Tlen dla Warszawy

Nie wiem, czy Iwan Wyrypajew rozpoznałby swój Tlen wystawiony przez debiutującą w roli reżysera Aleksandrę Konieczną. Istnieje ryzyko, że nie. Takie jest jednak prawo reżysera: rozdrapać tekst, by dotrzeć w nim do tego, co własne.

06.06.2004

Czyta się kilka minut

Dramat Wyrypajewa, wystawiany już w Polsce kilka razy przez zgłodniałe współczesności teatry, napisany na parę bohaterów i didżeja, składa się z dziesięciu części. Ten dekalog nawiązujący do dziesięciorga przykazań i innych biblijnych nakazów (nie będziesz zabijał, nie będziesz cudzołożył, kto by cię uderzył w prawy policzek, nadstaw mu i drugi) ma strukturę piosenek, bardzo rozbudowanych, przeznaczonych do wykrzyczenia, wyrzucenia z siebie przez aktora. Jest rozpaczliwym wołaniem o tlen, a tlen to miłość. Tyle że tlenu w świecie brak, a gdy jest, to w nadmiarze, aż dusi i zabija. “...tylko ze względu na ten tlen powstało całe to złożone i pełne sprzeczności ziemskie życie".

W swobodnie skojarzeniowym tekście jest właściwie wszystko, wrzucone do jednego worka piosenek z refrenami. Ostry i wulgarny dramat opiera się o historię mężczyzny, z głuchej rosyjskiej prowincji, który zabił swoją żonę, bo spotkał inną, “miastową" kobietę. Żonę musiał zabić, bo czuł się wobec niej lubieżnie. Miastowej kochać nie umiał, mógł jej tylko pożądać. Kondensacja tekstu i zdarzeń oraz duża siła poetycka sprawiają, że dramat staje się strukturą otwartą, z czego skrzętnie skorzystała Konieczna przenosząc w dodatku całość w realia polskiej prowincji.

Czechow współczesny

W zdemolowanym pomieszczeniu w dawnej siedzibie “Życia Warszawy" przy Marszałkowskiej spotkamy więcej osób niż przewidział autor tekstu. Ośmioro aktorów siedzi w tonącej w mroku obskurnej izbie. Wysoko umieszczono zabite deskami okno. Pod ścianą rozpadający się kredens, w rogu przykre fotelołóżko. To mieszkanie matki (Maria Maj), w którym są też jej dwaj synowie, jeden upośledzony (Piotr Głowacki i Piotr Ligienza), zabita córka (Agnieszka Roszkowska), zięć-morderca (Jan Drawnel) i jego kumpel (Michał Sitarski). Poza tym w izbie siedzi jeszcze nawiedzona kobieta (Magdalena Popławska) i “miastowa" ubrana ze światowo-dyskotekową elegancją (Agnieszka Podsiadlik).

Ubrania bohaterów od razu ich charakteryzują. Matka w znoszonej garsonce, której czasy świetności wspominać może tylko ktoś, kto dawno temu wyrzucił ubranie do śmieci albo pojemnika pomocy społecznej, nosi klapki, od których nie oderwała metki, by móc zwrócić towar do sklepu. Jej niedorozwinięty syn o nieskładnej gestykulacji ma na sobie popruty turkusowy sweter. Mężczyźni dumnie wystrojeni w ortalionowe dresy, popularnie zwane szelestami, albo ubranie przypominające niekompletny ubiór strażacki. Siedzą wokół stołu, pod lampą. Od razu widać, że ktoś im umarł.

To czuwanie po pogrzebie zabitej córki. Siedzą i zaczynają gadać, jedno przez drugie. Nieskładnie i bez sensu. Historia morderstwa przeplata się z głupkowatymi namolnymi opowieściami, na przykład o zabijaniu kota. Wierzchem płyną mądrości ludowe: “w każdym człowieku jest dwóch tancerzy, dobry i zły". Każdą scenę wywołuje mówiona z offu sentencja. Pierwsza: “Nie zabijaj, a jak nie usłuchasz, będziesz winien sądu". Dochodzi do ostrej bijatyki i demolki. Biją zięcia-mordercę. Mimo agresywnego charakteru i zapalczywości, na karb której można by złożyć jego czyn, popełnione morderstwo jest nieomal rytualne, przywodzi na myśl zabójstwo, którego dokonał Woyzeck.

Właściwie Konieczna zrobiła z Wyrypajewa współczesnego Czechowa. Beznadzieja bohaterów jest czasem komiczna, to taka sama komedia, o jakiej pisał autor “Wujaszka Wani". Tyle że ten świat z początku nowego tysiąclecia ma swoje własne obsesje: narkotyki, przemoc, rozwiązłość, i tylko śmierć jest taka sama. Druga niezmienna rzecz to tęsknota za czymś duchowym, metafizycznym.

W zakończeniu spektaklu bohaterowie, nie wiadomo, którzy wciąż żywi, a którzy już martwi, kolejno odpowiadają na pytanie, które sami sobie stawiają. Kończą zdanie: “Jakbym teraz spotkał Pana Boga...". To znowu teksty spoza sztuki Wyrypajewa. Jeden z bohaterów mówi: “...powiedziałbym: ach, to tak Pan wygląda". Ileż takich domów w Polsce, takich koszmarnych, upodlonych, poniżonych miejsc? W pewnym momencie matka zakłada na szyję jaskrawo różowy szalik. Prostuje zgarbione plecy, zaczesuje włosy. Błyskawicznie przeistacza się w osobę budzącą respekt i szacunek. Znika bezradność skrzywdzonej kobiety. I jest przez to jeszcze gorzej. Ten świat zmiele wszystko, zmiażdży każdą głowę, która próbuje się unieść.

