Wobec Lutra i Darwina

Radość i nadzieja, smutek i trwoga ludzi współczesnych nie znalazły w postanowieniach żadnego soboru tak żywego rezonansu, jak w tekstach II soboru watykańskiego, który tymi słowy rozpoczął Konstytucję o Kościele w świecie współczesnym. Jakże inna współczesność towarzyszyła obradom poprzednich trzech soborów, ale i jakże inna niż ta, której doświadczamy, była wtedy samoświadomość Kościoła, utrwalona w uchwałach tych zgromadzeń.

06.02.2005

Czyta się kilka minut

Poznanie tej tematyki ułatwia kolejny, czwarty już tom “Dokumentów soborów powszechnych", wydany jak zwykle w łacińsko-polskiej wersji przez krakowski WAM, a zawierający akta soborów: laterańskiego V (1512-17), trydenckiego (1545-63) i watykańskiego I (1869-70). Postanowienia tego drugiego zajęły ponad cztery razy więcej miejsca niż pierwszego i aż trzynaście razy więcej niż trzeciego. Ale nie objętość trydenckich dekretów zadecydowała o ich historycznym znaczeniu. Doprecyzowana w czasie reformacyjnego zamętu doktryna i kanony podjętej reformy, realizowanej bardziej czy mniej systematycznie przez trzysta, a nawet czterysta lat (dopiero Vaticanum II, nie I, wprowadza do Kościoła nowego ducha), nadały katolicyzmowi czytelne do dziś kształty.

Laterański piąty: alibi

Reforma V soboru laterańskiego nie została zrealizowana. Zgromadzenie to zwołał Juliusz II, by odebrać rację bytu nielegalnemu soborowi, jaki w 1511 r. zorganizowała w Pizie grupa opozycyjnych kardynałów, krytykująca papieża za zwlekanie z przeprowadzeniem reform i niezwoływanie soboru, mimo postanowień przyjętych w Konstancji. Sobór na Lateranie odbył tylko 12 posiedzeń w ciągu pięciu lat. Wzmocniono nadzór biskupów nad klasztorami. Skrytykowano kaznodziejów, którzy grożą i krzyczą, głoszą zmyślone cuda, błędy i fałszywe przepowiednie. Powtórzono odwieczne zakazy symonii, by “na zawsze została usunięta nie tylko z kurii rzymskiej", lecz i całego chrześcijaństwa. Brzmiało to ładnie, ale mało znaczyło bez konkretnego zmierzenia się z korupcjogennymi sytuacjami. A stanowy egoizm wyraziło postanowienie: kto ma więcej niż cztery parafie czy wyższe godności, ma się do dwóch lat zrzec pozostałych. Żałośnie też wyglądało apelowanie do kardynałów, by przynajmniej raz w roku odwiedzali swe tytularne diecezje, choćby przez zastępcę.

Nakazano cenzurę książek i denuncjowanie bluźniących przeciw Bogu lub Maryi (przeciw świętym - karać łagodniej!). Gdy jest to plebejusz - zostanie wtrącony do więzienia, szlachcic - zapłaci 25 dukatów (za drugim razem 50), kapłan - utraci roczny dochód. Z tego po jednej trzeciej (plus 10 lat odpustu) otrzymają sędzia oraz donosiciel, a reszta zostanie obrócona “na potrzeby budowy bazyliki Księcia Apostołów w Rzymie". Nie wiadomo, jaka część murów świątyni powstała dzięki takim ofiarodawcom.

W sumie reforma Lateranum V to więcej niż papież i kuria mieli wolę zrealizować, a grubo za mało, by powstrzymać reformacyjne trzęsienie ziemi, jakie miało nawiedzić Kościół osiem miesięcy po zakończeniu soboru.

Trydencki: późno, z oporami, na wyrywki

Od wystąpienia Lutra minęło aż 28 lat, nim w Kościele zdołał się zebrać tak konieczny sobór. Na jego wiążące postanowienia końcowe trzeba było czekać jeszcze 18 lat, choć same obrady, toczące się w trzech turach (po 17, 12 i 23 miesiące), zajęły tylko czwartą część tego czasu. Najpierw zabiegał o sobór cesarz Karol V, licząc że głęboka reforma Kościoła umożliwi opanowanie religijnej rewolucji w Rzeszy. Rewolucji bał się też papież Klemens VII (1523-34), ale jeszcze bardziej lękając się zdecydowanej reformy, zwlekał. Tymczasem reformacja, która początkowo szerzyła się dzięki panującemu przekonaniu, że jest ruchem odnowy wewnątrzkościelnej, przekształcała się w oddzielne Kościoły krajowe.

