Wojna w Ukrainie: Gdy ofensywa utyka

Nawet jeśli ukraiński kontratak nie uda się, nie powinno to podważyć woli oporu i przetrwania. Społeczeństwo dostosowało się do realiów długotrwałej wojny. Widać to zwłaszcza nad Dnieprem i w Donbasie.
z Chersonia i Kramatorska

19.06.2023

Czyta się kilka minut

Przed bitwą: ukraińscy żołnierze z 80. Brygady Desantowej w obwodzie donieckim, 18 czerwca 2023 r. / FOT. WOJCIECH GRZĘDZIŃSKI / AFP / EAST NEWS /
Przed bitwą: ukraińscy żołnierze z 80. Brygady Desantowej w obwodzie donieckim, 18 czerwca 2023 r. / FOT. WOJCIECH GRZĘDZIŃSKI / AFP / EAST NEWS /

Leżały rozrzucone po placu przed dworcem kolejowym. Auta hamowały, omijały je. Ale nie, nie były martwe: jedno właśnie drgnęło, dźwignęło się w stronę przechodzącego człowieka. Za nim kolejne. Nie były napastliwe. Tylko podchodziły, z nadzieją. Otrzymawszy cokolwiek, oddalały się, by połknąć dar z dala od spojrzeń towarzyszy. Bezdomne zwierzęta: w Chersoniu, gdzie kilkadziesiąt tysięcy ludzi żyje na linii frontu, jaką wyznacza tu rozlany szeroko Dniepr, są wszędzie. Gdy po wysadzeniu tamy powódź zalała dolną część miasta i nabrzeżne wsie, liczba zdanych na siebie zwierząt domowych wzrosła drastycznie.


ATAK NA UKRAINĘ: CZYTAJ NA BIEŻĄCO W NASZYM SERWISIE SPECJALNYM >>>


Kilka psów mieszka pod zadaszeniem koło cerkwi przy ul. Wiśniowej. Tę malutką świątynię ks. Jurko zbudował wraz z parafianami. Była to pierwsza w mieście parafia autokefalicznej Prawosławnej Cerkwi Ukrainy. Z brzydkich pustaków, nie jest piękna. Ale ludzie widzą, jak Jurko żyje: że co dostanie, oddaje dalej i jeździ starym kombiakiem. Dziś cerkiew służy też za magazyn pomocy humanitarnej. – Ojcze, macie wodę? – pyta kobieta z torbą na kółkach. – Jutro o dziewiątej będzie – mówi Jurko. Furgonetkę z pomocą, którą tu przywieźliśmy (połowę dla jego parafii, połowę dla rodzin z niepełnosprawnymi dziećmi) rozdzieli także po zalanych wsiach. Popłynie tam łodzią motorową, która jechała z nami na przyczepie z podkrakowskich Bolechowic.

– Nawet jeśli domy zalało po dach, ludzie nie chcą odejść. Czekają na poddaszu, aż woda opadnie – mówi Mychaiło, także ksiądz prawosławny, który właśnie odbiera od Jurka pomoc. Pod wodą jest wyspa, gdzie mieszka w bloku koło zakładu Naftohavan (południowe dzielnice leżą na takich wyspach). Wspomina, jak ratował psy i sprzęty liturgiczne. Ludzie nie chcieli się ewakuować. Dopiero gdy fala podeszła do pierwszego piętra, zaczęli przenosić się wyżej lub do innych dzielnic. Twierdzi, że wtedy Rosjanie, widząc ruch, zaczęli ostrzał z moździerzy: – Były ofiary.

Te są tu niemal codziennie. Gdy 3 maja rakiety Grad spadły na otwarte znowu markety Epicentr i ATB, parędziesiąt osób zginęło lub odniosło rany. Na to trudno zobojętnieć. Ale skoro nie można tego zmienić, trzeba jakoś z tym żyć. – Jak woda zejdzie, ludzie będą suszyć domy – przekonuje Mychaiło (nie dodaje, że to nie będzie proste: większość młodych i w średnim wieku opuściła 300-tysięczne kiedyś miasto, sprzątanie spada więc na starszych).


CZYTAJ TAKŻE
WIOSNA PRZYSZŁA DO AWDIJIWKI. REPORTAŻ Z FRONTU: Nie oglądając się na wojnę, rozszalała się, eksplodowała bezgłośnie zielenią i ciepłem. Tylko teraz trudniej dostrzec w trawie minę motylkową >>>


Gdy zaczęła się inwazja, Mychaiło z żoną uznali, że zostają. Tylko córkę i syna wysłali do krewnych w centrum kraju. Przetrwali okupację i zimę, przetrwają i to. – Mamy już pompę – mówi Mychaiło. A prąd? – Jest generator – krótki uśmiech. Pompy szambowe, przemysłowe osuszacze: tego trzeba. Ale nim zaczną suszyć, teren sprawdzą saperzy. Powódź ogarnęła pola minowe, własne i wroga, miny mogą być wszędzie. Gdy napłynie na nie np. niesione falą drzewo, eksplodują.