Pracując z uczestnikami warsztatu Teren Warszawa (tylko Maj i Roszkowska są wytrawnymi aktorkami, reszta to studenci szkół teatralnych Warszawy i Krakowa), Konieczna pokazała, jak bardzo zmienił się język aktorski. Linia idąca od Krystiana Lupy, przebiegająca przez scenę Rozmaitości dociera do młodych adeptów, którzy uczą się poszukiwania postaci w sobie. To linia oparta o emocje i psychologię, na przeciwnym biegunie działań fizycznych, które także mogą być fundamentem pracy nad rolą. To aktorstwo nie polega na realizmie, ale na szukaniu prawdy. Udawanie musi wszystko popsuć, stąd trudność utrzymania zawsze najlepszego przebiegu przedstawienia. Metoda ryzykowna, ale ileż daje znakomitych rezultatów. Aktorstwo w “Tlenie" jest świetne. Na pozór wygląda na bolesną psychodramę. Ale przecież te działania są w pełni kontrolowane. Zagęszczanie gry powoduje, że chwilami teatr Koniecznej staje na granicy niemożliwego, odkrywa szaleństwo teatru i kondycji aktora.

Skrzywdzeni i poniżeni

Oglądając “Tlen" zastanawiałem się maniakalnie nad jednym. To kolejny spektakl Terenu Warszawa traktujący o skrzywdzonych i poniżonych. Zaczęło się od ostrej gangsterskiej komedii “Zaryzykuj wszystko", którą Jarzyna wystawił jesienią na Dworcu Centralnym. Sezon kończy sztuka o chłoporobotnikach, mieszkańcach pegeerowskich bloków, paskudnych sześcianów stojących w szczerym polu. Nie wiem zresztą, gdzie te tlenowce mieszkają, ale tak to sobie wyobraziłem.

Nad czym się zastanawiałem? Czy ta empatia artystów, nawet jeśli przynależnych wiekowo do pokolenia “nic", z menelami świata tego, czasem generacyjnie także do “nic" przynależących, jest szczera? Czy to protest wyrażony w czyimś imieniu, czy tylko niewdzięczny, a przez to niesłychanie efektowny teatralny kostium?

U Wyrypajewa Ona wyrzuca Jemu: “To wszystko kłamstwo, bo ty nigdy w życiu nie miałeś kontaktu z Sańkami z Sierpuchowa i masz to gdzieś, jak oni tam żyją i kogo tam zabijają, ale będziesz ze łzami w oczach opowiadać cudzy życiorys. Będziesz się zamartwiał problemami, które cię w ogóle nie dotyczą. Dlatego że po swoich występach idziesz do »Propagandy«, a Saniek, o którym opowiadałeś, pewnie idzie w p... albo jeszcze dalej. To jest problem. To jest twój prawdziwy problem. Bo artysta może mówić tylko o swoich problemach: przecież ci nie uwierzę, że nie śpisz po nocach, dlatego że jacyś moskiewscy bezdomni nie mają gdzie nocować". Nie ma żadnego sposobu, by ocenić szczerość intencji artysty poza samym dziełem, które ją weryfikuje. Wierzę twórcom “Tlenu", że stoją po stronie krzywdy i wołają stamtąd o lepszy świat, który zresztą, jak to ma w zwyczaju, nigdy nie nadejdzie. Obszary niedotlenienia powiększają się.

***

“Tlen" to ostatni, dziesiąty spektakl pierwszego sezonu Terenu Warszawa, warsztatowego projektu Teatru Rozmaitości. Celem było upowszechnienie języka nowego teatru, oddziaływanie na większą grupę twórców. Prawda że rzecz cała odbyła się kosztem repertuaru sceny Rozmaitości, na której nie było ani jednej premiery, nie licząc “Dybuka" Warlikowskiego, który de facto powstał w ubiegłym sezonie. Jarzynie udało się jednak, ryzykując wiele, odkryć nową energię teatralną w Warszawie. Nie tylko nowe miejsca, zupełnie nieteatralne, przeznaczone do rozbiórki bądź świeżo zbudowane, w których można tworzyć teatr uciekając przed teatralnością. Nowa energia ukryta jest w najmłodszych aktorach, ich sposobie myślenia i oceniania świata.

To ludzie z rocznika 1980, którzy dorastali w wolnej Polsce. Jarzyna umożliwił im wypowiedzenie ich lęków i frustracji, ich nadziei. Dla nich konwencja teatralna zdaje się być obiektem muzealnym. Szybki tryb pracy nad przedstawieniami, z reguły jedynie trzy tygodnie prób (wyjątek - “Tlen" właśnie), współczesne teksty, szybkie i proste, czasem nawet jednorazowego użytku, sprzyjały generowaniu żywiołu teatralnego.

Teren Warszawa nie dorobił się arcydzieł. Ma dziesięć przedstawień, w tym kilka świetnych. Ale nie dla arcydzieł Teren powołano. Miał zdobyć i zdobył nowe teatralne terytoria i nowe talenty, zagarnął nową publiczność, gotową na teatralną przygodę, która szybko wpadła w teatralną pułapkę na myszy. Teren Warszawa wywietrzył Warszawę. Przed nami nowy sezon, w którym Jarzyna obiecuje powrócić do budowania repertuaru Rozmaitości. Mówi też o kontynuacji Terenu, ale już na innych zasadach, jako projektu równoległego. I do tego nowego sezonu startuje z powiększonym, dotlenionym i stumultowanym stanem posiadania. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

Iwan Wyrypajew “Tlen", reż.: Aleksandra Konieczna, scenografia i kostiumy: Marta Dalecka, premiera 5 maja 2004, Teren Warszawa 010.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2004