Wojna w wojnie

Modnie ubranego i wygadanego chłopaka spotykam przy salonach gier wideo. Ma przeszklone oczy, jakby za długo patrzył w ekran. Jak wielu, ucieka w świat, w którym może zapomnieć o wybuchach i biedzie.

26.04.2021

Czyta się kilka minut

Salon gier w Kabulu, marzec 2021 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK
Salon gier w Kabulu, marzec 2021 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK

Lecimy dużym samolotem wojskowym. Najpierw nad morzem, potem nad wyspą. Na pokładzie są 52 osoby. Z Jasinem Hajdarim wcześniej ustalamy na mapie miejsce docelowe. Gdy jesteśmy we właściwym punkcie, wyskakujemy z samolotu. Tniemy w dół z prędkością 230 kilometrów na godzinę. Otwierają się spadochrony i już wolniej zbliżamy się do ziemi. Jesteśmy w Fiskerhus, ale nie tym duńskim. To mała wioska ze skromnymi drewnianymi domkami i pomostami.

Wylądowały tam też inne osoby z przeciwnej drużyny. Musimy szybko zebrać ekwipunek, bo inaczej zginiemy. Hełmy, kamizelki kuloodporne, plecaki, apteczki, ale przede wszystkim broń i amunicja są tym, czego szukamy. Mamy karabiny. Na pomost wybiega jeden z przeciwników, strzelam do niego, trafiam, ale to Hajdari go dobija, drugą osobę też. Zostają po nich skrzynki z zebranym ekwipunkiem. Jestem ranny, kucam i korzystam z zestawu pierwszej pomocy.

Niedaleko nas spada skrzynka zrzucona z samolotu. W niej można znaleźć najlepszy ekwipunek, więc zawsze biegnie do niej dużo ludzi. Łatwo przy niej zginąć, ale ryzykujemy. Niemal natychmiast trafiamy pod ciężki ostrzał. Jesteśmy ranni. Chowamy się w małej budce i szybko próbujemy podreperować nasze zdrowie. Chwilę czekamy. Hajdari mówi, żeby się wycofać. Wybiegamy za budkę, ukrywamy się za skałami i biegniemy na wzgórze. Znowu trafiamy na przeciwników. Tym razem mamy mniej szczęścia. Najpierw ginie Hajdari, potem ja.

W trakcie gry pytam, co słychać. Hajdari odpowiada, że wczoraj był wybuch w Kabulu. Pod autobus, którym jechali pracownicy Ministerstwa Komunikacji i Technologii Informatycznych, podłożono bombę. Zginęło piętnaście osób. Zmieniamy temat rozmowy i dalej gramy w „PlayerUnkown’s Battlegrounds”, powszechnie znane jako PUBG.

Poziom 47: noob

PUBG to jedna z najpopularniejszych gier na świecie; dostępna na komputery i konsole, ale najwięcej graczy pobrało ją na telefon. Mobilna wersja została ściągnięta ponad miliard razy od premiery w 2018 r. Prawdziwy boom przeżyła w pierwszych miesiącach pandemii. Należy do gatunku battle royale, który jest zainspirowany japońską powieścią z lat 90. i jej filmową adaptacją o tym samym tytule. Film stał się kultową pozycją, która zdobyła uznanie m.in. Quentina Tarantino. Inną inspiracją PUBG była młodzieżowa trylogia „Igrzyska śmierci” i jej ekranizacja.

Gracze – góra setka – spadają w wybrane przez siebie miejsca na wyspie. Sceneria wygląda jak po wybuchu bomby neutronowej. W opuszczonych domach leżą porozrzucane broń i ekwipunek. Najchętniej wybiera się duże miasta, gdzie od pierwszych sekund toczą się zacięte batalie między – zależnie od trybu – pojedynczymi graczami albo dwu- i czteroosobowymi drużynami. Inni decydują się na rozpoczęcie rozgrywki w bardziej odludnych miejscach, by spokojnie zebrać ekwipunek i dopiero wtedy przystąpić do walki. Nie da się jej uniknąć, bo mapa zmniejsza się co jakiś czas – pierścień zaciska się wokół pozostałych na niej uczestników. Ci, którzy znajdują się poza właściwą strefą rozgrywki, umierają. Obszar zmniejsza się aż do momentu, gdy zostanie przy życiu tylko jeden gracz lub jedna drużyna.

Za udane rozgrywki gracze zdobywają punkty doświadczenia, dzięki którym zdobywają kolejne poziomy. Gdy mówię 20-letniemu Emranowi Sultaniemu, że mam 47. poziom, by pokazać, że nie ma do czynienia z żółtodziobem, słyszę w odpowiedzi: – O, jesteś noobem!

