Technologie czynią nas ludźmi

Artefakty, narzędzia i wynalazki nie tylko pozwalają nam lepiej radzić sobie z wyzwaniami środowiska. One zmieniają nasz umysł, otwierają nowe przestrzenie dla naszych myśli i sprawiają, że szybciej uczymy siebie i innych.

14.05.2024

Czyta się kilka minut

Natalia Polasik „Tożsamość zmechanizowana”, 2024 r.

Zwarte tytuły miewają tę wadę, że często wymagają „rozpakowania”. W przypadku tego tytułu wyjaśnić trzeba każde słowo. W tym tekście staram się pokazać, jak technologie wpływały na ukształtowanie naszych kompetencji poznawczych, czyniąc nas ludźmi takimi, jakimi jesteśmy dziś. Posługuję się bardzo pojemnym rozumieniem technologii. Technologią jest każda rzecz, procedura lub proces, którą tworzymy – mniej lub bardziej intencjonalnie – by w nowy sposób rozwiązywać jakieś problemy. Często powstaniu technologii towarzyszy odkrycie lub przynajmniej zredefiniowanie naszych potrzeb. Zamiast terminu „technologia” mógłbym pisać „wynalazki”, „technika”, „techniki”, „narzędzia”, „artefakty”. Przyjmuję, że technologie mogą wynajdywać się same. Przykładowo, za jeden z najważniejszych wynalazków ludzkości można uznać urbanizację, choć trudno wskazać wynalazcę idei miasta. Miasta wyłaniały się stopniowo, ewoluowały. Działo się to przypuszczalnie bez przekonań, że miasta są lepsze niż inne przestrzenne formy organizacji życia.

Co jest nam dane

Gdy piszę o ludziach, mam na myśli pewien konkretny typ umysłowości i zestaw kompetencji. Jesteśmy zdolni do myślenia abstrakcyjnego, umiemy posługiwać się matematyką, mamy podstawowe zdolności graficznej reprezentacji tego, co widzimy. Wiele osób umie również wyobrażać sobie trójwymiarowe obiekty, budżetować, harmonogramować, orientować się w terenie za pomocą map, budować i naprawiać urządzenia mechaniczne, sterować pojazdami. Żadna z tych kompetencji nie jest wrodzona, a mając odpowiednie zaplecze i dość czasu, możemy przekazać te kompetencje innym osobom. Żadna z tych kompetencji nie jest naturalna ani intuicyjna, bez względu na to, co twierdzą ludzie parający się projektowaniem użyteczności. Opanowanie każdej wymaga najczęściej jakiejś interakcji z naszymi materialnymi wytworami. Gdybyśmy urodzili się w innym świecie, bazującym na odmiennym zestawie technologii, przypuszczalnie wykształcilibyśmy inne kompetencje. Nie tyle bylibyśmy mniej lub bardziej „inteligentni”, ile myślelibyśmy i działalibyśmy inaczej.

Wreszcie, zwrócić należy uwagę na termin „czynią”. Celowo nie napisałem, że technologie „uczyniły nas” takimi ludźmi, jakimi jesteśmy. Nasze kompetencje poznawcze nie są dane raz na zawsze. Pewne kompetencje wymagają ciągłego ćwiczenia, a gdy przestaniemy trenować – szybko degenerują. Inne kompetencje są jak umiejętność jazdy na rowerze. Wydaje nam się, że zostaną z nami do końca życia. Problem z powiedzeniem, że coś jest jak jazda na rowerze, polega na tym, że większość ludzi nie wie, jak działa rower. Nie chodzi mi o kwestię napędu, ale o utrzymanie równowagi. Proponuję prosty eksperyment myślowy. Zadajmy sobie pytanie: co trzeba zrobić, by skręcić rowerem w lewo? Jeśli po prostu skręcimy kierownicą w lewo, to natychmiast się przewrócimy. Skręt w lewo poprzedzony musi zostać skręceniem kierownicy w prawo: dopiero, gdy to zrobimy, złapiemy równowagę i będziemy mogli wykonać skręt w lewo. Rower tak zaprojektowano, by po części samodzielnie łapał balans. Jeśli spuścimy rower z górki, to przednie koło będzie automatycznie korygowało kurs i przywracało rower do równowagi.

Odnieśmy to do technologii, które czynią nas sprawniejszymi poznawczo. To nie są „tylko” narzędzia. W większości przypadków myślimy za pomocą rzeczy, którymi się posługujemy. Może nam się wydawać, że to my rozwiązujemy problemy, ale w rzeczywistości problem jest rozwiązywany przez nas posługujących się konkretnym narzędziem, z którym jesteśmy zgrani. Osoby projektujące konstrukcje architektoniczne wizualizują pomysły na różne sposoby, ale te „eksternalizacje” nie stanowią ostatecznych produktów: pracując z makietami i wykresami, dostrzegamy ograniczenia i możliwości, które trudno byłoby sobie wyobrazić, pracując tylko w głowie. Kompozytorzy przełączają się między różnymi reprezentacjami zewnętrznymi utworu, by stymulować swoją wyobraźnię. Jednak technologie nie tylko usprawniają procesy poznawcze: często je wręcz umożliwiają. Gdy patrzymy na osoby pracujące w pracowni architektonicznej lub piszące muzykę, możemy zachwycać się ich kreatywnością, ale te umiejętności nie wzięły się znikąd: przynajmniej część wykształciła się dzięki interakcji z technologiami.