Dlaczego papież bał się reformy? Bo objąć miała “głowę i członki", czyli nie tylko księży i wiernych, ale i całą hierarchię, z papiestwem włącznie. Powiedziała to wprost powołana przez papieża Pawła III przed zwołaniem soboru Komisja naprawy Kościoła, wskazując że do głównych źródeł nadużyć należy przekonanie, że papież jest panem wszystkich beneficjów, zatem może z nimi czynić, co zechce, nie popełniając korupcji. Tak bowiem uzasadniano szafowanie dyspensami, papieski nepotyzm, nominacje nie liczące się z potrzebami wiernych (brak wykształcenia czy praktyki duszpasterskiej mianowanych, powoływanie na stanowiska obcokrajowców, nieletnich itd.), dawanie jednemu po kilka biskupstw, opactw czy parafii, a więc godzenie się na zgarnianie dochodu przez figurantów, nieobecnych na miejscu i wyręczających się w obowiązkach zastępcami.

Winni byli nie tylko sami zapobiegliwi beneficjenci. Tak papież, jak król, nadawali biskupstwa jako źródło utrzymania kurialnych kardynałów czy wynagrodzenie za służbę dworskich duchownych. Jeśli w takim systemie zdarzał się gorliwy biskup, miał i tak ograniczony wpływ na dobór i kontrolę duszpasterzy. Obsadzając probostwa, musiał uwzględniać prawa patronackie spadkobierców fundatora. Klasztory i ich kościoły były zaś przeważnie wyjęte spod władzy biskupiej (egzempcja) i podlegały wprost papieżowi, choć możliwość realnego rozeznania sytuacji i nadzoru ze strony dalekiego Rzymu była niewielka.

Reformacyjne zakwestionowanie znacznej części kościelnego pojmowania wiary wymuszało skupienie się soboru na obronie doktryny i odrzucanych struktur, a zatem nie na akcentowaniu wspólnego ochrzczonym kapłaństwa (na tym poprzestawali protestanci), lecz kapłaństwa hierarchicznego. Na podkreślaniu, a nie na zmniejszaniu dystansu między duchownymi a świeckimi. Sobór, pracując na zagrożonych odcinkach wiary, dał jej niezbyt harmonijny, ale klarowny, ważny w epoce zamętu wizerunek. Z wytyczonymi ostro granicami prawowierności, bronionymi przed inaczej myślącymi za pomocą powtarzanego ostrzeżenia: “Gdyby ktoś mówił, że... - niech będzie wyklęty".

Soborem kierowali papiescy legaci. Równolegle do posiedzeń plenarnych obradowało zgromadzenie teologów służących informacją i ekspertyzą (wszak droga do biskupstwa rzadko prowadziła przez poważne studium teologii) ojcom soboru. Precyzując katolicką naukę nie definiowano tego, co było sporne między szkołami teologicznymi. Tak było np. w przypadku dużego tekstu doktrynalnego o usprawiedliwieniu czy o Piśmie św. i Tradycji (nie wyjaśniano ich wzajemnej relacji).

Co jednak z drugą, dyscyplinarną częścią postanowień soboru? Czy pozostała w tradycyjnej konwencji nakazów i zakazów kierowanych z wyżyn świętej władzy do ganionych podwładnych, czy też wyrażała uznanie wspólnych win i gotowość nadrabiania zaniedbań na każdym szczeblu, wspartą konkretnymi decyzjami, sprzyjającymi poprawie systemu doboru ludzi i określeniu ich niezbywalnych powinności?

Spierano się, czy obowiązek przebywania biskupów w swoich diecezjach wynika z prawa boskiego czy kościelnego. Pierwsza opcja (bronili jej biskupi hiszpańscy) oznaczała: biskup ma władzę wprost od Boga, nie przez papieża, jest pasterzem swojego Kościoła, a nie urzędnikiem, którego papież może dyspensować od osobistego kierowania diecezją, by mógł działać w rzymskiej kurii czy na królewskim dworze. Gdyby przyjęto takie stanowisko (przeciwnego bronili zwolennicy papieskiego absolutyzmu, a zwłaszcza kurialni biskupi-figuranci), papież nie mógłby już ani wynagradzać swoich urzędników biskupstwami, ani pozwalać na to samo monarchom. Gdyby.

Kompromis ojców soboru w 1547 r. polegał na tym, że wprawdzie zaostrzono obowiązek rezydowania biskupów w diecezjach, nie rozstrzygnięto jednak drażliwej kwestii: boskie to, czy kościelne prawo. Dzięki temu nieograniczona władza papieska uszczupleniu nie uległa, ale że nie zechciała przyjąć czy sobie nałożyć prawnego samoograniczenia, sama nie świeciła przykładem tego, co egzekwowała od innych. Mimo bowiem znacznego w XVI-XVII w. ograniczenia praktyk kumulacyjno-absencyjnych, nie brakowało papieży obdzielających swych krewniaków i faworytów beneficjami czy mianujących biskupami młodocianych królewiczów oraz monarszych sekretarzy nie po to, by ci zajęli się pasterzowaniem. Gdyby w Trydencie odcięto możliwość dyspensowania od kumulacji, wtedy prawie szczelną zaporą przeciw nadużyciom byłoby postanowienie soboru: gdyby ktoś “odważył się posiadać liczne probostwa, bądź inne beneficja kościelne" wbrew dawnym zakazom (czyżby nie wiedziano, że już tamte zakazy rozmyły się przez papieskie dyspensy?), utraci je “mocą samego prawa". A beneficja, z którymi się wiążą pastoralne obowiązki, “mają być przyznawane osobom godnym i odpowiednim, takim które będą mogły rezydować w danym miejscu oraz osobiście wykonywać swe czynności duszpasterskie".

