Wokół tzw. pakietu Kudryckiej

Projekt zmian w polskim systemie szkolnictwa wyższego i organizacji nauki, zwany czasem pakietem czy reformą minister Kudryckiej wywołał już wiele dyskusji. Usłyszeliśmy liczne głosy krytyki, czasem też pewne propozycje na przyszłość. Wydaje się jednak, że nasza debata nad bardzo ważnymi zagadnieniami związanymi tak z kształceniem jak i organizacją szkolnictwa wyższego i co ważniejsze finansowaniem badań naukowych, ustaleniem modelu kariery naukowej została przez dyskutantów, przez media ale i przez samą autorkę projektu sprowadzona do spraw ważnych ale nie najważniejszych.

06.05.2008

Czyta się kilka minut

Czytając prezentacje tego projektu w Tygodniku  17/08 autorstwa Krzysztofa Pawłowskiego odniosłem też wrażenie, że autor (i jednocześnie  członek zespołu współpracującego z panią minister) też chyba nie stawia sobie pytań zasadniczych dla sprawy o której mówi ów pakiet propozycji. A szkoda, bo jest  ekspertem a przy tym, sam jest jako rektor szkoły niepublicznej   zainteresowany w przyjęciu korzystnych dla niego rozwiązań.

Wskażmy na najważniejsze wątki dotychczasowej dyskusji. Dyskutowano najpierw nad zgubnymi skutkami likwidacji habilitacji. To bardzo ważne, bo doktoraty nie są u nas w żadnym razie przepustką do samodzielności naukowej (są często na stosunkowo niskim poziomie, dotyczą często spraw dalekich od centralnych zagadnień rozwoju nauki, wreszcie, ze względu na faktyczną nieobecność jakiegokolwiek wsparcia finansowego dla doktorantów wykonywane są często "chałupniczą" metodą). Nie ulega wątpliwości, że nie można po prostu znieść habilitacji, ale można znaleźć rozwiązanie z sytuacji w których ludzie wybitni mogliby szybko robić kariery omijając habilitację. Taką propozycję przedstawię na końcu tych uwag. Nie jest natomiast prawdą to co powiedział na spotkaniu  z rektorami premier Tusk, że uczeni z tych krajów, gdzie nie ma  habilitacji nie mogą uczestniczyć w Polsce w przewodach doktorskich. Ktoś (pani minister?) źle poinformował premiera. Sam promowałem dwa doktoraty pisane nie po polsku gdzie recenzentami byli profesorowie z Francji i z Anglii.

Najczęściej w dotychczasowej dyskusji pojawiają się głosy oparte na doświadczeniach z Ameryki. Tu tkwi jedno ze źródeł poważnego nieporozumienia. O ile wiem jesteśmy w Europie, w Unii Europejskiej a tradycja szkolnictwa wyższego w USA i w Europie kontynentalnej to dwie zupełnie różne sprawy, często zupełnie nieporównywalne. Większość  autorów popierających pomysły projektu Kudryckiej podaje przykłady czerpane z uniwersytetów amerykańskich. To  są argumenty  z typu "kulą w płot", może wynikające z ignorancji ale chyba częściej z braku głębszego zastanowienia. Powiedzmy więc - w Europie kontynentalnej istnieje tradycja publicznej gwarancji poziomu stopni i tytułów naukowych a w tradycji amerykańskiej jest to sfera prywatna i każda uczelnia wydaje swoje dyplomy, ustala warunki promowania swych wykładowców itd. itd. I mówienie  o tym czym jest doktorat w USA nie ma sensu, bo na elitarnej uczelni jest zwykle bezpośrednim otwarciem dla ewentualnej szanowanej powszechnie kariery naukowej a doktorat na marnym uniwersytecie liczy się tylko dla tej uczelni i nikt poza murami tej uczelni nie traktuje tego poważnie. To samo z finansowaniem szkolnictwa wyższego, gdzie system amerykański jest bardzo zagmatwany ale bazuje na kumulacji dotacji prywatnych (rola fundacji prywatnych) czasem dofinansowaniu publicznym, powszechnej partycypacji  finansowej studentów ale też i rozbudowanym systemie stypendialnym. My winniśmy patrzeć na rozwiązania europejskie, gdzie organizatorem szkolnictwa wyższego jest władza publiczna. A takich porównań w dyskusji jak dotąd nie znalazłem

Wielu dyskutantów (np. profesor Samsonowicz) wskazuje, że kolejność postępowania przedstawiona przez premiera winna być akuratnie odwrotna. Najpierw konkrety na temat finansów a nie mrzonki o wzroście w kolejnych budżetach (a jak będzie zmiana rządu to co, kolejny rząd nie będzie się czuł zobowiązany obietnicami premiera Tuska!) a potem ustalanie konkretnych rozwiązań. Inaczej cały pakiet jest zwykłym zbiorem pobożnych życzeń i trudno go traktować poważnie.

