje. Poza tym komunikujemy się z innymi ludźmi na tyle długo, że wszyscy „dostroiliśmy” już nasze „prywatne” znaczenia.

Oczywiście nie wszyscy zgadzają się, że symulacja naprawdę ma związek z językiem. Greg Hickok, profesor nauk poznawczych Uniwersytetu Kalifornijski w Irvine, na swoim blogu Talking Brains (www.talkingbrains.org) zarzucił Bergenowi, że ten myli język z kwestią znaczenia pojęć, a jego teoria nie jest teorią języka, a raczej kognitywną teorią reprezentacji pojęciowych. Język, zdaniem Hickoka, jest czymś o wiele bardziej złożonym. Zarzuty Hickoka są przekonujące, choć można się spierać, czy teoria Bergena nie jest jednak czymś więcej: kognitywną teorią protojęzyka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i kognitywista z Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych oraz redaktor działu Nauka „Tygodnika”, zainteresowany dwiema najbardziej niezwykłymi cechami ludzkiej natury: językiem i moralnością (również ich neuronalnym podłożem i ewolucją). Lubi się… więcej