Trzeba było uważniej słuchać premiera Morawieckiego

Zwalanie winy na obcych jest klasyką polskiego oderwania. Nikt nigdzie nie uprawia formy rządzenia sporym krajem ani nawet małą firmą na kształt owego gabinetu.

13.12.2023

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA

Po latach przemyśliwań i mozolnego sumowania udało nam się ongiś ustalić, że Polska Rzeczpospolita Ludowa była krajem absurdu bynajmniej nie z powodu obcej, opresyjnej fizycznie i metafizycznie ideologii, nie przez nacisk na pomyślunek narodu, głupotę systemu, ale po prostu z powodu wrodzonej, niejako tutejszej skłonności do absurdalnych kreacji. Tym samym – to logiczne – absurd życia codziennego nie mógł zniknąć po zburzeniu muru w Berlinie, zerwaniu tzw. żelaznej kurtyny i odsunięciu od władzy kilku gruntownie zdezaktualizowanych mężczyzn. Zdarzenia te nie miały żadnego znaczenia albo znaczenie miały niewielkie, bo absurd sprzed 1989 roku płynnie zaadaptował się do rzeczywistości późniejszej. Ewoluował i ewoluuje, zmienia swój nurt jak cieknąca woda, która zawsze znajdzie dziurkę, do której wpłynie, i z której tak czy owak wypłynie, by kapać kap, kap.

Mówiąc szczerze, nie trzeba się było nadmiernie wysilać i boleśnie główkować, by to wymyślić, wystarczyło po prostu na sekundę wytrzeźwieć, a mamy tu na myśli oczywiście trzeźwość jako parabolę, a nie stan po odstawieniu – dajmy na to – alkoholu. Co to, to nie. Potrzebna do tego była takoż spostrzegawczość i uwolnienie się od ciężaru schematu i stereotypów. A jest to od lat nasze ulubione zajęcie. Uwalnianie się. A więc absurd jest naszym najskromniejszym zdaniem – mocą czysto polską, tutejszego ludu życiowym sposobem zarówno przyrodzonym i nadprzyrodzonym w budowaniu i burzeniu czegokolwiek. Jak okiem sięgnąć, od zlewni Odry po nabużańskie mokradła. A zatem boleśnie zsumujmy: to nie system wartości bądź antywartości wymyślony przez kogoś z zachodu czy też ze wschodu, nie ustrój o korzeniach w głębokim antyku, nie nowoczesność bądź globalizacja, ale tutejsza rdzenna naszość była, jest i będzie motorem dziania się w Polsce. Wszystkiego.

Zwalanie winy na obcych jest takoż klasyką polskiego oderwania. Popatrzmy na żywy przykład: nikt nigdzie nie uprawia formy rządzenia sporym krajem ani nawet małą firmą na kształt owego gabinetu premiera M. Morawieckiego, wykreowanego pospołu przez J. Kaczyńskiego z A. Dudą. Nie ma takiego kraju ani przedsiębiorstwa, w którym na serio prowadzono by dyskusje na tym poziomie absurdu na temat dodawania, a mamy tu na myśli oczywiście działania na liczbach. Nikt nigdzie nie okłamuje siebie i innych twierdząc, że rządzi, bowiem ma większość, bowiem wygrał, choć przegrał. Jest to sztuka śmieszności – każdy to przyzna – niepotykana w kabaretach uprawiających skrajnie abstrakcyjne żarty. 

Ktoś tu powie, że Brytyjczycy, rezolutnie zwani w Polsce Wyspiarzami, mają naturalną i odwieczną zdolność w kreacji tego gatunku dowcipu. Że to oni są w tym niedościgłymi mistrzami. Trudno się sprzeciwić, ale jednego owym dzielnym Wyspiarzom brakuje, a jest to wyprowadzenie absurdu ze świata sztuki, z teatru, z kina, telewizji, z kart literatury i wniesienie go triumfalnie do życia codziennego. Do realu. Do parlamentaryzmu, do nauk politycznych, do instytucji państwa i jego urzędów. Do wyznaczania na najwyższe funkcje w państwie ludzi, których jedyną kompetencją jest absurdalna pomysłowość. Jest to naprawdę szokująca osobność na tle państw nie tylko europejskich, ale wszystkich ludów tak licznie zamieszkujących trzecią planetę Układu Słonecznego.

Ktoś powie, że narzekamy, marudzimy, że uprawiamy klasyczną ojkofobię na kolanach, ale to – z ręką na sercu – nieprawda. Wręcz odwrotnie. Jesteśmy dumni, że przyszło nam być tu, na ziemi po wielokroć doświadczonej, będącej zawsze poza nudziarstwem i przewidywalnością świata tego, w drgającym absurdem powietrzu tutejszym, pracowicie mielonym przez niemieckie wiatraki znalezione na złomowiskach. Ktoś teraz nie wie, o co chodzi? Ktoś się zgubił? Zbaraniał? Trzeba było uważniej słuchać premiera (?) M. Morawieckiego, a nie myśleć o niebieskich migdałkach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 51/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Jedyni na świecie