Jednak i te sprawy nie są sprawami zasadniczymi. Cóż jest więc sprawą zasadniczą?

Każdy kraj europejski, a zwłaszcza kraje kontynentalne (system brytyjski ma swą specyfikę) uznaje czynną rolę państwa w budowaniu systemu szkolnictwa wyższego i stymulowania rozwoju badań naukowych. W ten sposób dokonuje faktycznie  wyboru pewnego modelu rozwoju w przyszłości. I tu jest zasadniczy problem jaki powstaje po lekturze pakietu Kudryckiej. Jaki model rozwojowy Polski na najbliższe kilkadziesiąt lat proponują autorzy tej reformy? Czy są świadomi konsekwencji swego wyboru? Czy dopuszczają debatę z tymi, którzy przyjmują inny model rozwojowy? Otóż wydaje się, że nie, że tak ważna sprawa umyka samym twórcom pakietu, nie jest zauważana przez media epatujące się habilitacją czy tym czy profesor z Anglii może uczestniczyć w polskich doktoratach. A to są wszystko detale przy katastrofalnych, moim zdaniem, dla rozwoju Polski konsekwencjach wyboru takiego modelu rozwojowego jaki wyziera z tego pakietu reform. Fakt, że premier potraktował rektorów jak "publiczność" którą zwołał na spektakl i nie dopuścił do żadnej dyskusji (czyżby premier Tusk lekceważąc elitę wysyłał sygnał, że zrezygnował z ambicji prezydenckich?), fakt, że minister mówi uczelniom, macie jedynie miesiąc na przygotowanie opinii, świadczy albo o głębokiej arogancji, albo o ukrywaniu przed opinia publiczną faktycznych celów i chęci przepchnięcia chyłkiem ważnych spraw tak by nikt się nie zorientował o co faktycznie chodzi. Tymczasem tutaj właśnie winna rozpoczynać się poważna debata. Model szkolnictwa wyższego i model stymulowania badań naukowych to dziś jedne z kluczowych zagadnień modelu rozwojowego. Czymże innym jest strategia lizbońska jak nie wskazaniem dróg  jakimi kraje Unii winny pójść korzystając właśnie z motoru rozwojowego płynącego z wykształcenia i nauki jeśli chcą dorównać konkurencyjnie najlepiej rozwiniętym państwom świata? A my ciągle zadowalamy się paroma porównaniami z uczelniami amerykańskimi co jest chowaniem głowy w piasek, bo choć to w USA istnieje kilkanaście przodujących ośrodków naukowych to model amerykański jest nie do przeniesienia do Europy, zwłaszcza do kraju biednego i zapóźnionego jakim jest w tym względzie Polska.

Właśnie ze względu na polską specyfikę rola i to mądra czynna rola państwa jest nadzieją na uruchomienie tego motoru rozwojowego. Autorzy pakietu wydają się tego nie zauważać. Stąd właśnie pozwolę sobie zarysować w wielkim skrócie możliwe dla rozwoju konsekwencje proponowanych zmian. Otóż powołując tzw. "okręty flagowe", uczelnie (kilka!) gdzie państwo dbać będzie o finansowanie nauki i badań stworzy się jakieś centrum skupienia najlepszych uczonych. To dobrze , że takie centrum powstanie, źle że państwo z góry zakłada, że to tam pójdą publiczne pieniądze a pozostali dostaną mniej albo nic. A gdzie są ci pozostali? Otóż "okręty flagowe" skoncentrują się przede wszystkim w Warszawie, mało uczelni pozawarszawskich ma jakiekolwiek szanse na wejście do tej grupy. To znaczy, że wielkie ośrodki regionalne (krakowski, ale traktowany jako całość, śląski, poznański, łódzki, wrocławski, gdański itd. itd.) z góry będą skazane na mniejsze finansowanie badań, w konsekwencji gorszą dydaktykę a jeszcze głębiej patrząc na emigracje zdolniejszych młodych ludzi i  emigrację wszystkich liczących się uczonych w dziedzinach w których bez nakładów nie można się rozwijać (nauki eksperymentalne, techniczne itd.) Jednocześnie wprowadza się planowane celowo (sic!) obniżenie wymogów naukowych w modelu kariery naukowej, likwiduje się habilitacje, umożliwia "szybką ścieżkę kariery" (pomysł z doktoratem po licencjacie) co w praktyce spowoduje, że i w szkolnictwie publicznym i w szkolnictwie niepublicznym pojawi się coraz więcej "niedouczonych" profesorów według hasła "każdy może być profesorem a w każdej wsi uniwersytet". Oczywiście doraźnie (podkreślam to doraźnie) wygrane będzie na tym szkolnictwo niepubliczne (stąd wyrażany czasem w tym środowisku entuzjazm dla takich pomysłów) ale przecież szybko okaże się, że i w tej dziedzinie działa prawo  Greshama. Gorsi wyprą lepszych a regiony szybko przekonają się, że nie mogą liczyć na swe uczelnie jako na prawdziwy motor rozwoju. To już w Europie przerobiono  (vide Francja) i  wyraźnie widać, że tłumiąc możliwości rozwojowe  w regionach kosztem budowy silnego naukowo centrum czyni się krzywdę całemu krajowi. Nieprzypadkowo były premier francuski (Raffarin) mówił o "la France profonde" konstatując iż brakuje jej endogennych sił motorycznych. Wrócę jeszcze do doraźnych radości niektórych przedstawicieli szkolnictwa niepublicznego - poniosą w przyszłości te same negatywne skutki jakie wpisane są już dziś w rozwój szkolnictwa publicznego w regionach. Szybko okaże się bowiem, że w pozbawionych wsparcia w szkolnictwie wyższym i badaniach regionach spadnie dynamika rozwojowa, regiony te staną się mniej atrakcyjne dla inwestorów działających w branżach nowoczesnych technologii. I w konsekwencji regiony te będą tylko zasilać Warszawę poprzez emigracje najzdolniejszych. Czy tak ma wyglądać przyszłość Polski? A przypomnijmy (bo tego z Warszawy nie widać), że Polska jest bardzo różnicowana regionalnie. Fałszywy mit jednolitej tożsamości narodowej  drogi twórcom IV RP wydaje się być mechanicznie przejmowany przez PO bez żadnej refleksji nad konsekwencjami takiej postawy. W dodatku będzie to w przyszłości oznaczało pogłębianie się zapóźnienia całego kraju. Jeśli się tego nie widzi to można się zastanawiać tylko nad tym  czy profesor Davis może w Polsce brać udział w doktoracie.  Ale czarno widzę rezultaty takich reform.

