Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
No i jest oczywiście - "Lizbona": po planowanym na październik, powtórnym referendum w Irlandii (miejmy nadzieję, że tym razem zakończonym wynikiem pozytywnym), musi wejść w życie traktat lizboński, jeśli Unia ma w ogóle odgrywać jakąś rolę jako global player. Przydałaby się też wreszcie porządna debata o deficycie demokracji w unijnych strukturach, bo choć rosną kompetencje Parlamentu Europejskiego (jego przewodniczącym zostanie, miejmy nadzieję, Jerzy Buzek), to Unia nie jest demokracją, a Europejczycy długo jeszcze nie będą gotowi na uczynienie wielkiego kroku w kierunku jakichś "Stanów Zjednoczonych Europy". Pozostaną też różnice - narodowe, mentalne, językowe... I bardzo dobrze, bo one czynią Europę fascynującą.
Potężnym wyzwaniem może okazać się w drugiej połowie 2009 r. kryzys. Można sobie wyobrazić, jak wyglądałyby niemal bankrutujące dziś Węgry i Łotwa, gdyby nie wsparcie z Brukseli... Ale Unia, sprawdzająca się świetnie jako wspólnota gospodarcza, to już dziś za mało. Unia potrzebuje pilnie wspólnej polityki zagranicznej, przynajmniej wobec tak kluczowych krajów jak Rosja czy Chiny albo wobec zapalnych miejsc na Bliskim Wschodzie. Duże kraje Unii, w tym Niemcy, Francja i Polska, powinny mówić tutaj jednym głosem. Powinny...
"Europa nie ma swojego numeru telefonu" - miał powiedzieć kiedyś Amerykanin Henry Kissinger, co było aluzją do tego, że gdy pojawiają się sprawy poważne, Stany i tak muszą rozmawiać z każdym krajem z osobna. Traktat lizboński może to zmienić.
Zielone światło dla Traktatu Lizbońskiego dał właśnie niemiecki Trybunał Konstytucyjny. Zdecydował on na niekorzyść kilku pozwów przeciw Traktatowi i orzekł o jego zgodności z niemiecką konstytucją. Ale postawił też warunek: w kwestii decyzji unijnych rząd niemiecki powinien się w przyszłości ściślej konsultować z parlamentem.
Odpowiednie poprawki zostaną wprowadzone szybko, zatem prezydent Köhler może traktat spokojnie podpisywać.