W kategoriach wiary

Wojciech Tochman stawia w swoich tekstach pytania właściwe raczej teologii niż reportażowi.

23.03.2010

Czyta się kilka minut

Wydany właśnie zbiór "Bóg zapłać" poza tytułowym reportażem nie zawiera rzeczy nowych. "Mojżeszowy krzak", "Nieobecność", "Schodów się nie pali" czy "Wściekły pies" to dobrze znane teksty, które, mimo że wydane stosunkowo niedawno, zdążyły już wejść do kanonu polskiego reportażu. Po co więc przypominać je raz jeszcze?

Przyczyna wydaje się oczywista: selekcja, jakiej dokonał Tochman, pokazuje szczególny zamysł towarzyszący autorowi właściwie od jego debiutu. Niezależnie od tego, czy rzecz dzieje się w dużym mieście, czy na peryferiach kraju, czy bohaterem jest wzięty prawnik, alpinistka, słynny prezenter radiowy, czy też bezdomny z zanikiem pamięci, Tochman opisuje jedną postać i ślady jej obecności w świecie widzialnym.

To Pan Bóg. Lub, jak kto woli, ślepy los.

Wędrówka Jana

Jeśli bohaterem jest Pan Bóg, pisarstwo Tochmana można zaliczyć do literatury religijnej, tyle że a rebours. W tych głęboko pesymistycznych reportażach nie ma wiele miejsca na cokolwiek poza niezawinionym cierpieniem, bolesnym oczekiwaniem, klęską, rozstaniem, ciemną tajemnicą i głupią, bezsensowną śmiercią, która nadchodzi bez uprzedzenia. Świat większości bohaterów autora "Bóg zapłać" to padół łez, pasmo klęsk, tragedii i rozczarowań. Nawet jeśli pojawia się w nim miłość, jak w "Schodów się nie pali" to nie jako siła sprawcza, pierwszorzędna, wprawiająca świat w ruch. Przypomnijmy: na początku rodzi się potwornie okaleczone dziecko, aberracja, niektórzy w wiosce mówią, że ta brzydota nie może pochodzić od Pana Boga. W  sierocińcu nad dzieckiem pochyla się jedna z opiekunek. Dopiero wtedy zaczyna się wielka, bezwarunkowa miłość, choć puenta, przypomnijmy również, sprawia wrażenie, jakby wokół gromadziło się zło.

Świat Tochmana jest światem generalnie pozbawionym nadziei, kulawym i popsutym, jak z manichejskich ksiąg. Nawet szafarze boskiej tajemnicy wypadają w nim fatalnie - pół biedy, jeśli miotają nimi wątpliwości, znacznie gorzej, jeśli stają po stronie zła, jak w "Atmosferze miłości", zapisie dramatycznej historii molestowanych dzieci z Podkarpacia. Jedynym duchownym z radością i szczęściem spełniającym swoje powołanie jest młody franciszkanin Zdzisław Borowiec. Jest, a raczej był, bo w książce on również ginie dziwną, absurdalną śmiercią.

Symboliczną dla tych reportaży figurą jest Jan z tekstu "Człowiek, który powstał z torów". Dojrzały mężczyzna powraca do świadomości po ciężkim wypadku. Ze swojego życia przed wypadkiem nie pamięta niczego. Powstaje z torów bez dokumentów, wspomnień, zawodu, adresu, umiejętności posługiwania się sztućcami, jest jak Kaspar Hauser nagle wyciągnięty z ciemności. Jan próbuje odzyskać pamięć, zagląda w głąb siebie, poszukując bezskutecznie śladów dawnej tożsamości. W podobnej sytuacji jest wielu innych bohaterów Tochmana - z ciemności wyszarpują ślady dzieciństwa, błąkają się w poszukiwaniu wyjaśnień. Skąd we mnie tak głębokie cierpienie? Dlaczego ciało musi tak strasznie boleć? Dlaczego ona zginęła, a ja żyję? Co stało się z młodszym rodzeństwem? Gdzie jest bliźniak jednojajowy, którego istnienie ukrywano przede mną tyle lat? Dlaczego powołałeś mnie do bycia księdzem i pozwoliłeś, by zamieszkał we mnie szatan?

