W złej sprawie

Polexitu nie będzie. W każdym razie nie z powodu sporu o niezawisłość sędziów – już prędzej z powodu zakazu produkcji samochodów spalinowych i znacznych podwyżek opłat za paliwa i ciepło.

19.07.2021

Czyta się kilka minut

Pikieta „Nie dla Polexitu” przed  Sądem Rejonowym we Wrocławiu, 19 lipca 2021 r. / fot. Krzysztof Cwik / Agencja Gazeta  /
Pikieta „Nie dla Polexitu” przed Sądem Rejonowym we Wrocławiu, 19 lipca 2021 r. / fot. Krzysztof Cwik / Agencja Gazeta /

Obrady gremium, które pełni rolę Trybunału Konstytucyjnego, oraz wydany przezeń wyrok na temat tego, czy Polska musi stosować się do poleceń Trybunału Sprawiedliwości UE, w zamierzeniu miały być pokazem suwerenności. Nawet termin rozprawy przesunięto tak, by zbiegł się dokładnie z wyrokiem unijnego sądu w pokrewnej sprawie dotyczącej prawomocności wprowadzonego w ramach „reformy” systemu dyscyplinarnego sędziów i tzw. ustawy kagańcowej. Kwitowanie jednak tego prawniczego skandalu jako etapu wychodzenia Polski z Unii zaciera istotę naszych problemów z członkostwem w UE i możliwych źródeł wzrostu nastrojów antyunijnych.

Owszem, polskie władze robią wszystko, by zachwiać obecnością Polski we wspólnotowym systemie ochrony prawnej, by sprawić, że polskie sądy przestaną być traktowane jako wiarygodne przez swoje odpowiedniki w innych krajach. To faktycznie byłoby koszmarem dla wielu polskich obywateli mających z podmiotami z Unii roszczenia, np. związane z umowami czy spory rodzinne. Ale to jeszcze nie to samo, co wyjście z Unii. Dotychczasowa praktyka wskazuje, że po stronie unijnej nie ma wcale determinacji, by szybko stawiać sprawę na ostrzu noża.

W trwającym od 2016 r. sporze między Warszawą a Brukselą więcej było przeciągania spraw w nieskończoność, naginania proceduralnych ram, politycznych kalkulacji niż otwartych, jednoznacznych gestów. Już kilka razy wydawało się, że zderzenie czołowe pisowskiej władzy z Komisją jest nieuniknione, po czym wszystko plątało się w gąszczu częściowych ustępstw i przełożonych decyzji. Być może to się teraz zmieni, od kiedy w rękach instytucji unijnych znalazł się mechanizm zawieszania wypłat w razie obaw o stan praworządności. Tego jednak nie wiemy, nic tu nie działa automatycznie, będzie przedmiotem przeciągania liny między instytucjami i na pewno potrwa.

Samo kwestionowanie jakichś działań instytucji unijnych, kiedy próbują rozszerzać swoje prerogatywy, nie jest niczym w Unii nowym, z zasady destrukcyjnym, ani nie jest tożsame z żadnym „exitem”. Sęk w tym, że Polska wszczyna kompetencyjny spór niekonsekwentnie, urządzając spektakle na użytek własnego twardego elektoratu, broniąc przy tym pozycji, które nie są do obrony.

Polexitu jednak nie będzie. W każdym razie nie z powodu sporu o niezawisłość sędziów – już prędzej z powodu zakazu produkcji samochodów spalinowych i znacznych podwyżek opłat za paliwa i ciepło. Nie wiadomo, czy Niemcom uda się przeforsować najbardziej radykalne rozwiązania z właśnie zaprezentowanego pakietu „Fit for 55” (czyli tego, co się dotąd zwało Zielonym Ładem). Nawet w łonie Komisji Europejskiej tuż po jego prezentacji pojawiły się pierwsze oznaki pęknięć. O te zapisy będzie się teraz toczyć zażarta i długa walka. Polska, nawet uznawana za pełnoprawnego członka rodziny, i tak nie miałaby przy tym decydującego głosu, bardzo dużo np. zależy od kalkulacji przedwyborczych we Francji. Ale wchodząc w niepotrzebny, krótkowzroczny konflikt o suwerenność w złej sprawie, relegujemy się na jeszcze dalszą orbitę wpływu, ryzykując np. tym, że kiedy zaczną się negocjacje na temat pieniędzy, które mogą załagodzić skutki drakońskich zakazów klimatycznych, dostaniemy mniej, niż byłoby do wzięcia. A wtedy benzyna po osiem złotych może być trudnym testem naszej europejskiej tożsamości.

Jest jeszcze jeden istotny destrukcyjny aspekt serwilizmu Trybunału wobec władzy i ogołocenia go z resztek autorytetu. W sytuacji dramatycznego wyścigu między coraz szybciej roznoszącym się wariantem delta koronawirusa a nie dość powszechną akcją szczepień odpowiedzialna i przewidująca władza może chcieć sięgnąć po silniejsze niż dotąd formy perswazji, a nawet docelowo przymusu. Przykład idzie z Francji i trudno nie dostrzec w decyzjach (i retoryce) Emmanuela Macrona pewnego aspektu zarządzania wojennego. To są decyzje na granicy dotychczasowego naszego pojęcia swobód obywatelskich, naszych przyzwyczajeń w sprawie tego, ile wolno władzy.

Gdyby polski rząd poszedł w ślady Francuzów, podniosłyby się głosy, że decyzje dotyczące np. ograniczenia swobody ruchu niezaszczepionych są sprzeczne z konstytucją – mamy wystarczająco dużo nieodpowiedzialnych środowisk i partii, które mogą chcieć na tym zarobić punkty (grupy zwalczające rzekomy „sanitaryzm” hulają w łonie samego PiS zresztą). Racje medycyny, ochrony zdrowia, dobra publicznego czasami stają w sprzeczności z pewnymi interpretacjami prawa, dobrze jest wtedy móc zaufać prawnikom, którzy poszerzą jego ramy, ale nie dlatego, że dostali telefon z Nowogrodzkiej. Dla przekonania przynajmniej części nieprzekonanych i dla uśmierzenia napięć, jakie powstają, gdy władza narzuca coś, co budzi opór znacznych odłamów społecznych, figura cieszącego się autorytetem Trybunału byłaby niezbędna. Takiego niezależnego arbitra nie ma i ostatnia rozprawa oraz wyrok stanowią jeszcze jeden na to dowód.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2021