Tytułomania czy tytułomachia?

W chrześcijaństwie ojcowską władzę ma tylko Bóg, wszyscy zaś są sobie braćmi i siostrami. Dlaczego tak łatwo zapomnieliśmy o tej prawdzie?

14.07.2009

Czyta się kilka minut

Parę lat temu Zbigniew Nosowski w relacji z Synodu Biskupów ("TP" nr 41/2001) z sarkazmem pisał o rygorystycznie przestrzeganej praktyce wzajemnego tytułowania się duchownych, nazywając ją "nieznośną, choć zwykle nieszkodliwą tytułomanią". Słowa te skomentował ks. Wacław Hryniewicz w książce "Kościół jest jeden": "Tak, śmiejemy się sami z siebie! Dobrze, że zdajemy sobie przynajmniej sprawę z własnej śmieszności". Czy rzeczywiście jest to tylko przejaw anachronizmu i nieszkodliwej tytułomanii?

Wśród duchownych są tacy, którzy nie obnoszą się ani z długą szatą, ani z tytułami, mając do nich spory dystans. Z ludu wzięci, pozostali cząstką tegoż ludu. Ale są też tacy, którzy pretensjonalnie celebrują swoje kapłaństwo. Można odnieść wrażenie, że część duchowieństwa zapomina, iż pomiędzy kapłaństwem urzędowym a kapłaństwem powszechnym jest różnica istoty, a nie stopnia ("Lumen Gentium" 10),

i traktuje świeckich jak podwładnych, a siebie jak zwierzchników, którym przynależy odpowiedni do dystynkcji tytuł. Czy jest to przejaw próżności, celebrowania własnej osoby, czy też nieświadomie budowany mur oddzielający od świeckich? Zasadnicze pytanie brzmi: czy mamy do czynienia ze zjawiskiem socjologicznym i kulturowym, czy też z problemem teologicznym?

Władza, jako faktyczna zwierzchność jednego człowieka nad drugim, jest cechą każdej społeczności. Może oznaczać każdy rodzaj zdolności, jakie posiada jedna osoba do wywierania wpływu na innych. Ten opis socjologiczny można uzupełnić znaną definicją Maxa Webera, według której władza to każdy rodzaj i możliwość narzucenia swojej woli drugiemu, także pomimo jego oporu. Gdy duchowni tak rozumianą władzę łączą z argumentacją wiary, mamy do czynienia z klerykalizmem w jego najgorszej formie - forsowania swojej woli jako woli Boga. Należy jednak zapytać, czy te definicje przystają również do rzeczywistości Kościoła?

Uderzające w Nowym Testamencie jest to, że każdy rodzaj władzy w Kościele był pojmowany zasadniczo jako "służba", jako diakonía, a nigdy jako arché (zwierzchność, władza). Te dane semantyczne są bardzo znaczące i ukazują, że definicje socjologiczne są nieadekwatne do opisania struktury władzy w Kościele.

Nawrócenia potrzebują wszystkie elementy życia, które konserwują w społeczności Kościoła relacje niezgodne z duchem Ewangelii: paternalizm, kastowość, piramidalnie pojmowana hierarchia.

Gdy św. Paweł mówi o zasadach ładu społecznego i postawie wobec liderów wspólnot, nie używa dla opisania ich zadań tytułów funkcyjnych, ale wymienia zadania, jakie podejmują wobec wspólnoty: oni "pracują", "przewodzą", "napominają" (1 Tes 5, 12). Brak też jest w jego listach typowych ówczesnych pojęć greckich dla określenia urzędu i autorytetu arché i temé. Gdy wspomina o prorokach, nauczycielach oraz starszych (presbiteroi - prezbiterach) i zwierzchnikach (episcopoi - biskupach), mówi o urzędach budujących Ciało Chrystusa-Kościół, a nie o tytułach.

Najwyraźniej jednak już w pierwotnych gminach chrześcijańskich pojawiła się pokusa tytułowania tych, którzy pełnili szczególne funkcje we wspólnocie, skoro tradycja synoptyczna zachowała surowe napomnienia Jezusa: "Nikogo na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus" (Mt 23, 8-10). Słowa te były - jak wskazuje kontekst wypowiedzi - krytyką postawy praktykowanej przez uczonych w Prawie i faryzeuszy. Z całą pewnością wyrażają one również stosunek samego Jezusa do tytułów i wszelkich form wywyższania się tych, którzy winni przewodzić wspólnocie. Hryniewicz pyta retorycznie: "Kto w dziejach chrześcijaństwa przejął się naprawdę tymi słowami? Najwyraźniej uznaliśmy je za nieżyciowe i odesłaliśmy w zapomnienie. Może dlatego tak niewiele ducha braterstwa w Kościele lub jest ono często deklaratywne, chłodne i z dystansem". Czyż nie jest paradoksem, że nawet takie terminy jak "brat", "siostra" stały się tytułami, a tym samym - zaprzeczeniem właściwego ich sensu?

Piotr w imieniu apostołów zwrócił się kiedyś z zapytaniem o ich los w związku z podjętą przez nich decyzją opuszczenia wszystkiego, aby pójść za Jezusem. Otrzymał wówczas odpowiedź: "Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym" (Mk 10, 28-30). Gerhard Lohfink, znany w Polsce z kilku już publikacji niemiecki egzegeta, analizując tę perykopę, zauważa, że Jezus tym, którzy poszli za Nim, obiecuje już teraz obfitość domów, braci, sióstr, matek i dzieci, ale nie ojców. "Ojcowie" nie pojawiają się w drugiej części tekstu bazującego na równomiernie skonstruowanym paralelizmie. Pominięcie "ojców" nie jest ani przypadkiem, ani przeoczeniem.

