Wdzięczność

Był wybitnym uczonym i człowiekiem-instytucją, choć przez długie lata nie pełnił żadnej ważnej funkcji. Człowiekiem dobrym i prawym, przyjaźnie i z uśmiechem patrzącym na wszystkich niezależnie od wieku, choć czasem surowo oceniającym naukowe płody kolegów i uczniów.

27.06.2004

Czyta się kilka minut

Na kilka dni przed pójściem do szpitala profesor Lech Kalinowski pojawił się, zapowiedziawszy najpierw wizytę, w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nieczęsto się to od zimy zdarzało. Z trudem dotarłszy na drugie piętro, Profesor złożył na moje ręce, jako obecnego dyrektora Instytutu, podziękowania za opiekę nad Jego ostatnim dziełem - korpusem witraży średniowiecznych na ziemiach polskich.

Zaskoczony, nie potrafiłem znaleźć właściwych słów. A przecież było rzeczą naturalną, że dzieło to - oficjalnie powstające pod auspicjami Polskiej Akademii Nauk i ostatnio przejęte przez Polską Akademię Umiejętności - opracowywano w Instytucie, z którym Profesor związany był przez całe zawodowe życie. Powinienem był wówczas odpowiedzieć, że to nie Profesor nam, a my Jemu jesteśmy dłużni podziękowania. Teraz pozostaje zrobić to w formie wspomnienia.

***

Urodzony 12 września 1920 r., Lech Kalinowski po ukończeniu gimnazjum OO. Jezuitów w Chyrowie przymierzał się do kariery pianisty. Karolina Lanckorońska, wówczas docent na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, zachęciła go do zapisania się na historię sztuki. Studia lwowskie trwały tylko rok, bo zaraz wybuchła wojna. Nie był to jednak czas stracony. Zadzierzgnięta wtedy przyjaźń z prof. Lanckorońską trwała aż do śmierci wielkiej uczonej w roku 2002, a model uprawianej we Lwowie nauki określił sposób patrzenia na historię sztuki przez młodego studenta. Zainteresowania metodologią, żywione przez profesora Władysława Podlachę, śmiałe sięganie przez Karolinę Lanckorońską po tematy z najlepszej sztuki światowej (Michał Anioł!) oraz łączenie studiów nad przeszłością z otwartością na dzieła najnowsze, wpojone przez założyciela lwowskiej katedry historii sztuki Jana Bołoza Antoniewicza, stały się podstawą naukowego warsztatu przyszłego autora “Speculum artis".

W okresie powojennym Lech Kalinowski związał się z Krakowem. Na Uniwersytecie Jagiellońskim ukończył studia i w roku 1949 rozpoczął pracę zawodową. Na dzieje sztuki patrzono tu inaczej niż we Lwowie. Skupiano się niemal wyłącznie na sprawach polskich, metodologia nie odgrywała znaczącej roli, a w dziele dostrzegano przede wszystkim warstwę formalno-stylistyczną. Dużą wagę przywiązywano też do badań archiwalnych. Chodziło o datowanie dzieła, przypisanie go konkretnemu artyście bądź szkole oraz odnalezienie stylistycznego rodowodu.

