Vladimir Nabokov „Lolita” (1956)

Panie i panowie przysięgli, przyznaję – po „Lolitę” Vladimira Nabokova sięgnęłam jako rówieśniczka tytułowej bohaterki, a więc w wieku, gdy trudno o lepszy podszept w wyborze lektur niż aura skandalu.

22.12.2016

Czyta się kilka minut

Poster filmu Stanleya Kubricka / DOMENA PUBLICZNA
Poster filmu Stanleya Kubricka / DOMENA PUBLICZNA

Podobnie jak temu szeregowcowi z amerykańskiej armii, o którym wspomina Alfred Appel junior we wstępie do jednego z wydań powieści, wystarczył mi akapit lub dwa, by uświadomić sobie bezmiar pomyłki. W przeciwieństwie jednak do uwięzionego w jednostce nieszczęśnika, rozczarowanego odkryciem, że to, co miało być pornografią, okazało się „cholerną literaturą”, nie cisnęłam ze złością w kąt niewielkiego, PIW-owskiego wydania w niebieskiej okładce. Wpadłam prosto w sieć zastawioną przez wyrachowanego szachistę, słusznie przekonanego o własnym geniuszu. Nieważne, że – nawet jak na nadmiernie oczytaną nastolatkę – nie miałam jeszcze w tej grze większych szans. Wystarczyło przeczucie, narastające z każdą kolejną stroną, że „Lolita” jest zgoła czymś innym, niż się wydaje. A że uczyłam się wtedy również angielskiego, gorliwie usiłowałam podczytywać oryginał, upajając się samą melodią „Lolita, light of my life, fire of my loins”. Takie to były początki.

Dziś nie odważyłabym się wskazać „Lolity” jako ulubionej powieści Nabokova, lekkomyślnie rezygnując tym samym z „Prawdziwego życia Sebastiana Knighta”, „Śmiechu w ciemności”, „Przezroczystych przedmiotów” czy „Obrony Łużyna”, nie mówiąc o opowiadaniach. Ona była jednak pierwsza, więc to jej trzeba oddać sprawiedliwość za trwały feblik do literatury wielowarstwowej, wieloznacznej, szarad uwodzących czytelnika i wiodących go za nos prosto na manowce. I przekonanie, że autor, jeśli chce zasłużyć na szacunek, ma wręcz obowiązek dręczyć w ten sposób każdego, kto mu nieopatrznie zaufał. Od tamtego czasu przewrotna literacka fikcja zawsze może liczyć u mnie na więcej niż najzręczniej napisane powieści pokoleniowe z ważnym społecznym przesłaniem. „Lolita” ustawiła poprzeczkę wysoko. A poza wszystkim, paradoksalnie pozostaje jedną z najważniejszych powieści o miłości, która niezgorzej od buddyjskich koanów przypomina, że – jak w przypadku innych pragnień – i w pogoń za nią wpisano niespełnienie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01-02/2017