To pogardliwe określenie na początkującego gracza bez doświadczenia, czyli żółtodzioba.

Poziom 0: regulacje

W grudniu 2020 r. Afgański Organ Regulacyjny ds. Telekomunikacji (ATRA) ogłosił, że PUBG zostaje zabronione w Afganistanie. Na razie tylko teoretycznie, bo bez problemu grę można ściągnąć z internetu i za korzystanie z niej nie grożą żadne konsekwencje. Władze odgrażają się jednak, że za jakiś czas to się zmieni. Jak mówi rzecznik prasowy ATRA Said Szinwari, w 40-milionowym Afganistanie jest 300 tys. użytkowników PUBG. To dużo, biorąc pod uwagę, że nie każdy może sobie pozwolić na smartfona, a drogi internet nie jest w zasięgu każdego mieszkańca. Według różnych danych od 70 do 90 proc. Afgańczyków żyje poniżej progu ubóstwa.

Szinwari wymienia liczne powody, dla których PUBG jako pierwsza i do tej pory jedyna gra trafiła na listę zakazanych: – Jej największym problemem jest wojna. Wojna toczy się też w Afganistanie. Nie chcemy, by nasi nastolatkowie i młodzież mierzyli się z nią również w świecie wirtualnym. Musimy ich od tego odciągnąć.

Uważa, że gra promuje przemoc. Takie miało być też zdanie ekspertów z różnych dziedzin, których ATRA poprosiła o opinię. Ponadto część uczonych muzułmańskich, zresztą nie tylko w Afganistanie, uznała, że PUBG obraża islam: w jednym z poprzednich sezonów gry pojawiła się skrzynia z przedmiotami, która przypominała sanktuarium al-Kaba w Mekce. W innym gracze modlili się do totemów, dzięki czemu mogli doznać uzdrowienia lub otrzymać przedmioty.

– Afgańczycy traktują religię poważnie, więc gdy uczeni to powiedzieli, musieliśmy przystąpić do działania – mówi Szinwari.

Skargi na grę mieli też zgłaszać użytkownicy mediów społecznościowych. Ich dzieci i zazwyczaj męscy członkowie rodziny spędzają mnóstwo czasu grając, zamiast pracować czy uczyć się. Zdarzają się gracze wydający duże pieniądze na PUBG. Choć gra jest bezpłatna, to wykorzystuje system mikropłatności. Za prawdziwą walutę kupuje się tę wirtualną, choć nie daje to przewagi w rozgrywce. Ale dzięki niej można nabyć ładniejsze ubrania i ekwipunek, a także skórki na broń i pojazdy. Jak w życiu, fajniej się wygląda.

Poziom 13: alternatywa

Z różnych powodów PUBG zostało zablokowane w wielu krajach, choćby w Chinach, Indiach, Iranie, Iraku, Nepalu czy Pakistanie. Ale firma Tencent, największy twórca gier wideo w Chinach, stara się iść na rękę władzom w tych państwach. Na przykład szykuje się do wypuszczenia specjalnej edycji w Indiach, spełniającej narzucone przez władze normy. W Chinach, które mają rozbudowaną politykę restrykcyjną w zakresie gier, już od jakiegoś czasu działa „Game for Peace”. To niemal klon PUBG, gdzie nie ma krwi, a zabity gracz nie ginie, tylko zostawia skrzynkę na ziemi, macha ręką i znika z planszy. ATRA chce, by „Game for ­Peace” było domyślną grą także w Afganistanie, a najlepiej, by powstała gra bliższa afgańskiej kulturze.

– Wesprzemy twórców gier w Afganistanie, aby też to zrobili – mówi Szinwari. Gdy pytam, czy jest ich wielu, wzdycha: – Nie ma żadnej gry, która powstałaby w Afganistanie. Twórców gier też praktycznie nie ma.

Jego biuro znajduje się na 13. piętrze Ministerstwa Komunikacji i Technologii Informatycznych, gdzie co chwilę ktoś przychodzi z jakąś sprawą. Szinwari twierdzi, że ATRA nie jest przeciwnikiem gier w ogóle. Na dowód pokazuje swój telefon. Włącza „Tower Defense: Infinite War”, gdzie trzeba budować wieże zabijające hordy nacierających wrogów. Podtytuł „Nieskończona wojna” to niezbyt szczęśliwa nazwa w kraju, gdzie konflikt trwa od ponad czterech dekad: – Nie spędzam dużo czasu nad tą grą. Robię to tylko stojąc w korkach. Zazwyczaj siedzę na Facebooku, bo jestem rzecznikiem prasowym i muszę odpowiadać na zapytania.

