Usuwanie śladów

70 lat po wojnie domowej i 32 lata po śmierci Franco parlament przyjął "ustawę o pamięci narodowej: z miejsc publicznych mają zniknąć frankistowskie symbole. Wiele z nich znajduje się w świątyniach, ale Kościół nie musi ich usuwać: taki zapis, wprowadzony w ostatniej chwili, jest gestem wobec biskupów, którzy krytykują nowe prawo.

Dyskusja nad projektem ustawy trwała ponad trzy lata. Gorącym orędownikiem aktu prawnego, który zadośćuczyniłby ofiarom wojny domowej (1936-39) i dyktatury (1939-75), był premier José Zapatero. Jego dziadek, oficer i zwolennik republiki, został zamordowany przez kolegów-frankistów. Oprócz rządzącej partii socjalistycznej, za ideą ustawy opowiadały się również inne formacje lewicowe (w tym postkomuniści) oraz stronnictwa mieszczańskie wywodzące się z obozu republikańskiego (przede wszystkim chadecja baskijska i katalońska).

Zdecydowanie przeciwna jej jest natomiast prawicowa Partia Ludowa (Partido Popular), choć wcześniej często głosowała na rzecz działań oddających sprawiedliwość ofiarom wojny i dyktatury. Przykładowo, kilka lat temu prawica nie miała nic przeciwko oddaniu hołdu ostatnim żyjącym członkom Brygad Międzynarodowych, które walczyły przeciw Franco, a w tym roku poparła w hiszpańskim Senacie apel do polskiego rządu, by Sejm nie odebrał praw kombatanckich "dąbrowszczakom". Teraz jednak konserwatyści zagłosowali inaczej.

Ślady po Franco

Po dyktaturze Franco zostały do dziś pomniki, tablice i nekropolie. Ich obecność była konsekwencją procesu zwanego transición: przejścia od dyktatury do demokracji, polegającego na tym, że elita wywodząca się z frankizmu negocjowała z opozycją kształt zmian, jakie doprowadziły do systemu parlamentarnego.

Jednym z elementów (i warunków) tego procesu było zapomnienie o porachunkach z przeszłości: amnestia dla więźniów politycznych objęła także ich katów, biurokracja została w tych samych rękach, a ludzie, którzy wzbogacili się dzięki dyktaturze, pozostali nietknięci. Nawet jeśli różne środowiska prowadziły osobiste "przywrócenie pamięci" (publikowano książki, kręcono filmy), to przez lata strona odwołująca się do dziedzictwa dawnej republiki nie wystawiała politycznych rachunków dawnym oponentom. Początkowo zresztą z obawy przed reakcją istniejących jeszcze, solidnych filarów dyktatury.

Ale wojna domowa pozostawiła wiele krzywd. W wyniku frankistowskiej polityki "oczyszczenia" Hiszpanii represjonowano co najmniej 60 tys. osób. Krzywdy były też po drugiej stronie: ok. 50 tys. ludzi, w tym kilka tysięcy duchownych, padło ofiarą represji prowadzonych podczas wojny przez formacje republikańskie. Kolejne ofiary przyniósł czas powojenny, po zwycięstwie Franco: w wyniku czystek ok. 50 tys. Hiszpanów zostało rozstrzelanych, powieszonych, zginęło wskutek tortur lub zmarło w więzieniach. Także później były ofiary: zabici w demonstracjach, podczas śledztw, skazani na śmierć.

Po 1939 r. frankiści opanowali całkowicie przestrzeń publiczną: niemal w każdej wiosce i na rynku prawie każdego miasta i miasteczka powstawały pomniki gloryfikujące "Caudillo" ("Przywódca"; takim tytułem obdarzano Franco). Na ścianach prawie każdego kościoła wieszano pamiątkowe tablice (lub malowano freski) z nazwiskami żołnierzy Franco i prawicowych działaczy z danego miasta, dzielnicy czy wioski, którzy zginęli "za Boga i Hiszpanię". Na tablicach umieszczano często symbole frankistowskiej Falangi (Falange Espa?ola).

W podobnym duchu urządzono Dolinę Poległych (Valle de los Caídos) upamiętniającą de facto zabitych po stronie Franco: ogromną bazylikę, wykutą w skale w górach pod Madrytem, zbudowali więźniowie polityczni. Świątynia - należąca dziś do Kościoła i mieszcząca grób Franco (kazał się tam pochować) - wciąż jest żywym symbolem dla skrajnej prawicy.

O ile więc polegli i zamordowani zwolennicy Franco zostali uhonorowani już dawno, o tyle rodziny tych zwolenników republiki, którzy zginęli w wyniku represji podczas wojny i później, często do dziś nie wiedzą, gdzie spoczywają ich bliscy. Tysiące rozstrzelanych republikanów pochowano bowiem w masowych grobach - na poboczach dróg, na polach, koło cmentarzy (ale nie na ich terenie), anonimowo. Dopiero od kilku lat rozmaite stowarzyszenia prowadzą poszukiwania takich miejsc pochówku, ekshumacje i identyfikacje - a "ustawa o pamięci" ma im w tym dopomóc.

Wojna o pamięć

Demokracja hiszpańska korzystała z "paktu milczenia". Polegał on na tym, że nie będzie się głośno mówić o krzywdach z czasu wojny i dyktatury, zaś ludzie u władzy zgodzą się na demokratyzację. Nawet komuniści, obawiając się puczu wojskowego, powstrzymali protesty i zaakceptowali prawie wszystko, byle tylko mogły się odbyć wolne wybory, a ich partia mogła swobodnie działać.

