Wielka próba

Okazało się, że Jean Vanier i jego duchowy mentor stworzyli wokół siebie coś w rodzaju sekty, która pozwalała im na zaspokajanie pragnień seksualnych kosztem kontrolowanych przez nich kobiet.

02.03.2020

Czyta się kilka minut

 / GRZEGORZ KOZAKIEWICZ / FORUM
/ GRZEGORZ KOZAKIEWICZ / FORUM

Dziś rano mieliśmy spotkanie całej wspólnoty. Jest nas przeszło setka. Cisza tego spotkania była porażająca” – napisała moja przyjaciółka, mieszkająca w jednej ze wspólnot Arki (­L’­Arche) w zachodniej Europie. Spotkanie odbyło się rankiem 24 lutego, dwa dni po tym, jak przez media przetoczyła się fala wstrząsających informacji na temat zmarłego w ubiegłym roku Jeana Vaniera. „Założyciel Arki przez kilka dekad wykorzystywał seksualnie kobiety” – brzmiały nagłówki na portalach internetowych.

Liderzy Arki – federacji wspólnot tworzonych przez osoby z niepełnosprawnością intelektualną i towarzyszących im wolontariuszy – zamierzali zawczasu przygotować członków ruchu na ten wstrząs. Jednak informacja o raporcie, który zlecili i którego streszczenie miało trafić najpierw do odpowiedzialnych za wspólnoty, przedostała się do mediów, zanim streszczenie zostało rozesłane.

– Najtrudniejsze były pytania osób – usłyszałem od mojej przyjaciółki („osoby” to w języku Arki niepełnosprawni członkowie wspólnot). – Wiele z nich rozumie, jakie są zarzuty wobec ­Jeana. Pytają: „Czemu to ogłoszono?” i „Jak on mógł to robić?”.

Zwłaszcza drugie pytanie zadawali sobie w tych dniach także wszyscy, dla których Jean Vanier był kimś ważnym: autorytetem, świadkiem, przewodnikiem. A takich ludzi – na świecie i w Polsce – jest bardzo wielu. Jean to nie tylko twórca Arki, ale też współzałożyciel ruchu „Wiara i Światło”. Ten ruch także jest skupiony wokół osób z niepełnosprawnością intelektualną, jednak jego członkowie nie mieszkają razem, lecz spotykają się i przyjaźnią. Wiele osób poznało Vaniera jako inspirującego rekolekcjonistę i wykładowcę. Jeszcze inni znają go z książek, których napisał kilkadziesiąt: „Każda osoba jest historią świętą”, „Wspólnota miejscem radości i przebaczenia”, „Odnaleźć pokój”, „Tajemnica Jezusa”, „Mężczyzną i kobietą stworzył ich”. Na egzemplarzu tego ostatniego tytułu mam nawet osobistą dedykację autora...

„Nie mogę się pogodzić...”

Pierwsza wspólnota Arki powstała w 1964 r. U jej początków, oprócz Jeana Vaniera, stał dominikanin o. Thomas Philippe. Vanier z uporem podkreślał że o. Philippe nie był współzałożycielem Arki, a jedynie zainspirował go do pójścia w tym kierunku. Ta uporczywość była trochę dziwna – mówią dziś osoby, które znały Jeana blisko. Dla interesujących się korzeniami tego ruchu było oczywiste, że bez udziału o. Thomasa wiele rzeczy po prostu by się nie wydarzyło. Zresztą Vanier zawsze wypowiadał się o nim z największym szacunkiem, a pod koniec życia z równym uporem bronił go przed zarzutami, które okazywały się coraz poważniejsze. „Nie mogę spokojnie pogodzić tego, co o nim wiem, z tym, co słyszę na jego temat” – miał powiedzieć podczas jednej z rozmów, kiedy spytano go, czy wiedział o podejrzanych praktykach o. Thomasa.

Poznali się na początku lat 50. ubiegłego wieku. Jean, dobrze zapowiadający się oficer kanadyjskiej marynarki, właśnie porzucił karierę wojskową, by poświęcić się poszukiwaniom duchowym. Jego pobożna matka, Pauline ­Vanier, która jako żona ambasadora kanadyjskiego we Francji miała nad Sekwaną liczne kontakty, postanowiła zapoznać syna z cenionym duszpasterzem, o. Thomasem Philippe’em. Ten namówił Jeana, aby wstąpił do stworzonej przez niego wspólnoty Eau Vive (Żywa Woda), która skupiała studentów chcących lepiej poznać chrześcijańską duchowość. Równocześnie Jean zaczął studia przygotowujące do kapłaństwa.

