Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pierwszym desygnowanym na ministra został senator Jeff Sessions z Alabamy. Obejmie tekę prokuratora generalnego. Ten ultrakonserwatywny były sędzia jako jeden z pierwszych polityków tzw. głównego nurtu, w prawyborach poparł Trumpa. Uważa, że kluczowe organizacje broniące praw człowieka, takie jak NAACP i ACLU, są „nieamerykańskie” i „inspirowane komunizmem”, bo lubią forsować prawa obywatelskie, „chwytając ludzi za gardło”. Z kolei ambasadorem USA przy ONZ będzie Nikki Haley, gubernator Karoliny Południowej. Ta córka hinduskich imigrantów nie ma doświadczenia w dyplomacji, ale że w Partii Republikańskiej jest niewielu polityków, którzy nie są białymi mężczyznami, to nominacja kobiety z etnicznej mniejszości ma pokazać światu, że rząd i stronnictwo są jednak różnorodne. Ministrem edukacji zostanie Betsy DeVos, miliarderka i zdolna fundraiserka, która pomagała Republikanom zbierać pieniądze na kampanię. Największe kontrowersje budzi kandydat na ministra handlu Wilbur Ross: niemal 80-letni bankier i konsultant pół życia restrukturyzował upadające firmy, zwalniając ich pracowników.
Prezydent elekt nie może się zdecydować, kogo zrobić szefem dyplomacji. Największe szanse mieli Rudy Giuliani i John Bolton [„exposé” Boltona opublikowaliśmy tydzień temu – red.], ale od kilku dni na giełdzie pojawia się nazwisko Mitta Romneya, rywala Obamy w wyborach w 2012 r. Problem w tym, że Romney przez całą kampanię ostro krytykował Trumpa i teraz zaplecze zwycięzcy mu nie ufa.
Jedno można o nadchodzącym rządzie już powiedzieć: będzie to najbardziej konserwatywna administracja od czasów Herberta Hoovera (w Białym Domu urzędował w latach 1929-33; za jego czasów wybuchł wielki kryzys – i także dlatego przegrał walkę o reelekcję z Rooseveltem). Będzie to też pierwszy rząd USA, w którym zasiądzie kilku miliarderów. ©