W miarę upływu lat, a szczególnie po wyborczym zwycięstwie socjalistów Felipe'a Gonzaleza w 1982 r., coś się zmieniło: byli żołnierze republikańscy dostali emerytury, przebudowywano niektóre pomniki (np. umieszczając napisy ku czci "wszystkich poległych"), niektórym ulicom przywracano nazwy sprzed wojny. Ale nie wszędzie.

Za rządów prawicowego premiera José Maríi Aznara (1996-2004) w życie publiczne wkroczyło pokolenie, które w momencie śmierci Franco było dziećmi bądź nastolatkami. Dla nich demokracja jest czymś oczywistym, a strach przed nową wojną domową wydaje się obcy. Ci ludzie zaczęli coraz głośniej pytać: gdzie leżą ich dziadkowie? dlaczego o wojnie domowej nie uczy się w szkołach? dlaczego dyktatura, jeśli w ogóle jest wspomniana, to zawsze z punktu widzenia jej osiągnięć, a nie zbrodni?

Ale nie tylko zmiana pokoleniowa doprowadziła do "powrotu historii". Czynnikiem równie istotnym była polityka historyczna prowadzona przez Aznara, m.in. pochwały frankizmu i rewidowania wizji imperialnej. Po raz pierwszy od końca lat 70. lewicowi intelektualiści i politycy zaczęli zadawać pytanie, czy konsens, na którym zbudowano demokrację, nie nosił w sobie jednak grzechu pierworodnego - właśnie w postaci "paktu milczenia". Bo jeśli milczenie lewicy służy de facto pochwale frankizmu i "negacjonizmowi" Aznara, to może konsens ów nie był taki dobry, jak sądzili ojcowie-założyciele demokratycznej Hiszpanii?

Polityka historyczna Aznara okazała się pułapką dla prawicy: podważyła status quo. Po wyborczym zwycięstwie lewicy w 2004 r. stało się kwestią czasu, kiedy i w jakiej formie nowy rząd sięgnie po własną politykę historyczną.

To też tłumaczy, dlaczego niektórzy polscy intelektualiści liberalni i lewicowi tak krytycznie odnoszą się dziś do Zapatero: fakt, że model hiszpańskiego konsensu, który był dla nich wzorem, mógł zostać odrzucony przez lewicowego premiera, jest nie do przyjęcia, a lekcja z "wojny o pamięć" w Hiszpanii jest dla nich jasna: lustracja według projektu Jarosława Kaczyńskiego i ustawa Zapatero to dwie strony tego samego medalu.

Ale sprawa nie jest taka prosta. "Ustawa o pamięci", przegłosowana w parlamencie 31 października, poszła za daleko. Zmienianie nazw ulic w 30 lat po końcu dyktatury można uznać za niepotrzebne, zaś pomniki można kontekstualizować zamiast je niszczyć, bo niszczenie nie jest pamięcią, lecz wymazywaniem pamięci. Jednak z drugiej strony trudno uznać za coś złego, że teraz - dzięki wsparciu państwa - polegli i rozstrzelani republikanie będą mogli znaleźć godne miejsce spoczynku albo że archiwa będą w końcu dostępne - jak w każdym normalnym kraju. Ustawa przewiduje też możliwość, aby dzieci i wnuki politycznych emigrantów mogły otrzymać hiszpańskie obywatelstwo i tworzy instytucję podobną do polskiego IPN (choć ma ona zajmować się tylko badaniami naukowymi).

Wyjątek dla Kościoła

Prawie w ostatniej chwili Zapatero wyciągał rękę do jednego ze swych najostrzejszych krytyków i przeciwników - do Kościoła.

I oto stało się coś niezwykłego: po raz pierwszy od wielu lat słynny katolicki teolog-kontestator Enrique Miret Magdalena zgadza się z Episkopatem. Pytany, co sądzi o nowej ustawie, mówi, że jest bardzo krytyczny. - Trzeba pamiętać o tym, że mieliśmy wtedy wojnę domową, oraz o tym, co wtedy się działo. W obu obozach robiło się straszne rzeczy - mówi w rozmowie z "Tygodnikiem". - Nie należy w tej chwili wracać do tego tematu.

A jak powinien postąpić Kościół? Magdalena: - Nie powinien mieszać się do tej sprawy. Kościół powinien starać się zapomnieć o tym, co robili Hiszpanie. Zacząć od nowa.

Zapytana o to samo rzeczniczka Konferencji Episkopatu odpowiedziała podobnie: Episkopat nie będzie wypowiadał się o ustawie. Chyba że, zaznaczyła, poszczególni biskupi zechcą zająć jakieś stanowisko na własny rachunek.

Nie byłby to pierwszy taki przypadek. Tuż przed głosowaniem nad "ustawą o pamięci" abp Francisco Pérez z Pampeluny powiedział, że jest ona "niepotrzebna", że "jedna ustawa nie będzie zmieniać historii" i że trzeba "patrzeć w przyszłość, zapominać, wybaczać". Natomiast biskup z Sigüenza-Guadalajara, José Sánchez González, ubolewał, że usuwanie z kościołów tablic pamiątkowych "może doprowadzić do niepokojów w miejscowościach, gdzie żyją dzieci albo wnuki tych, których nazwiska są na tablicach".

Być może pod wpływem takich opinii w ostatniej chwili w tekście ustawy dokonano zmian. Jej ostateczna wersja pozostawia Kościołowi wolną rękę: może nie usuwać pamiątek po wojnie, jeśli uzna, że tak jest lepiej ze względów "artystyczno-architektonicznych bądź religijnych".

Dr JOSÉ M. FARALDO (ur. 1968) jest historykiem pracującym w Centrum Badań nad Historią Najnowszą w Poczdamie. Autor prac naukowych o dziejach Europy Środkowej, przełożył także na hiszpański książki Andrzeja Sapkowskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2007