Jednak wokół wspólnoty szybko pojawiły się kontrowersje. Przez lata mówiło się, że miały charakter teologiczny. O. Philippe nie był żadnym „progresistą”, ale w swoim nauczaniu pozwalał sobie na dość swobodne interpretacje Ewangelii i doktryny katolickiej. W 1956 r. władze kościelne zażądały, żeby inni członkowie wspólnoty zerwali wszelkie kontakty z założycielem, który został przez Święte Oficjum (czyli obecną Kongregację Nauki Wiary) ukarany całkowitym zakazem publicznego i prywatnego sprawowania funkcji kapłańskich. Vanier wielokrotnie podkreślał, że oskarżenia o odstępstwa od kościelnej ortodoksji nie miały podstaw. Przez pewien czas twierdził wręcz, że późniejsze wewnątrzzakonne śledztwo ich nie potwierdziło (ufając jego osobistej opinii, jeszcze niespełna rok temu na łamach „TP” również napisałem, że oskarżenia wobec o. ­Philippe’a były niesprawiedliwe).

Vanier nie przestał kontaktować się ze swoim ojcem duchowym. Porzucił za to myśl o zostaniu księdzem i skierował się w stronę filozofii. Na początku lat 60. o. Philippe zaprosił go do małego miasteczka Trosly-Breuil (80 km od Paryża), gdzie w domu opieki dla mężczyzn z upośledzeniem umysłowym Val Fleuri pełnił obowiązki kapelana. (Nie jest jasne, jak na razie, w jakich okolicznościach cofnięto nałożoną nań karę; dominikanie właśnie rozpoczęli wyjaśnianie tej sprawy). Ta wizyta zmieniła plany Jeana, który już zaczął wykłady z etyki na uniwersytecie w Toronto. Postanowił kupić w Trosly mały domek i zamieszkał w nim z dwójką mężczyzn, którzy wcześniej byli pensjonariuszami domu opieki. Prowadzili proste życie, wypełnione pracą, modlitwą i – Jean bardzo lubił to słowo – świętowaniem. Właśnie tak powstała pierwsza Arka, która stała się wzorem dla następnych wspólnot. O. Philippe został jej kapelanem i towarzyszył w rozwoju ruchu w kolejnych latach.

„Czemu to ogłoszono?”

W 2014 r. – kiedy o. Thomas nie żył już od 21 lat, a Jean skończył 86 i nie pełnił już żadnych funkcji w Arce – do liderów ruchu dotarły informacje, że dominikanin jako kierownik duchowy wykorzystywał seksualnie zgłaszające się doń kobiety. Liderzy natychmiast poprosili o kościelne śledztwo w tej sprawie. Śledczy potwierdzili zarzuty: stosując pokrętną argumentację teologiczną, o. Philippe potrafił skłonić niektóre z szukających u niego pomocy kobiet do kontaktów seksualnych. Kobiety były pełnoletnie i nie były niepełnosprawne, duchowny miał jednak nad nimi „psychiczną i duchową władzę” (to cytat z wyników śledztwa). Tłumaczył im m.in., że w kontaktach z nim doświadczają „specjalnej łaski”, o której nie powinny nikomu mówić, bo „inni tego nie zrozumieją”.

Zaniepokojeni tymi rewelacjami odpowiedzialni za nich dwukrotnie zapytali Vaniera, czy wiedział o postępowaniu swego duchowego ojca. Jean ­dwukrotnie zaprzeczył. Jednakże w 2016 r. wpłynęło kolejne świadectwo, tym razem kobiety, która o podobne czyny oskarżyła samego założyciela Arki. Vanier przyznał, że w latach 70. miał kontakty z tą kobietą, ale był przekonany, iż doszło do nich za obopólną zgodą. Kiedy w marcu 2019 r. pojawiła się kolejna kobieta z podobną historią (liderzy wciąż zbierali informacje, chcąc się upewnić, czy nie było więcej podobnych przypadków), postanowiono śledztwo powierzyć firmie przygotowanej profesjonalnie do tego typu badań. Umowę z firmą podpisano w kwietniu, ale właściwe śledztwo rozpoczęło się krótko po śmierci Jeana Vaniera, który zmarł 7 maja.

Śledztwo objęło wszystkie etapy: zarówno to, co działo się we wspólnocie Eau Vive, jak początki Arki, a także okres późniejszy, kiedy Arka się rozwijała, a jej założyciel i jego duchowy ojciec pozostawali w bliskim kontakcie. Dla oceny przebiegu śledztwa i jego wyników powołano dodatkowo dwóch zewnętrznych audytorów, posiadających doświadczenie w tego typu sprawach. W ciągu następnych miesięcy przesłuchano kilkudziesięciu świadków i przeglądnięto archiwa, m.in. przechowaną przez zakon dominikanów korespondencję Jeana Vaniera z lat 50., w tym 184 listy od o. Philippe’a. W bardzo trudnym momencie, kiedy z wielu stron rozlegały się głosy, że trzeba rozpocząć proces beatyfikacyjny Vaniera, liderzy Arki poznawali kolejne fakty, które przedstawiały bliskiego im człowieka w innym świetle.