Tymczasem w roku 1939 niemiecki emigrant, Erwin Panofsky, ogłosił w Stanach Zjednoczonych “Studia z ikonologii". Zawierucha wojenna zahamowała recepcję książki, która dopiero po 1945 roku wyznaczać zaczęła nowe horyzonty badawcze. Stylistycznie ukierunkowana nauka posługiwała się zasadą, wyrażoną przez Aloisa Riegla słowami, że “sztuki plastyczne interesują się nie treścią zjawisk, lecz sposobem, w jaki się ona ujawnia, samej zaś treści dostarczają im poezja bądź religia". Panofsky, postępując za swym hamburskim nauczycielem Aby Warburgiem, myślał odwrotnie: że zobrazowana “treść zjawisk" jest integralną częścią każdego dzieła. Sztuka zatem to nie tylko forma, poddana mniej lub bardziej abstrakcyjnemu i autonomicznemu procesowi przemian, kierowanemu przez niezdefiniowane siły w typie rieglowskiej “woli sztuki" (Kunstwollen), jakiegoś bezosobowego, nadrzędnego względem artysty “chcenia", nakazującego mu tworzyć w takim a nie innym stylu. Sztuka dla Panofsky’ego była częścią kultury, co wyraża się w tematyce dzieł i przekazywanych przez poszczególne tematy treściach. Ważne jest nie tylko to, że jeden krucyfiks ma cechy stylowe romańskie, drugi zaś gotyckie, ale i to, że hieratyczna forma pierwszego, z Chrystusem stojącym na krzyżu i z otwartymi oczami, wyraża typowe dla pobożności wczesnośredniowiecznej przeświadczenie o Ofierze Krzyżowej jako królewskim zwycięstwie nad śmiercią, zaś liryzm lub ekspresja martwego Ciała w przedstawieniu drugim akcentują człowieczą naturę Zbawiciela i zachęcają do naśladowania Go.

Prace uczonych z dawnego ośrodka hamburskiego oraz kontakt ze związaną z nimi Zofią Ameisenową, pracującą wtedy w Bibliotece Jagiellońskiej, zasadniczo wpłynęły na Lecha Kalinowskiego. Jego pierwsza obszerna rozprawa poświęcona została “Genezie Piety średniowiecznej". Choć punktem wyjścia była niewielka rzeźba z krakowskiego kościoła św. Barbary, temat miał wymiar prawdziwie europejski. Lwowska lekcja nie poszła na marne. Wskazując zaś na egejskie, egipskie, greckie i rzymskie źródła tematu, a także posługując się w naukowym dowodzie nie tylko dziełami sztuki, ale i tekstami literackimi, Autor wprowadził do krakowskiego środowiska historyków sztuki “metodę Panofsky’ego".

Metoda ta pełnię swych możliwości ujawniła w dwóch kolejnych, fundamentalnych pracach Lecha Kalinowskiego z lat 50.: “Treściach ideowych i estetycznych Drzwi Gnieźnieńskich" oraz “Treściach artystycznych i ideowych Kaplicy Zygmuntowskiej". Choć ukazały się one drukiem dopiero w latach 1959 i 1960, to jednak - czytane w maszynopisie - oddziaływały na środowisko. Lech Kalinowski w Krakowie i Jan Białostocki w Warszawie torowali ówczesnej polskiej historii sztuki drogę do nowoczesności ucząc, że można i trzeba podejmować nowe wyzwania, a tym samym włączać się w światową dyskusję naukową. Obaj współpracowali zresztą później z samym Erwinem Panofskim oraz innymi liczącymi się postaciami tak europejskiej, jak i amerykańskiej historii sztuki

Lata 50. naznaczone były presją stalinowskich “wypaczeń". Zideologizowana nauka miała wykazywać “postępowy" bądź “wsteczny" charakter poszczególnych epok, akcentować odpowiednio zdefiniowany “rodzimy" charakter sztuki, a także wskazywać na jej “realizm" jako wyraz “słusznej" postawy artystycznej. Lech Kalinowski nie napisał żadnego artykułu w stalinowskim żargonie. Przeciwnie: zarówno romańskie Drzwi Gnieźnieńskie, jak i renesansową Kaplicę Zygmuntowską ukazał na szerokim tle europejskim, wskazując zależności tak stylistyczne, jak przede wszystkim ikonograficzne i ideowe od sztuki zachodniej. Gdy Ksawery Piwocki pisał, że: “Odrębność formy ma w sztuce wielkie znaczenie, gdyż sygnalizuje nieomylnie istnienie odrębnych treści artystycznych i ideologicznych, a więc możliwości stworzenia narodowej sztuki", Lech Kalinowski dowodził włoskiego rodowodu form stylowych Kaplicy Zygmuntowskiej i neoplatońskiego kontekstu zawartych w niej treści ideowych. Na ulubione przez komunistyczną propagandę słowo “ideologia" Profesor był wyjątkowo uczulony, czemu jeszcze po latach dał wyraz w artykule “Sztuka średniowieczna a ideologia".

