Ucho Igielne (17/2007)

Gdy niedawno Włodzimierz Cimoszewicz, idąc w ślady Aleksandra Kwaśniewskiego, zgłosił chęć powrotu do aktywnego życia politycznego, przypomniano mu wypowiedź sprzed lat, kiedy wizytując tereny dotknięte katastrofalną powodzią, oznajmił, że takie nieszczęścia powinny uzmysławiać konieczność ubezpieczania się. Do dziś tamten epizod stanowi jeden z najczęściej przywoływanych przykładów ilustrujących arogancję władzy. Bulwersujący miał być fakt, że zamiast pomóc ludziom w pilnej potrzebie, polityk ich poucza.

A przecież to, co powiedział wówczas były premier, nie jest bynajmniej niedorzeczne. Cnota przezorności i sprawna wyobraźnia pozwalają bowiem człowiekowi przewidywać możliwe zagrożenia i zabezpieczać się przed nimi. Jeśli nie można im zaś zapobiec, trzeba się starać ubezpieczyć przed ich skutkami. Ludziom o słabej wyobraźni to właśnie spektakularne katastrofy, klęski żywiołowe czy przypadki losowe powinny uświadomić konieczność ubezpieczania się. To z obserwacji takich zdarzeń i lęku przed możliwością ich powtórzenia się powstały zorganizowane systemy ubezpieczeń. Przypominanie o potrzebie korzystania z nich, gdy ma się do czynienia z nieszczęśnikami pozbawionymi dachu nad głową i dorobku całego życia, może się wydać niestosowne. Wtedy jednak jest bardziej sugestywne. W pogodne dni trudniej przekonać o konieczności ubezpieczenia się od skutków powodzi czy gradobicia, podczas zimowych śnieżyc - przed skutkami suszy, a w trakcie ulewnych deszczy - od pożaru.

A skutki te i tak ktoś będzie musiał ponieść. Jeśli spadają one w całości na dotkniętego tragedią, możemy to uznać za nieludzkie. Ale jeśli miałby je ponieść za niego ktoś inny, można to uznać za niesprawiedliwe. W Polsce wielu ludzi uważa, że w takich przypadkach pomoc powinno okazać państwo. Dlatego całe grupy ludności, choćby rolniczej, nie ubezpieczają się, licząc na wsparcie państwa w nieszczęściu i potrzebie. Dlatego też polityk napominający ich o konieczności ubezpieczania się stał się symbolem bezduszności i arogancji państwowych funkcjonariuszy.

Niechęć do ubezpieczeń jest częścią dziedzictwa PRL. Wprawdzie funkcjonował wówczas slogan "Przezorny Zawsze Ubezpieczony", mający zachęcać do korzystania z usług jedynego, monopolistycznego i państwowego ubezpieczyciela, ale społeczno-polityczny system państwa działał w formule paternalizmu, zwalniającego od indywidualnej odpowiedzialności i osobistej zapobiegliwości. Państwo obiecywało zagwarantowanie obywatelom wszystkiego, co może być do szczęśliwego życia potrzebne, oraz zabezpieczenie ich przed wszystkim, co owemu szczęściu mogłoby zagrozić. Choć dziś wiemy, że te gwarancje i zabezpieczenia były fikcyjne, nie wszyscy chcą się pogodzić z tym, że inne być nie mogą. Roszczenia i pretensje nazbyt często są zgłaszane pod adresem nieokreślonego "państwa".

Sprzyja temu zdewastowanie w okresie PRL systemu ubezpieczeń społecznych, czego skutkiem jest społeczna ignorancja co do zasad jego funkcjonowania. Wielu emerytów nadal sądzi, że ich świadczenia są wypłacane ze zgromadzonych przez nich niegdyś składek (gdy w istocie działa wciąż tak zwany system repartycyjny, w którym dzisiejsze emerytury wypłacane są ze składek pobieranych od obecnie pracujących), wielu niezadowolonych z publicznej służby zdrowia ma pretensje do ZUS (który nie ma związku z ubezpieczeniami i składkami zdrowotnymi, zarządzanymi przez NFZ), a zasiłków dla bezrobotnych w ogóle nie kojarzy się z ubezpieczeniami od bezrobocia, lecz uważa się je za część systemu opieki społecznej (podobnie jak renty inwalidzkie). W przypadku ubezpieczeń ignorancja obywateli jest zapewne większym problemem niż arogancja polityków.

Z drugiej zaś strony rynek ubezpieczeniowy rośnie, a coraz liczniejsze i coraz potężniejsze firmy na nim działające oferują coraz bardziej wyszukane i skomplikowane formy ubezpieczania się. Wartość polis ubezpieczających nogi sławnych piłkarzy czy tancerek albo głos śpiewaczek i piosenkarzy, nie mówiąc już o biustach i pośladkach modelek, pozostaną ciekawostkami plotkarskich rubryk kolorowych czasopism. Ale przecież każdy ma coś, co chciałby zabezpieczyć i przed stratą czego może się ubezpieczyć. Przezorność nakazuje to uczynić, ale wiedza pozwala tego dokonać rozsądnie.

Mecenasem wydania jest grupa PZU SA

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Ucho igielne (17/2007)