W Babilonie nie ma wojny

Wygląda na to, że większość Polaków chciałaby wycofać stąd naszych i dać sobie spokój. Wszystko, co wiemy o Iraku, wiemy z mediów, które koncentrują się przede wszystkim na incydentalnych wydarzeniach, jak zamachy czy wpadki wojska. Szkoda, że tak mało w polskich mediach o tym, iż Irakijczycy wciąż potrzebują pomocy w odbudowie i przekształceniu całego systemu edukacyjnego. O braku dostępu do wody, prądu, deficycie leków i opieki medycznej, o dzieciach, które poza wojną i reżimem niczego nie widziały...

23.11.2003

Czyta się kilka minut

Według październikowego sondażu CBOS 57 proc. badanych nie popiera polskiej obecności militarnej w Iraku, według przeprowadzanych w tym samym miesiącu badań GFK Polonia tylko 48 proc. chce wesprzeć finansowo pomoc dla tego kraju. Wygląda więc na to, że większość Polaków chciałaby wycofać naszych z Iraku i dać sobie spokój. Mówi się, że powinniśmy uszanować demokrację i wysłuchać głosu większości...

Trzeba jednak mieć świadomość, że badania te opierają się na bardzo skąpej wiedzy o tym, co naprawdę dzieje się nad Tygrysem i Eufratem. Wszystko, co wiemy o Iraku, wiemy z mediów, które koncentrują się przede wszystkim na incydentalnych wydarzeniach, jak zamachy czy wpadki wojska (usunięcie polskich żołnierzy za pijaństwo). Irak kojarzy się z terroryzmem, krwawymi ofiarami, codziennym zagrożeniem utraty życia. O polskiej obecności militarnej mówi się w kategoriach okupacji i wojny. Trudno się dziwić, że nie chcemy nadmiernie pomagać.

Gdyby Polacy wiedzieli więcej o tym, czym przede wszystkim zajmują się polskie siły stabilizacyjne w Iraku - a zajmują się szkoleniem irackich policjantów, rozpoznawaniem potrzeb szpitali, szkół, rolnictwa, organizowaniem pomocy, patrolowaniem ulic i zapobieganiem przestępczości... Gdyby media więcej mówiły o trudnej sytuacji Irakijczyków, którzy potrzebują pomocy w odbudowie i przekształceniu całego systemu edukacyjnego, o braku dostępu do wody, prądu, deficycie leków i opieki medycznej, o dzieciach, które poza wojną i reżimem niczego nie widziały, o biedzie nieporównywalnej z naszą... sądzę, że wyniki badań mogłyby być nieco inne. Bo czy ktoś napisał o tym, że od czasu, kiedy Polacy przejęli strefę, w Al Hillah pojawił się prąd (wyłączany tylko nocą na trzy-cztery godziny), że nie ma kłopotów z zaopatrzeniem w paliwo i że dzięki temu ludziom łatwiej się żyje?

Codzienność ulicy w Al Hillah (półmilionowego miasta) to nie zamachy i terroryści. Na drogach panuje nieustanny ruch: samochody osobowe, ciężarówki, osiołki, wózki ciągnięte przez dzieci; słychać klaksony i gwizdki policjantów. Rano i po południu na ulicach przeważają uczniowie (szkoły pracują na dwie zmiany, bo nie wszystkie budynki zostały odbudowane): grupki rozgadanych dziewcząt w białych bluzkach i czarnych sukienkach, z chustami na głowie i z książkami w rękach, rozkrzyczani chłopcy, biegnący i wymachujący tornistrami. Wzdłuż ulic ciągną się stragany z winogronami, bananami, owocami granatu, czynne do późnego wieczora. Funkcjonują sklepy z najróżniejszymi towarami, a przed nimi stoją sprzedawcy i namawiają do wejścia. Teraz, w czasie Ramadanu, niestety zamknięte są liczne knajpki i kawiarenki, więc nasza ekipa (troje Polaków, którzy pracują w Al Hillah) musi chodzić do stołówki polskiej jednostki logistycznej, która znajduje się blisko biura Polskiej Akcji Humanitarnej. Warto dodać, że szanując islamski okres postu, nasi pracownicy, podobnie zresztą jak żołnierze, nie jedzą i nie piją w miejscach publicznych.

