Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nazwał ten cud początkiem znaków Jezusa i chwilą, gdy uwierzyli w niego jego uczniowie. Bo chrześcijaństwo tylko po części od zależy od Bożej interwencji. W równej mierze zależy od nas.
Znamy na pamięć niemal wszystkie szczegóły opowiadania o godach weselnych w Kanie Galilejskiej. Zawarte w nim kłopotliwe bogactwo symboliki zainspirowało krytycznych egzegetów do zakwestionowania autentyczności wydarzenia. Niektórzy pragnęli widzieć w tym fragmencie Ewangelii jedynie interpolację starożytnej legendy o Dionizosie. Wierzono, że greckie bóstwo wina zasypia na zimę, by na wiosnę obudzić się do życia. Do świątyni przynoszono puste naczynia, a kapłani potajemnie napełniali je winem, dając do picia zgromadzonemu ludowi. Ale cud w Kanie to nie prymitywne bachanalia ku uciesze gawiedzi. Nie jest to nawet cud na zamówienie Matki, pragnącej ratować prestiż ubogich żeńców. To znak prowokujący do odpowiedzi na pytanie, kim On jest, kim byliśmy lub jesteśmy bez Niego i kim możemy stać się dzięki Niemu?
Zdaniem św. Augustyna sześć kamiennych stągwi to symbol sześciu epok historii zbawienia, reprezentowanych przez: Adama i Ewę, Noego, Abrahama, Dawida, Daniela i Jana Chrzciciela. Każda z tych postaci, chociaż bliska Bogu, bez Chrystusa była niepełna, jakby nie w pełni opowiedziana. Dopiero dzięki Jezusowi i jego godzinie krzyża można zrozumieć, dlaczego pierwsi rodzice zgrzeszyli, Noe zbudował drewnianą Arkę, a Abraham niósł drzewo na ofiarowanie syna.
Do sześciu stągwi kamiennych, świecących pustkami na weselu w Kanie, można dodać kilka innych, też świecących pustkami na różnych weselnych ucztach, gdzie jest obfitość wszystkiego, a mimo to ucztujący są nienasyceni. Myślę o stągwiach skamieniałego sumienia, skostniałych relacji międzyludzkich, małoduszności i życia chrześcijańskiego, koniunkturalnie zasłuchanego w to, co powiedzą kreatorzy opinii publicznej, a nie czyniącego tego, co mówi Chrystus. Myślę o kamiennych stągwiach przesadnego formalizmu i bezosobowej urzędowości. Pora zacząć napełniać je wodą niczym duchem i cierpliwie czekać, aż zostanie ona przemieniona w wino. Pośrednikiem tej przemiany jest Jezus. Tak jak przemienił stare żydowskie rytuały oczyszczeń w święto radości i wesela, tak samo jest pośrednikiem odnowy Kościoła i świata, w którym żyjemy. Aż trudno uwierzyć, że chrześcijanie lękają się takiej przemiany.
Chrześcijaństwo dla każdego z nas zaczyna się wtedy, kiedy przemieniamy świat, albo gdy przemienia się nasz świat. Jest to zawsze tylko początek. Jak u Jezusa. On przemienił wodę w wino, by w Wieczerniku dokonała się jeszcze inna przemiana: wina w krew.