Poziom 58: eskapista

Emrana Sultaniego, modnie ubranego i wygadanego chłopaka, spotykam przy zagłębiu salonów gier wideo. Oczy mu się szklą, jakby za długo patrzył w ekran. Niedawno ukończył kurs języka angielskiego i w przyszłości chce zostać inżynierem. W PUBG gra od roku, czasem przez całą noc. Dobił do 58. poziomu. Ma swoich ulubionych graczy i ogląda zapisy ich gier na YouTubie. Czuje presję ze strony przyjaciół i kuzynów kupujących nowe rzeczy w tej darmowej grze. Jeśliby tego nie robił, odstawałby od reszty. W rywalizacji chodzi też o to, kto wygląda najbardziej oryginalnie. W ciągu roku wydał łącznie 2700 afgani, czyli niemal 140 zł. Dzięki wirtualnej walucie UC zdobył m.in. strój faraona, który lubi najbardziej.

Według Sultaniego przemoc w grze to nie problem, bo Afgańczycy częściej doświadczają jej na ulicach niż w PUBG. W ostatnich miesiącach w Kabulu znacząco obniżył się poziom bezpieczeństwa. Czasami kilka razy dziennie wybuchały bomby pułapki, dochodziło do zabójstw. Ofiarami padali dziennikarze, obrońcy praw człowieka, aktywiści i pracownicy administracji państwowej. Po raz kolejny w trakcie wojny mieszkańcy afgańskiej stolicy zaczęli poważnie obawiać się o swoje życie i zdrowie. W mieście, gdzie trudno o bezpieczną przestrzeń publiczną, jak choćby parki, a zła sytuacja ekonomiczna nie daje wielu nadziei na przyszłość, świat wirtualny oferuje… beztroskę.

– Władza powinna bronić nas i naszego kraju, a nie zabraniać gier. Podczas gry mogę się wyluzować, zapominam o wojnie i bombach. Skupiam się tylko na PUBG – mówi Sultani. Ma już za sobą jedną próbę wyjazdu do Europy. W drogę wyruszył w zeszłym roku, ale z powodu COVID-19 zamknięto granice i musiał zawrócić. Przez jakiś czas został w Iranie, gdzie pracował. Tam zarobił pieniądze, które teraz wydaje na PUBG. Następnie wrócił do Kabulu. W tym roku ponownie spróbuje udać się w drogę do Europy.

– Chcę opuścić Afganistan. To nie jest miejsce, w którym można się rozwijać, szczególnie jeśli jest się młodym – wyznaje.

Poziom 62: uzależniony

Jasin Hajdari do Kabulu przeprowadził się rok temu. Do tego czasu mieszkał w Ghazni, oddalonym o 150 km na południowy wschód od stolicy. Przez dekadę sprzedawał tam komputery. Postanowił wyjechać ze względu na bezpieczeństwo. W prowincji nieustannie dochodzi do starć z talibami.

W Kabulu prowadzi sklep z telefonami komórkowymi i salon gier wideo z konsolami PlayStation. Salon to ciemne pomieszczenie, gdzie stoją sofy, fotele, na stolikach ustawione są konsole, a na ścianach wiszą telewizory. W środku kilku nastolatków. Jedni grają w „Call of Duty”, inni strzelają do wyskakujących zewsząd zombie. Te gry są znacznie brutalniejsze niż PUBG, ale nie zwracają uwagi afgańskich władz. Hajdari nie tyka żadnej z nich. Od półtora roku nie widzi świata poza PUBG. Nim otworzył salon, grał niemal bez przerwy z krótkimi przerwami na sen. Na PUBG wydał już niemal równowartość tysiąca dolarów.

– Te wydatki doceniają ludzie, którzy siedzą w PUBG naprawdę głęboko, są aktywni i chcą zdobywać wysokie poziomy – mówi Hajdari. – Chcę, by moje konto podobało się innym. By cieszyć się życiem, musimy spędzać je w trybie online. Jeśli miałbym pieniądze, siedziałbym w domu cały czas. Może do końca życia grałbym w PUBG i nie interesowałbym się tym, co się dzieje na zewnątrz. Nie chcę już patrzeć na niebezpieczeństwa i problemy społeczne.

Hajdari często włącza PUBG nie po to, by grać, ale by spędzać czas z przyjaciółmi. Tu czują się bezpieczni, mogą się spotkać, bo w rzeczywistości dzieli ich długa i niebezpieczna droga, której z powodu trwającej wojny nie byliby w stanie przejechać. Co sądzi o zakazie PUBG w Afganistanie? Nie słyszał o nim. Dodaje jednak, że jeśli władze rzeczywiście wprowadzą blokadę, to znajdzie sposób, by ją obejść. Tak jak jego przyjaciele z Iranu, gdzie od dawna nie można grać w PUBG, a Hajdari do dzisiaj biega z nimi po wirtualnej wyspie i strzela. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 18/2021