Jeśli więc ukraińska armia planowała także atak przez Dniepr, musi z tego zrezygnować. A Rosjanie mogą przerzucać stąd siły do obwodu zaporoskiego i zachodniej części donieckiego, gdzie kontratakujący próbują przerwać ich pozycje. Choć nagłaśniają każdy lokalny sukces, dotąd odbili niewiele. To nie jest coś, czym Rosjanie musieliby się niepokoić. Za to straty własne, jak słychać, są dotkliwe. Także w zachodnim sprzęcie – szef estońskiego wywiadu ocenia, że utracono 10 proc. tych zasobów. Na polach minowych utknęła idąca w szpicy 47. Brygada – uchodząca za jedną z najlepszych w armii, dowodzona przez ppłk. Ołeksandra Saka (najmłodszego dowódcę brygady, uważanego za mistrza taktyki), a sformowana w 2022 r. z samych ochotników jako autorski projekt jej legendarnego sierżanta-szefa Walerego Markusa, weterana, blogera i pisarza (mówi się, że sam selekcjonował nawet szeregowych). To ich leopardy i bradleye miały płonąć na dostępnych w sieci nagraniach.

Z „otuliny” armii można usłyszeć: to nadal rozpoznanie walką, główne siły nie weszły do boju; nie ma co oczekiwać szybkiego przełamania; Rosjanie mieli czas, by założyć wielkie pola minowe; lepiej nastawić się na mozolne wgryzanie się w ich pozycje.

Ostrożność – w postępowaniu i komentowaniu – można zrozumieć. Pewien zachodni generał ujął to prosto: Ukraińcy mają tylko „jeden strzał”. Jeśli zużyją siły bez efektów, nie będą mieć szansy na kolejną strategiczną ofensywę, bo zabraknie i sprzętu, i ludzi gotowych ryzykować. Weterani już skarżą się, że wielu żołnierzy z mobilizacji to lichy materiał. – Siedzą w okopie, atakuje ich pięciu Moskali na krzyż, a oni zaraz wołają o wsparcie artylerii – mówi ktoś.

Co, jeśli ofensywa się nie uda? Za wcześnie, by rozważać skutki polityczne (czy na Zachodzie nasili się oczekiwanie, by Kijów podjął negocjacje bez żadnych warunków) i militarne (czy nastanie pat strategiczny: obie strony okażą się za słabe, by uzyskać swoje cele, ale za silne, by przegrać). Za to gdy jedzie się przez kraj i rozmawia, widać, że społeczeństwo dostosowało się do realiów długotrwałego konfliktu. Jeśli nie uda się odbić okupowanych ziem, nie powinno to podważyć woli oporu i przetrwania. Czy też: trwania, ile by Rosjanie nie wypuszczali co noc rakiet i dronów.

Choć w Krzywym Rogu flagi opuszczone – rakieta spadła na blok, zabiła kilkunastu ludzi, trwa oficjalna żałoba – w słoneczne popołudnie miasto tętni życiem. Na ulicach tłumy idą za swymi sprawami, kawiarnie pełne. Co nie znaczy, że nie ma huśtawki emocji. Czasem też ktoś wywoła w sieci dyskusję, gdzie jest granica: np. czy wypada tańczyć w dyskotece, skoro na kierunku bachmuckim i zaporoskim chirurdzy ze „stabpunktów” (punktów stabilizacyjnych) łatają jak przy fabrycznej taśmie poharatanych ludzi. Jedni dyskutanci są rygorystyczni. Inni twierdzą, że tańczyć trzeba, by zachować psychiczną równowagę.

Dostosowanie może przybierać postaci upiorne. Na wolontariuszce z Donbasu, która wiele widziała, wrażenie zrobiło, gdy rakieta spadła na budynek przy jej ulicy. Niedaleko grupa ludzi czekała na przystanku. Nie rzucili się na ziemię, nie rozbiegli, ale też nie rzucili się ratować. Stali i patrzyli. – To trochę jak z covidem: choć codziennie umierali ludzie i także ciebie mógł trafić wirus, trzeba było żyć – szuka ktoś porównań.

Lekarz z Kramatorska w obwodzie donieckim – 20 km od frontu, w zasięgu artylerii – twierdzi, że do miasta wraca wielu z tych, którzy wcześniej uciekli. Choć alarm przeciwlotniczy trwa czasem większość dnia, na ulicy życie toczy się swoim rytmem, nikt nie biegnie do schronu. Pracują sklepy, w barach z szybkim jedzeniem pełno. Że to nie Lwów, świadczą wszechobecne mundury, ruiny i okna zakryte płytą pilśniową, by podmuch eksplozji nie wybił szyb.

Także w Chersoniu pilśnia jest wszechobecna. W budynku (niezalanym), gdzie siedzibę ma stowarzyszenie rodzin z niepełnosprawnymi dziećmi „Centrum Sofia”, trwa też remont piwnicy, która służy za schron. Lepiej nastawić się na długie trwanie.

Tekst ukończono 18 czerwca



Chersoń: wojna, okupacja, powódź

– Jestem bezdomna – mówi. Dotąd sądziła, że sobie radzi. Mają tu własny świat: w stowarzyszeniu „Centrum Sofia”, które utworzyła 13 lat temu, a w którym są rodziny z niepełnosprawnymi dziećmi (dominuje model samotnej matki), dawali sobie nawzajem oparcie. Także dlatego stąd nie uciekli.

Olga Cylinko, samotna matka 19-letniej Sonii i 16-letniego Nazara (w spektrum autyzmu) myślała, że powódź to kolejna najgorsza rzecz, jaka ich spotyka – jakby mało było wojny i okupacji. Teraz sądzi, że najgorsze znów przed nimi: gdy ludzie wchodzą do domów i stają bezradni wobec zniszczeń. Jej dom zalało po dach.

Gdy ma chwile zwątpienia, myśli: mój świat umarł. Potem mówi sobie: musisz.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Gdy ofensywa utyka