Większość żartem, ciut serio

Książka Marka Millera "Sekta. Made in Poland to materiał, zktórego mogło powstać interesujące przedstawienie. Maria Spiss, reżyser otwierającej sezon wStarym Teatrze "Pani Bóg Haliny, najwyraźniej nie miała pomysłu, co znim zrobić.

28.09.2007

Czyta się kilka minut

Książka, powstała w ramach Laboratorium Reportażu na Uniwersytecie Warszawskim, to zbiór wywiadów z byłymi członkami sekt. Poszczególne wypowiedzi przeplatają się, tworząc wielogłos, w którym mniej interesuje nas pojedyncza osoba i jej historia, bardziej - to, co je łączy. W ten sposób książka próbuje ukazać mechanizm funkcjonowania sekt. Temat, który zazwyczaj łączy się z sensacją i kryminałem, u Millera potraktowany został ze skrupulatnością socjologa. Ma to swoje złe strony: książce bowiem bliżej do dokumentacji naukowej niż do reportażu. Co prawda autor, w wywiadzie zamieszczonym w teatralnym programie, opisując swoją metodę montażu mówi o "punktach zwrotnych", "filmie akcji" - do tych obietnic czytelnik nie powinien się jednak przywiązywać.

Spiss, przystępując do pracy nad spektaklem, stanęła przed koniecznością dokonania selekcji materiału z liczącej niemal 300 stron książki i trudnym pytaniem o to, w jaki sposób skomponować go w teatralną całość. Zdecydowała się na najprostsze rozwiązanie: wybrała kilka wątków, z którymi postąpiła w sposób dokładnie odwrotny do metody Millera: na powrót połączyła w całość, oddzieliła jeden od drugiego. Siłą rzeczy w przedstawieniu akcent został przesunięty z tego, co chciało być przekrojem, na urodę poszczególnych historii. Z analizy na anegdotę. Ten pierwszy ruch wiele mówi o całym spektaklu.

Aktorzy siedzą na krzesłach ustawionych w rzędy naprzeciwko widowni - ustawionych w ten sposób prawdopodobnie po to, byśmy się w nich mogli przejrzeć jak w lustrze... Punktowy reflektor wydobywa z mroku kolejnego mówcę, czasem światło rozjaśnia całą scenę, czasem aktorzy wchodzą ze sobą w dialog. W sumie: szlachetnie prosta formuła teatru dokumentu, w którym gra idzie o naturalność przekazu, zbliżenie widza do aktora, stworzenie aury szczerości, bezpośredniości.

Za tą fasadą kryje się jednak teatr zupełnie innej maści. Zamiast powściągliwej, wyważonej, cierpliwej gry, mamy ucieczkę aktorów w łatwe chwyty, którymi na skróty można stworzyć wyrazistą postać. Zasadą jest, aby wyrażone głosem i gestem emocje w skali 1:1 przylegały do wypowiadanych słów. Niekiedy (szczególnie Magda Jarosz) trzeba się dodatkowo wesprzeć charakterystyczną manierą mówienia, elementem kostiumu, by bohater nie miał przed nami żadnych tajemnic... Narysowane w ten sposób sylwetki są, owszem, plastyczne, ale - zbyt czytelne, nieautentyczne. Aktorzy siedzą zatem naprzeciwko, najczęściej zwracają się wprost do nas, ale nie został podjęty żaden wysiłek, aby tę intymną sytuację, jeśli nie pogłębić, to przynajmniej - usprawiedliwić.

Trudno też orzec, co rządziło takim a nie innym wyborem wątków. Najjaśniejsze momenty przedstawienia to te, w których akcentuje się śmiesznostki bohaterów, nieledwie komiczność sytuacji, w których uczestniczyli. Ku takim momentom ciąży inscenizacja - zwieńczenie znajdując w dialogu dwóch pociesznych koleżanek opowiadających o "Kursie cudów". W następującej dalej sekwencji dla odmiany robi się bardzo poważnie. To opowieść o poszukiwaniu Boga, w której pobrzmiewa przesłanie spektaklu: Boga należy szukać w sobie. To teza, przestroga, morał - jak kto woli. Nie wyszłoby to może tak nachalnie, gdyby nie fakt, że ton serio - następujący niespodziewanie i z namaszczeniem - głośno upomina się u widza o uwagę. Zatem albo śmiech, albo powaga - w przedstawieniu ledwo wybrzmiewają tony pośrednie, którymi można by wygrać bardziej interesującą i bardziej autentyczną opowieść.

Ostatecznie z "Pani Bóg Haliny" możemy zaczerpnąć garść chaotycznych informacji o powodach, dla których bohaterowie przystąpili do sekt, oraz przyczynach, dla których odeszli. W tym sensie przedstawienie od biedy realizuje misję wychowawczą. Wątpię jednak, czy to było ambicją Spiss.

"PANI BÓG HALINA", na podst. książki MARKA MILLERA "Sekta. Made in Poland", adaptacja i reż.: MARIA SPISS, scenogr.: Łukasz Błażejewski, premiera w Starym Teatrze w Krakowie 15 września 2007 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk teatralny, publicysta kulturalny „Tygodnika Powszechnego”, zastępca redaktora naczelnego „Didaskaliów”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2007