Wymagając tego zdecydowanie i nazywając czerpanie dochodów przez przebywających poza biskupstwem grzechem ciężkim, papież Paweł V (1605-21) obdarował przecież swojego siostrzeńca, mianowanego kardynałem, wieloma urzędami i beneficjami. Surowa dyscyplina posoborowa złagodniała bowiem w Rzymie od Sykstusa V (1585-90), który wykreował naśladowany przez niejednego następcę typ nepotyzmu: jeden z papieskich familiantów szedł w kardynały obrastając w godności i dobra, drugiego papież (sam nieraz skromnego pochodzenia) hojnie wyposażał i żenił z przedstawicielką wielkiego rodu, co dawało początki dziedzicznej świetności papieskiej rodziny. Rozliczał ją potem nieraz ostro następny papież, po czym nierzadko sam uprawiał nepotyzm. Czynili to szczególnie Grzegorz XIV, Klemens VIII, Grzegorz XV, Urban VIII, Innocenty X, Aleksander VII, Klemens X, Aleksander VIII. Dopiero w 1692 r. Innocenty XII wydał postanowienie, że papież nie może nadawać swym krewnym urzędów i posiadłości, co znacznie ukróciło watykański nepotyzm.

Jak dyspensowanie od zakazów kumulacji i obowiązku rezydowania zależało głównie od papieży, tak i los innych elementów trydenckiej reformy był w ręku jej bezpośrednich wykonawców. Seminaria zakładali rychło lub opieszale, na kilku lub na wielu alumnów, z dłuższym lub paromiesięcznym programem edukacji - biskupi. Żywiołowy zaś kult świętych obrazów, traktowanych przez wiernych i księży przeważnie jak uobecnienie czy sobowtór postaci, rozwijał się bez większego liczenia się z soborowymi zastrzeżeniami i wskazaniami.

Teksty Tridentinum, uchwalane na plenarnych sesjach soboru, zostały przez wydawców uzupełnione dokumentami międzysesyjnymi. Są to dekrety dotyczące zawieszenia i ponownego zwołania soboru, a także materiał, nad którym dyskutowano na sesjach: twierdzenia heretyckie, które badano i odrzucano (w ten sposób Luter i Kalwin wywarli wpływ na znaczną część soborowych uchwał...), kwestie do rozwiązania, rozbieżne głosy w dyskusjach (zwłaszcza o sakramentach), ekspertyzy teologów i źródła, na jakie się powoływali... Takie odwiedziny w warsztacie pracy uczestników soboru pomagają lepiej rozumieć jego uchwały.

Watykański pierwszy: dalszy krewny drugiego

Jak sobór trydencki reformacji, tak watykański I miał się przeciwstawić pochodowi ,,racjonalizmu lub naturalizmu", gdyż wskutek “szalejącej wokół bezbożności" wielu katolików zwiodły obce nauki, zniekształcające sens dogmatów - powiedziano w soborowej konstytucji “O wierze katolickiej". Działo się to wszak już po wystąpieniu Marksa i Darwina, i po ogłoszeniu w 1864 r. przez Piusa IX “Syllabusa" wyliczającego rozliczne błędy epoki (m.in. ateizm, panteizm, socjalizm, komunizm, liberalizm). W konstytucji “O Kościele Chrystusowym" sobór zdefiniował dogmatycznie prymat i nieomylność papieską. Dyskusja nad tą drugą była burzliwa, a głosowanie niejednomyślne. Uchwaleniu większości przygotowanych projektów przeszkodził wybuch wojny francusko-pruskiej i zajęcie resztek Państwa Kościelnego przez wojska Królestwa Włoch. Pius IX bezterminowo odroczył sobór.

Zwołując następny w to samo miejsce, prawie sto lat później, Jan XXIII mówił: Kościół często potępiał błędy. Dziś jednak “woli uciec się raczej do lekarstwa miłosierdzia niż potrząsać bronią surowości. Uważa on, że zamiast potępiać, lepiej odpowiada potrzebom naszej epoki uwydatniając bardziej bogactwo swojej doktryny".

Dokumenty soborów powszechnych, t. 4 (1511-1870), opr. A. Baron, H. Pietras, Kraków 2004, Wydawnictwo WAM, ss. 1000.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2005