Wajigasz

Księga Rodzaju 44, 18 - 47, 27

07.12.2010

Czyta się kilka minut

Wreszcie przyszedł moment odkrycia prawdy. Józef nakazuje Egipcjanom, by wyszli z sali. Zostaje sam na sam z braćmi. Chciał być tylko z nimi, bo jak czytamy w Biblii: "nie mógł dalej wstrzymać". Stali przed nim wszyscy bracia i uwierzył im, nie odsłaniając jeszcze swej tożsamości, że są oni oddani ojcu, że kochają syna Rachel, Benjamina. Mógł oddalić straże, bo był pewien skruchy braci i wiedział, że nie są mordercami. Rozpłakał się i płakał tak głośno, że słychać go było w całym Egipcie i na dworze faraona. Te łzy radości midrasz porównuje tylko z końcem czasu. Gdy odnajdą w końcu Boga w swej ziemi, łzy radości połączą się z pamięcią nieopisanych cierpień, które dotykały Żydów przez lata, wydawało się, nieskończonego wygnania. Takie jest przeznaczenie ludu, co wieszczył Jeremiasz: "Oto wyszli w łzach, lecz wśród pociech ich przyprowadzę" (31, 9).

I rzekł wtedy Józef, jam jest brat wasz. "A oni zlękli się oblicza jego". Talmud komentuje tę scenę słowami: "Biada nam w dniu sądu, biada nam w dniu kary! Jeśli bracia byli tak przerażeni, że nie mogli odpowiedzieć na upomnienie brata, a wszak on był tylko ich młodszym bratem, to, co będzie w dniu sądu ostatecznego, gdy Święty Jedyny, Błogosławiony On, będzie domagał się od każdego z ludzi zdania sprawy ze swego życia?".

Dlaczego te słowa Talmudyczni mędrcy uważali za właściwy tej scenie komentarz? Otóż sądzili, że bracia przed te dwadzieścia dwa lat od zaginięcia brata nie szukali go, nie czuli się też winni tego, co zrobili. A gdy prawda wyszła na jaw, zastygli. Te proste słowa "jam jest brat wasz" zerwały wszelkie przesłony kłamstw i niedomówień. Wszystkie samousprawiedliwienia straciły sens. Najlepsze nawet sposoby, których używali, by oczyścić się z zarzutów, nie wytrzymały blasku prawdy. Co stanie się, pytają rabini, w dniu sądu Najwyższego, gdy Bóg każe nam zdać sprawę ze swoich czynów?

Gdy bracia przybliżyli się do Józefa, rzekł im: "nie frasujcie się, nie trwóżcie sobą, żeście mię tu sprzedali; boć dla zachowania żywota waszego posłał mię Bóg przed wami". Słowo "sprzedać" zostaje zastąpione słowem "posłać". W tej historii, pokazuje Józef, nie wy byliście przyczyną, nie wy decydowaliście o moim losie. To nie była sprzedaż, to opatrzność zdecydowała. Nie tylko dlatego, by lud swój ochronić przed głodem, ale również dlatego, by naród przygotował się do swej zbawczej misji. Józef zdejmuje z nich poczucie wstydu. Bracia początkowo nie czują się pewni i wtedy, czytamy w pewnym midraszu, rzekł im: "Jak możecie bracia myśleć, że w mojej mocy jest uczynienie wam coś złego? Jeśli dziesięć płomieni nie mogło zgasić jednego, jak mój płomień mógłby zgasić dziesięć świateł".  Józef ukazuje się braciom jako Boski wysłannik. "Nie wyście mię tu posłali, ale Bóg".

To, co w pierwszym czytaniu było zbrodnią, aktem uprowadzenia, odsłania się w głębszej perspektywie. Cała historia od momentu wysłania Józefa przez ojca z doliny Hebronu stanowiła część boskiego planu i spełnienia nakazu zapowiedzianego Abrahamowi: "Wiedz o tym dobrze, iż twoi potomkowie będą przebywać jako przybysze w kraju, który nie będzie ich krajem i przez czterysta lat będą tam ciemiężeni jako niewolnicy..." (15, 13).

Wielki Raszi komentując sformułowanie "dolina Hebronu", wskazuje na dwuznaczność samego słowa "dolina", które oznacza też miejsce głębokie, i w nim widzi aluzję do wspomnianych słów Boga wypowiedzianych do Abrahama. Dzieło opatrzności jest tajemniczym, głębokim miejscem zakrytym najczęściej przed wzrokiem ludzi.

Gdy skończył przemowę, Józef padł na szyję Benjamina i płakał. Płakali wszyscy, a on płakał nad nimi wszystkimi. Na koniec płakał w smutku, ponieważ widział wygnanie, niewolę i rozproszenie Dziesięciu Plemion między wieloma narodami.

Spełnił się pierwszy ze snów z młodości Józefa. Jedenaście snopów kłaniało mu się na polu. Pozostał drugi sen, gdy kłaniały mu się nie tylko snopy, ale i Słońce oraz Księżyc. Ten spełnił się z przyjazdem ojca, Jakuba-Izraela. Nim jednak wrócili do ojca, synowie wiele dni szli przez pustynię. Przed laty bracia wracali z doliny Dotain, omdlewając ze strachu na myśl, jak będą żyli pod podejrzeniem, że są mordercami chłopca. Teraz siwowłosi wracali, niosąc ojcu nie mniej straszną wieść, że Józef żyje i jest księciem. Bali się, że Jakub, pisał Tomasz Mann, "padnie bez zmysłów na ziemi tak samo jak ongiś, tym razem jednak po prostu umrze z radości, a właściwie z przerażenia szczęściem, i życie Józefa stanie się więc przyczyną jego śmierci".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1951-2023) Socjolog, historyk idei, publicysta, były poseł. Dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego. W 2013 r. otrzymał Nagrodę im. ks. Józefa Tischnera w kategorii „Pisarstwo religijne lub filozoficzne” za całokształt twórczości. Autor wielu książek, m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2010