Nie trzeba jednak kończyć pesymistycznie. Wydaje się, że dobrze się stało, że podjęta została debata, źle, że na tak niskim poziomie. Ale trzeba iść dalej. Wszystkie drobne kwestie, budzące szereg słusznych krytyk można załatwić stosunkowo szybko. Można wprowadzić system "ekwiwalencji" pozwalający na karierę naukowa komuś kto nie ma formalnych stopni ale ma powszechne uznanie swych kompetencji (taki system istnieje np. w Belgii), można szybko choćby minimalnie poprawić poziom doktoratów i habilitacji wprowadzając zakaz uzyskiwania stopni na swych własnych uczelniach macierzystych co sprowadzi się do likwidacji podejrzeń o "znajomości". Można wprowadzić zasadę, znaną we Francji od czasów przedwojennych iż pierwsze nominacje profesorskie dostaje się zawsze na nie swojej uczelni. Idąc dalej należy szerzej dopuścić (co jest stosowane w naukach przyrodniczych) możliwość habilitowania się na podstawie oceny całości dorobku bez książki habilitacyjnej, która czasem jest potrzebna ale czasem nie. Ale to należy potraktować jako utrudnienie zdobycia samodzielności naukowej poprzez podniesienie poprzeczki a nie jako otwarcie drogi do kariery a la projekt Kudryckiej (licencjat-doktorat-profesura) bo mnożąc byle jakich profesorów nie rozwija się nauki!

Osobna sprawa to poważne potraktowanie możliwości rozwoju przez wymianę międzynarodową. Dlaczego z niej mało korzystamy? Powiedzmy szczerze - bośmy prowincjonalni! Gdy powszechną będzie sytuacja, że każdy (ale to każdy) pracownik  nauki mówi co najmniej dwoma językami obcymi użytecznymi w Europie (koniecznie angielskim i drugim europejskim) gdy przestaniemy mieć lęki w korzystaniu z różnych propozycji współpracy, gdy zapraszani do nas uczeni będą mieli interes we współdziałaniu z nami zacznie się prawdziwa współpraca. Ale czy coś takiego może się stać jeśli poza "okrętami flagowymi" będziemy mieli powszechną mizerię, gdy fundusze będą tylko obiecankami cacankami (to przypomina mi tę wiarygodność deklaracji rządu jaką miała swego czasu deklaracja NS Chruszczona że za 20 lat zbuduje komunizm i przegoni USA)

Jest jeszcze jedna możliwość, zależna jednak od modelu ustrojowego kraju. Jeśli kiedyś, za jakieś 200 lat, polscy politycy zrozumieją, że nie trzeba się bać regionalizacji kraju który jest faktycznie kulturowo bardzo różnicowany (jak dotąd wszystkie rządy od lewicy po prawicę głoszą hasła decentralizacji i regionalizacji i każdy centralizuje ile się da bo chce wszystko kontrolować) to samorządy (rządy?) regionalne będą się mogły stać współtwórcami modelu szkolnictwa wyższego w regionach i będą mogły stymulować rozwój badań. Zachęcający jest tu przykład Hiszpanii, bo o przykładzie niemieckim (gdzie nie ma jednego a jest kilka czy kilkanaście centrów naukowych i dobra współpraca nauki z przemysłem) nie wspomnę by nie obudzić demonów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]