Trzeba podkreślić niezwykłą odwagę tych ludzi. Śledztwo burzyło przecież nie tylko obraz założyciela, za którego przykładem poszli. Burzyło też wyobrażenia o początkach Arki. W późniejszych komentarzach pojawiać się będzie często słowo „sekta”: rzeczywiście, wyniki śledztwa wskazują, że o. Philippe i Vanier, wykorzystując swój autorytet, stworzyli wokół siebie coś w rodzaju struktury, która pozwalała im na zaspokajanie swoich pragnień kosztem kontrolowanych przez nich kobiet. Struktura ta działała trochę wewnątrz, a trochę na obrzeżach Arki; nie objęła mieszkających w niej niepełnosprawnych, nie zdominowała też ruchu, który ostatecznie rozwinął się w międzynarodową sieć wspólnot.

Niemniej samo odkrycie, że istniała, musiało być dla odpowiedzialnych za Arkę wielkim szokiem. „Jesteśmy świadomi, jak wielki zamęt i ból zostanie spowodowany tą informacją” – piszą w liście komentującym wyniki śledztwa. „Pomimo tego, że w ciągu swojego życia Jean uczynił wiele dobrego, co nie podlega wątpliwości, będziemy musieli przeżyć żałobę po utracie ukształtowanego sobie wcześniej pewnego wizerunku Jeana i początków L’Arche”. W tym samym liście liderzy zapewniają o wprowadzeniu dodatkowych procedur, które pozwolą wyłapywać podobne przypadki, i tłumaczą, dlaczego zdecydowali się na ujawnienie przykrej prawdy. „L’Arche nie ma przyszłości, jeżeli nie jesteśmy w stanie spojrzeć na naszą przeszłość otwartymi oczyma. To, czego się dzisiaj dowiadujemy, jest ogromnym ciosem i powodem wielkiego zamętu, ale to, co tracimy w postaci poczucia pewności, mamy nadzieję pozyskać w obszarze większej dojrzałości”.

„Jak on mógł to robić?”

Co odkryto? Odkryto najpierw, że zarzuty wobec wspólnoty Eau Vive nie dotyczyły tylko głoszonej przez o. Philippe’a „fałszywej mistyki”, ale też inspirowanych nią praktyk o charakterze seksualnym (Vanier również brał w nich udział). Według ustaleń śledztwa, opierającego się w znacznym stopniu na źródłach zebranych w latach 50., kobiety uczestniczące w tych praktykach wyrażały na to zgodę. Niemniej nieprawdą jest, że w kontrowersjach wokół Wody Żywej „chodziło tylko o teologię”. Słysząc o nowych zarzutach wobec o. Philippe’a, Vanier konsekwentnie zaprzeczał, jakoby wiedział coś na ten temat. Dziś wiemy, że kłamał.

Po rozwiązaniu Eau Vive w 1956 r. jej założyciel otrzymał zakaz kontaktowania się z młodymi ludźmi, którzy ją tworzyli. „Pomimo tego”, czytamy w liście liderów Arki, „o. Thomas Philippe, Jean oraz kilka kobiet pozostało w kontakcie aż do założenia L’Arche w 1964 r. Niektóre osoby z tej grupy były w naszej wspólnocie w Trosly na samym początku L’Arche oraz uczestniczyły w życiu ­L’Arche przez wiele lat, nigdy nie ujawniając charakteru swoich pierwotnych relacji”. To tłumaczy konsekwencję, z jaką Jean Vanier wystawiał o. Philippe’owi jak najlepsze świadectwo, rozwiewając równocześnie wątpliwości co do jego wcześniejszych działań. „Zdradzić go, zostawić to byłoby tak, jakbym popełnił samobójstwo” – mówił jeszcze w ostatnich latach życia. Trzeba podkreślić, że dzięki związaniu się z Arką autorytet o. Philippe’a bardzo wzrósł, a liczba osób szukających jego rady i sięgających po jego książki stale się zwiększała. Stwarzało to też okazję do kolejnych nadużyć.

