Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ostatnim z 37 oskarżonych w śledztwie jest bliski współpracownik Trumpa Roger Stone, który okłamał Kongres na temat swej wiedzy o zhakowaniu serwerów Partii Demokratycznej i upublicznieniu ich zawartości na portalu WikiLeaks. Na lata za kratki może trafić Paul Manafort, były szef sztabu wyborczego prezydenta, który w czasie kampanii konsultował się z Rosjanami. Manafort najpierw poszedł na współpracę z FBI, a potem złamał warunki tej umowy.
Najwięcej emocji budzi pytanie, czy zarzuty usłyszy jeszcze ktoś z najbliższego otoczenia prezydenta lub on sam. Jeśli się nie pojawią, to Biały Dom i sojusznicy prezydenta będą starali się przedstawić to jako oczyszczenie Trumpa z podejrzeń. Ale nie oznacza to, że będzie mógł on odetchnąć: nawet jeśli nie złamał prawa, może zostać w raporcie obciążony odpowiedzialnością za zmowę z Rosją. Na takie szokujące wyniki śledztwa od początku liczyli Demokraci, ale teraz ta nadzieja zdaje się słabnąć. Demokratyczni kandydaci na prezydenta skupiają się dziś bardziej na konkretnych propozycjach niż na licytowaniu się na antytrumpizm.
O tym, jakie części poufnego raportu Muellera zostaną upublicznione, zdecyduje szef departamentu sprawiedliwości William Barr. Zapewne Trump będzie na niego naciskał, by światło dzienne ujrzały fragmenty wybielające go. Z kolei Demokraci będą się starali wykorzystać nowo zdobytą przewagę w niższej izbie Kongresu: zapowiedzieli już, że jeśli raport nie zostanie ujawniony, wezwą na przesłuchanie Muellera.
Ujawnienie raportu jest też w interesie amerykańskich wyborców – będą mogli się przekonać, czy demokracja w USA jest w stanie się bronić przed zewnętrznymi próbami ingerencji. ©