Wojciech Bonowicz: Czerwona ziemia

Chłopiec ma siedem i pół roku, kiedy na jego rodzinne miasto spadają pierwsze bomby. Będzie żył krótko, zostawi po sobie niewiele ponad setkę wierszy.

14.03.2022

Czyta się kilka minut

Wojciech Bonowicz / Fot. Grażyna Makara /
Wojciech Bonowicz / Fot. Grażyna Makara /

Chłopiec ma siedem i pół roku, kiedy na jego rodzinne miasto spadają pierwsze bomby. Z okazałej kamienicy, w której mieszka, słychać odgłosy wybuchów – bombardowane jest lotnisko wojskowe oraz okolice dworca kolejowego. Pierwsze straty nie są duże, ale dwa dni później nadlatują kolejne samoloty i zrzucają bomby m.in. na pobliski stadion.

Miasto już od dłuższego czasu przygotowywało się do obrony. W ostatnich dniach przed wybuchem wojny na alejach i skwerach kopano rowy i zamalowywano okna tramwajów. Chłopiec był jeszcze na wakacjach, kiedy ogłoszono powszechną mobilizację. Widział rozpaczających ludzi, kobiety w pośpiechu pakujące rzeczy swoich mężów i synów. Kilka miesięcy wcześniej, słysząc rozmowy dorosłych, wypalił głupio, że chciałby wreszcie zobaczyć prawdziwą wojnę. Teraz żałuje tamtych słów.

Po nalotach plac, przy którym stoi jego kamienica, opustoszał. Co chwilę rozlega się wycie syren, a wieczorami trzeba siedzieć po ciemku. Jednak rodzina chłopca nie zostanie w mieście długo. Ojciec pracuje w kuratorium – podobnie jak inni urzędnicy musi się ewakuować, zanim wkroczą obce wojska. Trzeciego dnia wojny chłopiec wraz z rodzicami i młodszą siostrą wsiadają na galar, który powiezie ich w dół Wisły. Galarem można przemieszczać się szybciej niż zatłoczonymi drogami, ale stanowi on też łatwy cel dla pojawiających się coraz liczniej myśliwców. Ewakuowani docierają w okolice Sandomierza, dalszą drogę muszą przebyć na piechotę. Ojciec niesie siostrę w plecaku, chłopiec trzyma za rękę mamę.

Idą, jak wszyscy, na wschód, nie spodziewając się, że wojna nadejdzie również z tamtej strony. Z dziećmi nie da się uciekać zbyt szybko, nie zawsze znajdą się chętni, żeby je podwieźć. Kolumny uchodźców są ostrzeliwane z samolotów. Trzeba wtedy uciekać w pole, kłaść się twarzą do ziemi i zatykać uszy. Czasem wędrujący muszą się zatrzymywać, żeby przepuścić przemieszczające się wojska. Kilkanaście lat później chłopiec opisze je w wierszu:

I skrzypiały na drogach wozy i rzemienie, Pył usta zaciśnięte i rany oblepiał, Pod obcasem czerwono bulgotała ziemia, Niebo karmione ogniem złym patrzyło ślepiem.

Docierają do zbombardowanego Janowa Lubelskiego, a potem dalej, do Czarnegostoku, gdzie na kilka dni przyjmuje ich rodzina kierownika miejscowej szkoły. Po dwóch tygodniach od ewakuacji okazuje się, że dalsza wędrówka nie ma sensu. Zawracają więc w okolice Janowa i tam zostają w chłopskiej chacie, czekając na rozwój wypadków. Miasteczko zajęli Niemcy, ale w pobliżu wciąż są polskie oddziały, które nie zamierzają złożyć broni. W końcu ojciec podejmuje decyzję: wracamy do domu. Znów idą w tłumie uciekinierów, tym razem na zachód. Znów trzeba prosić życzliwych ludzi o podwózkę, żeby dzieci mogły trochę odpocząć. Na poboczach dróg leżą jeszcze niepochowane ciała, zwłoki ludzi i zwierząt, rozbite samochody. Wędrujący są zmęczeni i przerażeni, ale dzieci patrzą na wszystko z zaciekawieniem. Na początku października docierają do Krakowa. „Babciu, widziałem prawdziwe pobojowisko”, mówi chłopiec, kiedy starsza pani otwiera im drzwi.

Chłopiec nazywa się Andrzej Bursa. Będzie żył krótko, zostawi po sobie niewiele ponad setkę wierszy, kilka utworów prozą, kilka dramatów. Charakterystycznym motywem jego twórczości będzie wszechobecność przemocy i cierpienia. Będzie opisywał drzewa, które „żywą krwią wzbierają i bolą”, a kochankowie z jego wiersza będą się spotykać w „pejzażu zagrożonym mieczem i piorunem”. W wieku dwudziestu pięciu lat napisze: „przywykłem do twoich okrucieństw / nauczyłem się śmiać z własnego trupa (…) życie moje / mój wrogu”.

Jego pierwsza książka ukaże się już po jego śmierci. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 12/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Czerwona ziemia