Wieloryby i polityka

P onieważ "Tygodnik Powszechny piórami Krzysztofa Kozłowskiego i Michała Zielińskiego dosyć srogo rozprawił się w poprzednim numerze z nową ekipą rządzącą, mogę sobie oszczędzić tematów krajowych. Zajmę się raczej tym, o czym się u nas mało mówi i pisze.

03.02.2006

Czyta się kilka minut

Prezydent Chirac oświadczył publicznie, że nie wyklucza możliwości francuskich ciosów atomowych wobec państwa, które sprzyja terroryzmowi. Wywołało to okropny strach wśród elity politycznej Niemiec. Kolejni politycy tłumaczyli przed kamerami, jaka to zgubna, nonsensowna i szkodliwa koncepcja, i wzywali, by Chiraca od niej odwieść. Tygodnik "Der Spiegel", zapowiadając podróż Angeli Merkel do Francji, zapewniał wręcz, że pani kanclerz będzie surowo strofowała swego gospodarza za ten wyczyn. Tymczasem pani Merkel występując wraz z Chirakiem, pochwaliła go, uznając jego głos za rozsądny.

Zapleczem tej sprawy jest kwestia szans wyhamowania irańskiego programu atomowego. Amerykanie próbowali, na razie bez sukcesu, sporządzić nowy typ ładunków nuklearnych, które wbijają się w grunt na kilkanaście metrów i wywołują głęboką eksplozję podziemną, co miałoby służyć niszczeniu perskich baz. Niektórzy mówią, że już w przyszłym roku, inni - że dopiero za dwa lata Iran będzie dysponował dostateczną ilością uranu. Z punktu widzenia politycznego zaatakowanie Iranu, nawet gdyby osiągnęło cel bezpośredni, wywołałoby burzę na całym Bliskim Wschodzie i wzmogłoby nastroje antyamerykańskie. A prace nad irańską bombą zostałyby zahamowane tylko na pewien czas. Gdyby towarzysz Stalin żył, zrobiłby z tym skutecznie porządek; przypuszczam, że kazałby przesiedlić na Syberię jakieś 10-15, a może i 20 milionów Persów, żeby im się w głowach nie poprzewracało.

Sytuacja jest wyraźnie patowa: obecny prezydent Iranu ma pomysły zupełnie szalone, chce Izrael zlikwidować albo przenieść na Alaskę. Do tego najodważniejszy strateg izraelski, czyli Ariel Szaron, ciężko zachorował i wprawdzie jeszcze żyje, ale do polityki już na pewno nie wróci. A wybory w Autonomii Palestyńskiej wygrał Hamas... Ciekawa rzecz, że na świecie zawsze mamy jakieś kłopoty.

Może dlatego głównym moim zajęciem w minionym tygodniu było śledzenie smutnej (dla mnie przynajmniej) przygody kaczonosego wieloryba, który, płynąc z Atlantyku na Morze Północne, zabłądził na wody Tamizy i dopłynął aż do Londynu, 60 kilometrów od ujścia rzeki! Anglicy zrobili wiele, by go uratować, a olbrzymie tłumy przyglądały się tym działaniom z wybrzeży i mostów. Niezbyt wielki (oczywiście w wielorybiej skali) sześciometrowy wieloryb, ważący blisko sześć ton - waga słonia! - został wciągnięty przy pomocy pontonów na pokład barki, która ruszyła w stronę morza, bo sam się wydostać nie potrafił. Był zresztą niezdrów, ranny, krwawił. Zespół medyczno-weterynaryjny dawał mu 50 procent szans na przeżycie, wieloryb jednak umarł prawie u końca drogi. Śledzenie tej historii w niemieckiej telewizji całkowicie wymiotło z mojego umysłu nasze polskie perypetie polityczne, zajęty losem wieloryba nie miałem czasu dowiadywać się, co się dzieje w kraju.

Wracając jednak do polityki: bardzo mi się podobają rządy pani Merkel. Nie idzie ona wcale w ogonie spraw niemieckich, wykazuje inicjatywę i można by się tylko modlić o to, żeby ktoś równie rozsądny znalazł się na czele naszego państwa. Niestety - nie ma tak dobrze. Nie byłem najgorszego zdania o nowym premierze, ale wciąż ktoś wiesza na nim rozmaite psy. Braci Kaczyńskich, a przynajmniej Jarosława, zgubi - obawiam się - zachłanność na władzę. O rzeczach najważniejszych, jak dywersyfikacja źródeł energii, najmniej się dziś mówi, wszyscy są zajęci doraźnymi grami. Radek Sikorski zapowiedział gwałtowne wzmożenie unowocześniania naszych sił obronnych, chce to jednak robić ze środków budżetowych. Z tej mąki pancernego chlebka nie będzie; można co najwyżej kupić ze dwa-trzy supernowoczesne samoloty i może jeszcze jakąś kanonierkę.

Kiedy siedzimy zimowymi wieczorami po kolacji, żona i jej siostra opowiadają, co się działo podczas wojny w majątkach, w których spędziły dzieciństwo: w Jagielnicy Lanckorońskich, potem w Kawęcinach, gdzie ich ojciec przejął dzierżawę, wreszcie w majątku dziadków, Gaiku, którego ruiny znajdują się dziś pod wodami Zalewu Dobczyckiego. Wydaje mi się zdumiewające, że w Polsce nie powstało dotąd - a może się mylę? - wielkie opracowanie zbiorowe pod tytułem "Zagłada ziemiaństwa polskiego po 1945 roku". Przecież z każdym rokiem coraz mniej jest ludzi, którzy przeżyli to na własnej skórze! Moja wiedza jest szczątkowa i z drugiej ręki, świadom jestem jednak, że straty były straszliwe. Może pod nowymi rządami ktoś przygotuje takie opracowanie?

Kiedy napisałem o nawrocie niebezpieczeństwa nuklearnego, jeden z czytelników przysłał list, w którym tłumaczy, że konflikt nuklearny jest niemożliwy, ponieważ oznaczałby koniec cywilizacji i nikt nie odważy się go wywołać. Akurat w tymże czasie pani Merkel wsparła w Paryżu prezydenta Chiraca... Bush niewiele może, strwonił siły, które nie wiadomo po co wysłał do Iraku. Do tego znów odezwał się Bin Laden, kilkakrotnie już pochowany. Przewidywanie biegu świata jest dziś niesłychanie utrudnione; najlepiej zajmować się wyłącznie wielorybami.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2006