Ten fakt tłumaczyć można socjologicznie, odwołując się do realiów panującego wówczas patriarchalizmu, albo teologicznie - i to drugie wyjaśnienie wydaje się bardziej znaczące. W ewangelicznej wypowiedzi "ojcowie" zostają świadomie pominięci. Głoszone przez Jezusa królestwo Boże stawia przed całym Kościołem wymaganie pełnego powierzenia się panowaniu Boga. W sposób szczególny wymaganie to odnosi się do tych, którzy sprawują posługę w Kościele. W nowej rodzinie "głową" jest Ojciec, który jest w niebie, wszyscy zaś są sobie braćmi i siostrami. Tym samym, w królestwie Bożym w miejsce zawsze niedoskonałej władzy ojców jako jedyny władzę pełni Bóg. Brak ojców to nie wyraz idealizmu, ale wymóg teologiczny i logiczna konsekwencja przyjęcia panowania Bożego.

Postulat, jaki narzuca się z tej argumentacji, jest oczywisty: Kościół winien być wolny od struktur panowania i władzy, a wszelkie tytuły im towarzyszące i przesadna tytulatura są zbędne, a nawet szkodzące wizji Kościoła jako znaku królestwa Bożego. Same tytuły, jako forma szacunku, są nieszkodliwe. W momencie jednak gdy kreują nowy kształt struktury społecznej i stają się wyrazem dążenia, aby jedni byli stawiani nad drugimi, wówczas stają się one znakiem nierówności społecznej, od której z definicji Kościół powinien być wolny.

Joseph Ratzinger, jeszcze jako profesor teologii, w swoim dziełku "Chrześcijańskie braterstwo" pisał: "Jeżeli uwzględnimy kontekst tej wypowiedzi Chrystusa (Mt 23, 1-8), to zobaczymy, że fałszywemu kultowi hierarchii i różnorakich godności w judaizmie przeciwstawione jest jedno, niepodzielne braterstwo chrześcijan. Nie możemy uniknąć poważnego pytania, wobec którego stawia nas ten tekst: Czy nasza chrześcijańska praktyka nie jest nieraz bardziej podobna do piętnowanego przez Jezusa kultu, niż do zarysowanego przez Niego obrazu chrześcijańskiej wspólnoty braterskiej?".

Kościół winien być wolny od struktur panowania i władzy, a wszelkie tytuły im towarzyszące i przesadna tytulatura są zbędne, a nawet szkodzące wizji Kościoła jako znaku królestwa Bożego.

Dlaczego to pouczenie Jezusa nie spotkało się z należną uwagą i respektem? Co by się stało, gdyby z takim lekceważeniem były traktowane inne wskazania Zbawiciela?

Oczywiście historia Kościoła wiele wyjaśnia, ale czy usprawiedliwia? Związek ołtarza z tronem spowodował zmianę pozycji społecznej duchownych, zwłaszcza biskupów. W erze konstantyńskiej stali się oni urzędnikami cesarskimi, przywdziewając insygnia władzy państwowej w postaci purpury i pierścienia. Przyjęli również współodpowiedzialność za losy zachodniej cywilizacji. Jednakże te czasy mamy już za sobą. Ostatni sobór relacje między Kościołem a państwem określa w kategoriach autonomii, a mimo to relikty przeszłości ciągle są kultywowane. Dworska etykieta, honorowe tytuły to wciąż elementy codziennego życia Kościoła. Bez względu na to, czy jest to nieszkodliwa tytułomania, relikt przeszłości, czy też odzwierciedlenie faktycznych relacji, praktyka ta jest daleka od ducha rodzinności i braterstwa przekazanego przez Ewangelię. Z całą pewnością nawrócenia potrzebują wszystkie elementy życia, które kreują lub konserwują w społeczności Kościoła relacje niezgodne z duchem Ewangelii: paternalizm, kastowość, piramidalnie pojmowana hierarchia.

Naukę Jezusa dotyczącą życia wspólnoty uczniów można streścić w słowach: "nie tak będzie między wami" (Mt 20, 26). I nie chodzi tu o fałszywą pokorę i pozostawanie w cieniu. Przeciwnie - chodzi o aktywność, o bycie na pierwszej linii, jednak nie przez zajmowanie pierwszych miejsc i ozdobne szaty, a przez służbę. Przewodzenie wspólnocie wymaga robotników, a nie celebransów. Zapewne "trudna jest ta mowa" i gdyby kandydaci do święceń wzięli ją sobie do serca, raz jeszcze zastanowiliby się nad swoim powołaniem.

Wśród anegdot o naszym Papieżu, wiele o jego dystansie do narosłych wokół urzędu następcy św. Piotra ludzkich tradycji, odsłania np. znane powiedzenie "muszę trochę popapieżyć".

Niech więc sobie poksiężują nasi duszpasterze, tak bez wyniosłości, po ludzku, z przymrużeniem oka, nie zapominając, że Ojca już mamy.

Michał Rychert jest doktorem teologii, pracuje jako katecheta w Słupsku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2009