Jednak najmocniejszym echem odbił się inny fragment listu. „Dodatkowo w trakcie śledztwa – piszą obecni liderzy Arki – dotarły do nas wiarygodne oraz spójne zeznania obejmujące okres od 1970 do 2005 roku od 6 dorosłych kobiet, bez niepełnosprawności i niepowiązanych z wcześniej wspomnianą grupą osób. Każda z tych kobiet zeznała, że Jean Vanier inicjował z nimi zachowania seksualne, zazwyczaj w kontekście towarzyszenia duchowego. Niektóre z tych kobiet zostały głęboko zranione przez te doświadczenia. Jean Vanier prosił każdą z tych kobiet o zachowanie tych wydarzeń w sekrecie. Kobiety te nie miały wcześniejszej wiedzy na temat swoich wzajemnych doświadczeń, a mimo to każda z nich zeznała podobne fakty związane z bardzo niezwykłymi duchowymi czy też mistycznymi tłumaczeniami wykorzystywanymi po to, aby usprawiedliwić te czynności seksualne. Czyny te wskazują na głęboko kontrolujący wpływ psychologiczny i duchowy nad tymi kobietami przez Jeana Vaniera oraz ujawniają przyswojenie sobie przez niego niektórych dewiacyjnych teorii i praktyk o. Thomasa Philippe’a, które kontynuował przez bardzo długi okres”.

Przyznam, że łatwiej czytać ten zniuansowany opis od cytatów z zeznań, które bez trudu można znaleźć w internetowych relacjach i komentarzach. Dostatecznie wstrząsający jest już sam fakt, że kobiety, które przychodziły po pomoc, dostawały w zamian coś, co było dodatkowym zranieniem. Nie sposób też nie poczuć się źle, czytając, że aby przełamać opór kobiet, Vanier sięgał po język religijny, którym na co dzień posługiwał się, żeby inspirować ludzi do szlachetnych działań. Oczywiście, nie był to dokładnie ten sam język. Kiedy jednak patrzę na przywołane daty, myślę o tym, że właśnie w tym czasie – dokładnie: od końca lat 80. do roku 2005 – wychodziłem poruszony z jego konferencji, jeździłem doń, żeby robić wywiady, a nawet doprowadziłem do wydania po polsku jednej z jego książek.

„Dlaczego milczał?”

W komentarzach, które pojawiły się w pierwszych dniach po ogłoszeniu tych informacji, dominowało rozczarowanie, ból i złość. Dlaczego nic nie powiedział? Dlaczego nie wysłał nam choćby subtelnego sygnału, że żałuje? Dlaczego – to chyba najbardziej bolesne – nie zwrócił się do osób, które wykorzystał? Wydawał się tak spójny i równocześnie tak prosty. Dziś myślimy, że coś musiało umknąć naszej uwadze.

Piotr Wierzchosławski, który znał go bardzo blisko, bo pełnił szereg funkcji w strukturach „Wiary i Światła”, przypomniał na profilu polskiej Arki, że z okazji 90. urodzin Vanier został poproszony o wypełnienie słynnego kwestionariusza Prousta. Zapytany o cechę, jaką najwyżej ceni u mężczyzny, wymienił integralność oraz bycie prawdziwym i sprawiedliwym. A na pytanie o błędy, wobec których byłby najbardziej wyrozumiały, odpowiedział: „Błędy wynikające z uzależnienia od alkoholu, narkotyków, seksu... Osoby, które są nimi dotknięte, głęboko mnie poruszają, gdyż nie potrafią się od nich powstrzymać”. „Czy miał na myśli także siebie?” – zastanawia się Piotr.

Niektórzy komentujący podkreślają, żeby „nie pokładać nadziei w człowieku” i że dojrzałość polega na tym, aby obchodzić się bez autorytetów. Inni dodają: nie trzeba było wynosić go tak wysoko, to upadek tak by nie bolał. Problem w tym, że autorytet Vaniera – przynajmniej dla wielu z nas, nie wiem, czy dla wszystkich – nie był autorytetem „pionowym”, lecz raczej „poziomym”. Trafnie napisał o tym Zbigniew Nosowski (w „Więzi”): szczęście, jakie płynęło ze spotkań z nim, brało się z poczucia, że oto jest ktoś, kto „nie tylko mówi o ubogich, ale z nimi żyje na co dzień”, kto „jest prorokiem współczesnego chrześcijaństwa, ale prorokiem cichym, pokazującym nie na siebie, lecz na Jezusa i ubogich”, kto wreszcie jest „po prostu zwyczajny, pokorny, szczery i autentyczny”. Tego chyba najbardziej będzie teraz brakowało: przykładu, który pociągał, a w trudnych chwilach pomagał się mobilizować.

Ale dzieła zostają. „Arka nie może cierpieć za jego winy”, pisze słusznie Joanna Petry Mroczkowska (Deon.pl). Budująca jest nie tylko postawa liderów Arki, ale też to powszechne oczekiwanie, że zainicjowane przez Vaniera ruchy przetrwają. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2020