Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Von Freeman to legenda Chicago, choć zarazem wielki nieobecny. Pewien rozgłos przyniosły mu dopiero późne nagrania z synem - Chico, kiedyś bezkompromisowym wyznawcą awangardy. Przez lata “Vonski" grywał w lokalnych klubach, rzadko podróżując do innych stanów. Za oceanem koncertował po raz pierwszy, gdy miał 54 lata. Wtajemniczeni jeździli specjalnie do Chicago, żeby usłyszeć jego brzmienie. A brzmienie to niezwykłe - chropawe i rzewne zarazem, łączące bluesowy (czasem po prostu knajpiany) styl Chicago z odwagą eksperymentu i przekorą. Von Freeman zdołał przez lata wchłonąć najrozmaitsze wpływy, bo grywał w hotelowych orkiestrach, u boku Charliego Parkera, Sun Ra, a wreszcie z młodymi gniewnymi z kręgu AACM. Kolejne mody czy rewolucje pozostawiały w jego stylu swój ślad, niepodzielnie dominuje w nim jednak wyraziste i niepodrabialne ja.
Najnowsza płyta pokazuje cały kunszt “Vonskiego". Tenorzysta gra na żywo dla swojej chicagowskiej publiczności, a towarzyszą mu tak zdolni muzycy jak pianista Jason Moran czy gitarzysta Mike Allemana. Kto wie, czy najlepszy na płycie nie jest jednak utwór solowy - “If I Should Lose You". Freeman powściągliwie i prostymi środkami buduje napięcie, dowodząc niezbicie, że w pełni zasługuje na miano “The Improviser". Osiąga efekt, który nazwałbym ascetycznym liryzmem. Przebojowo brzmi senno-smutna “Blue Bossa", w której swoje pięć minut ma leniwie pociągający za struny Allemana. Spore wrażenie robi też spotkanie tenorzysty z dyskretnym dekonstruktorem Moranem w “Blues for Billie".
Na płytę trzeba trochę czekać, bo oferują ją bodaj wyłącznie sklepy internetowe. Cierpliwość jednak popłaca. Także przy słuchaniu, bo “Vonski" swych opowieści nie osładza i domaga się bezwzględnej uwagi.