Pierwsza połowa lat 60. przyniosła wykopaliska pod kościołem i klasztorem Benedyktynów w Tyńcu, zakończone odkryciem reliktów romańskiej architektury, rzeźby i paramentów liturgicznych. Lech Kalinowski nie tylko kierował pracami, ale też opracował naukowo relikty rzeźby kamiennej oraz krzyż, pastorały, kielich i patenę znalezione w grobach opatów.

W następnych latach Profesor publikował prace mniejsze i dotyczące skromniejszej zazwyczaj tematyki: monografie pojedynczych obiektów lub motywów ikonograficznych, artykuły metodologiczne oraz recenzje. Interesowały go jednak zawsze - jak wyznał we wstępie do zbioru swoich studiów “Speculum artis. Treści dzieła sztuki średniowiecza i renesansu" (1989) - dzieła wybitne. Zawężenie pola badawczego wynikało - jak sądzę - z postawienia sobie niezwykle wysokiej poprzeczki. Kolejne artykuły zbliżać się bowiem miały do absolutnej perfekcji. Niewielkie tematy opracowywane były od każdej możliwej strony, z ogromnymi przypisami, gromadzącymi całą światową literaturę; w przypadku książek wydawanych wielokrotnie z podaniem dokładnych dat kolejnych wydań, zaś w przypadku rzeczy tłumaczonych - z wyliczeniem wszystkich wersji językowych.

Nie oznacza to, że Lech Kalinowski zupełnie stronił od tematów ogólnych. Postawił przecież tezę dotyczącą periodyzacji dziejów najdawniejszej sztuki polskiej, wprowadzając termin “sztuka wczesnopiastowska" w miejsce “sztuki przedromańskiej i romańskiej". Na szerokim tle ukazał działalność badawczą wiedeńskiego uczonego Maxa Dvořaka. Wyniesione ze Lwowa zainteresowania metodologią zaowocowały tekstem rozważającym możliwość przeniesienia na grunt historii sztuki modelu języka Romana Jakobsona.

Wiele czasu zabierała Profesorowi dydaktyka. Składały się na nią zarówno świetnie przygotowane i żywo prowadzone wykłady o najistotniejszych problemach sztuki europejskiej, jak i godziny spędzane na konsultacjach z magistrantami, doktorantami oraz wszystkimi, których dręczyły problemy nie tylko naukowe. Lech Kalinowski znajdował czas dla wszystkich. W latach, gdy dostęp do światowej literatury był niełatwy, pożyczał książki z prywatnego księgozbioru i to nie tylko kolegom, ale i studentom. Pośredniczył w przyznawaniu stypendiów zagranicznych Fundacji Lanckorońskich, umożliwiając rzeszy młodszych i starszych uczonych studia w zagranicznych bibliotekach. Był człowiekiem-instytucją, z którym liczyli się wszyscy, choć przez długie lata nie pełnił żadnej ważnej funkcji na Uniwersytecie, a Polska Akademia Nauk nigdy nie przyjęła Go na swego członka. Zaangażował się natomiast bardzo w reaktywację Polskiej Akademii Umiejętności; był jej członkiem czynnym i dyrektorem Wydziału I Filologicznego.

***

W pamięci naszej Lech Kalinowski pozostanie jednak nie jako “pomnikowy" uczony. Zapamiętamy go przede wszystkim jako człowieka dobrego i prawego, przyjaźnie i z uśmiechem patrzącego na wszystkich niezależnie od wieku, choć czasem niezwykle surowo oceniającego naukowe płody kolegów i uczniów. Szczególnie żywe pozostaną chwile rozmowy, kiedy rozważając jakiś problem, Lech Kalinowski - mówiąc słowami profesora Mieczysława Porębskiego - zrywa się i “biegnie do biblioteki, którą przekształcił w warsztat pracy dla nas wszystkich, do swojego gabinetu, po książkę, reprodukcję, notę bibliograficzną niezbędną do należytego ukierunkowania podjętej przez rozmówcę kwestii"...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2004