Czasem kurtyna rozdziera się i przychodzi odpowiedź, jak w przypadku bohaterów "Nieobecności" czy "Bracia i siostry". Częściej jednak wołanie pozostaje bez odpowiedzi i znika w pustce. Tochman opisuje ludzi, którzy kołaczą, ale nie jest im dane. Dlaczego? To również pozostaje tajemnicą.

On zna ten ból

"Bóg zapłać" wydobywa na pierwszy plan jeszcze inny przedmiot reporterskich poszukiwań Tochmana: to pytanie o sens cierpienia dzieci. Na dzieci i młodzież spadają w tym tomie wszystkie plagi. Są ofiarami przemocy seksualnej, rodzą się z nieuleczalnymi chorobami, płoną w autobusie szkolnym, przed bezdusznym systemem sprawiedliwości chronią się w dziurze wykopanej w ziemi; w najlepszym razie, jak w przypadku tytułowego reportażu, przychodzi im żyć w rodzinie człowieka, który bardziej niż wizyty reportera domaga się konsultacji psychiatry. Czy jest w tej przestrzeni miejsce na Boga miłosiernego? Więcej: czy w ogóle jest w niej miejsce na Boga? Tochman stawia te pytania w imieniu rodziców dzieci spalonych w autobusie, w drodze, o paradoksie, na Jasną Górę: "O Bogu, jeśli rodziców o to zapytać, raczej mówić nie chcą. Bo co mieliby powiedzieć: że Boga w autobusie nie było? To gdzie był? Że co to za Bóg, który zabiera ludziom dzieci? Że Bóg jest zły? Kto by tak o Bogu śmiał mówić? Z Bogiem lepiej nie zadzierać, głosu na Boga lepiej nie podnosić. Trzeba się zgodzić, że był jakiś boski plan, którego nie pojmiemy. Trzeba zaufać Bogu Ojcu. Jemu przecież ludzie zabili syna. On zna ten ból. Ale czy na pewno? (...) Czy godzi się takie pytania zadawać? Dobrze jest nie mieć wątpliwości, dobrze jest wierzyć, ufać w boską dobroć".

To nie są pytania nowe. W "Bóg zapłać" brzmią one jednak wyjątkowo mocno, bo poparte są opisanymi detalicznie przypadkami, dla których w ludzkim planie nie sposób znaleźć uzasadnienia. A przecież bohaterowie reportaży Tochmana to ludzie z krwi i kości, tyle że wplątani bez swojej wiedzy w tryby metafizycznej niewiedzy i całkiem dosłownego bólu. Z jakiej przyczyny plan ludzki ma być jedynie mało istotnym dodatkiem do planu boskiego? Odpowiedzi brak. A nawet jeśli się pojawia, wyrażona ustami ludzi, którzy powinni lepiej rozumieć boskie zamiary, brzmi nieprzekonująco i blado. "To była pielgrzymka. To, co się stało, trzeba rozpatrywać w kategoriach wiary" - tłumaczy tragedię spod Białegostoku jeden z duchownych.

Byłoby chyba lepiej, gdyby milczał. Najważniejsze słowa o opisywanych przez Tochmana przypadkach, kiedy na człowieka spada lawina cierpienia, wypowiada w książce zwyczajna kobieta, matka przysypanego w Asyżu franciszkanina. "Zdziś prosto do nieba poszedł. Tylko to, co Bóg robi, powinno być bardziej zrozumiałe dla człowieka". To nie są słowa, które niosą nadzieję. To słowa, które karzą podejrzewać, że jedynym pewnikiem w świecie jest niewiedza. Można z niej wyjść tak jak z lektury książki Tochmana - albo w przekonaniu, że Bóg nie istnieje, albo też z irracjonalną wiarą, że ciemność nie wzięła się znikąd i tkwi w niej głębszy, niemożliwy do zrozumienia za życia, sens.

Wojciech Tochman "Bóg zapłać", Wydawnictwo Czarne 2010

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2010