Wszędzie wre praca: widać robotników krzątających się przy remontach szkół i innych budynków użyteczności publicznej. Zarówno wojsko, jak i nasza organizacja do prac remontowych zatrudnia lokalne firmy, dzięki czemu zmniejsza się bezrobocie. Na ulicach pojawiły się ostatnio grupy sprzątaczy, opłacanych przez tymczasowe władze.

W szpitalach i przychodniach tłumy ludzi oczekujących na przyjęcie. Leczenie jest trudne, bo brakuje leków, środków jednorazowych, sprzętu medycznego.

Trudno też żyje się na wsiach. Tutaj dzieci uczą się w lepiankach, często w szkole nie ma krzeseł ani ławek. Nieraz brakuje wody i elektryczności. Na polach widać ciężko pracujących ludzi: podlewają, zbierają banany, daktyle, wybierają sól z płytkich słonych rozlewisk.

Patrząc na Irak wierzę w to, że ten kraj szybko wyjdzie z kryzysu. Inaczej niż Afganistan, który nie ma tylu dóbr naturalnych. Ludzie chcą stabilizacji; chcą żyć normalnie i się bogacić, zwłaszcza że mają ku temu możliwości - jedne z największych w świecie złóż naftowych. Czy nie chcielibyśmy mieć bogatych przyjaciół, którzy zachowają nas we wdzięcznej pamięci z czasów, kiedy potrzebowali pomocy?

Jednym z argumentów przeciwko obecności polskich sił stabilizacyjnych jest zawód, że jeszcze nie zrobiliśmy w Iraku żadnych interesów. Firmy się żalą, że nie mają kontraktów, sceptycy pytają: no i gdzie te zyski? Ale jak można robić interesy i zawierać kontrakty, jeżeli nie jest się na miejscu? Polscy żołnierze z Governate Support Team i Civil Military Cooperation (zajmujący się sprawami cywilnymi i współpracą z ludnością) pytali mnie, dlaczego nikt nie chce przyjechać. W Al Hillah, i nie tylko tutaj, potrzebne są np. materiały budowlane, wykończeniowe artykuły domowe i szkolne, a także śmieciarki i kubły na śmieci. Ale trzeba tam być.

Nasza fundacja nie narzeka, że nie ma pieniędzy na pomoc dla Iraku. One są na miejscu - wystarczy mieć dobre rozpoznanie i przedstawiać projekty partnerom z USAID (agencja rządu amerykańskiego, zajmująca się pomocą humanitarną). Remontujemy i wyposażamy 16 szkół, 7 centrów młodzieżowych, klub sportowy, 6 oczyszczalni ścieków i ujęć wodnych (wszystko za ok. 650 tys. USD). Pomagamy przede wszystkim za pieniądze amerykańskie, ale ta pomoc jest kojarzona z Polską.

Bezpieczeństwo? Mieszkamy w skromnym domku, w biednej dzielnicy, jeździmy miejscowym, skromnym samochodem, szanujemy ludzi, z którymi pracujemy, do prac remontowych zatrudniamy lokalne firmy i tym samym dajemy pracę wielu ludziom. Jesteśmy im potrzebni, a Irakijczycy potrafią być wdzięczni.

O działalności PAH w Iraku można przeczytać na stronie . Można ją także wesprzeć wpłatami na konto BPH PBK o/Warszawa 56 1060 0076 0000 4011 0000 1906 z dopiskiem “Irak".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
JANINA OCHOJSKA jest założycielką i prezesem Polskiej Akcji Humanitarnej. W 1989 r. współtworzyła polski oddział Fundacji EquiLibre, pod którego szyldem wyjechały z naszego kraju pierwsze ciężarówki z pomocą dla ogarniętej wojną Bośni. W późniejszych latach… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2003