PROGRAM COPERNICUS FESTIVAL 2024: Wykłady i warsztaty rodzinne, rozmowy i pasma filmowe, wystawy i wiele więcej. Sprawdź wszystkie wydarzenia tegorocznej edycji COPERNICUS FESTIVAL: MASZYNA i wybierz z naszych propozycji coś dla siebie


Pożytki z liczydła

Jest jeszcze jeden powód, by mówić o tym, że technologie „czynią”, a nie „uczyniły” nas takimi, jakimi jesteśmy. Nie chodzi tylko o to, że dzięki interakcjom z rozmaitymi wytworami cywilizacji technicznej jesteśmy w stanie nauczyć się więcej i robić rzeczy, które byłyby (niemal) niewykonalne bez tych artefaktów. Ważny jest proces kształcenia następujących po sobie generacji użytkowników i użytkowniczek technologii. Kolejne pokolenia są w stanie zajść dalej, gdyż jako cywilizacja jesteśmy coraz lepsi w uczeniu i wynajdujemy kolejne technologie, które pomagają nauczać. Wirtuozi i wirtuozki coraz szybciej osiągają poziom dawnych mistrzów. Sportowcy i sportowczynie uzyskują coraz lepsze wyniki dzięki postępowi technologicznemu oraz rozwojowi technik uczenia. Młodzież opanowuje w toku standardowej edukacji kompetencje matematyczne, które dawniej były osiągalne dla wybranych osób dopiero po długich dekadach treningu.

Nasze wyjątkowe kompetencje poznawcze mogłyby szybko zaniknąć w skali społeczeństwa, gdybyśmy „odwynaleźli” szereg materialnych artefaktów. O naszym rozwoju poznawczym można myśleć w dwóch planach. Plan indywidualny zakłada, że dzięki kontaktowi z pewnymi technologiami rozwijamy pewne kompetencje poznawcze. Plan zbiorowy zakłada, że wcześniejsze pokolenia przekazują swoje kompetencje kolejnym, korzystając z rozmaitych wynalazków. Plany te należy połączyć i uwzględnić jeszcze jeden czynnik: gdy jednostka osiągnie już pewien poziom i zrozumie narzędzia, za pomocą których myśli, może udoskonalić te technologie, połączyć je lub stworzyć kolejną generację, nadbudowując nad tym, co już uzbieraliśmy jako cywilizacja. Gdy to uwzględnimy, łatwiej zrozumiemy proces rozwoju cywilizacyjnego i naszego rozwoju poznawczego.

Jako najprostszy przykład tego, jak bardzo można wspomóc uczące się osoby i przyśpieszyć rozwój ich kompetencji, przytoczyć można technikę mentalnego abakusa (starożytnego liczydła). Pomysł jest prosty. Uczymy dzieci dodawania i mnożenia z użyciem liczydła (w eksperymentach wykorzystano japońską odmianę – soroban), a gdy już uzyskają biegłość – zabieramy im artefakt. Okazuje się, że wytrenowane szlaki neurologiczne wciąż działają i dzieci liczą nadzwyczaj szybko, markując palcami przesuwanie wrzecion. Bez liczydła są szybsze niż ich nieprzeszkoleni rówieśnicy z kalkulatorami.

Technologii, które wspomagały nasz rozwój inteligencji na przestrzeni dziejów, było bardzo wiele. Często coś, co wydaje się jedną technologią, to w istocie kumulacja wielu pomniejszych rozwiązań technologicznych. Pismo jest i było utrwalaczem pamięci zbiorowej i indywidualnej, ale jest czymś zdecydowanie więcej niż technologią do zapamiętywania. Bez wizualizacji słów jako inskrypcji trudno wyobrazić sobie rozwój gramatyki i logiki formalnej. Wiele dyscyplin naukowych, z filozofią na czele, jest uzależniona od tego medium: nie chodzi tylko o komunikowanie wyników, przechowywanie ich, ale także o to, że pismo pozwala na budowanie bardziej rozbudowanych argumentacji. Jednak nie każde pismo usprawni nasze krytyczne myślenie. Posługiwanie się tekstem zapisanym scriptio continua, bez dużych liter, znaków interpunkcyjnych, spacji, akapitów, paginacji nie jest przyjazne nauce. Kodeks przebija zwój. Pismo, jakie znamy, to efekt długiej serii innowacji technologii pisania. Sama edycja tekstu ma olbrzymie znaczenie.

Może wydawać się to banalne, ale przejście z maszyny do pisania do elektronicznej edycji tekstu uwolniło nas od ogromu pracy, także tej fizycznej. Nie tylko zostaliśmy odciążeni – łatwiej nam układać myśli. Warsztat intelektualisty zakłada nie tylko dyskusję, ale i pracę z tekstem, który przechodzi przez swoje kolejne literacje.

Pierwsze poruszycielki

Mamy wyobrażenie o tym, jak rozwijamy technologie i jak one zwrotnie pomagają rozwinąć się nam. Pojawia się jednak pytanie o technologie pierwotne, „pierwsze poruszycielki”. Lambros Malafouris, powołując się na badania archeolog Denise Schmandt-Besserat, prezentuje w książce „How Things Shape the Mind. A Theory of Material Engagement” możliwy proces stopniowego rozwoju koncepcji liczby i liczebników. Wiele zwierząt, w tym człowiek, posiada umiejętność subitacji, czyli szacowania ilości „na oko”, ale już precyzyjne przeliczanie dużych zbiorów (powyżej progu oszacowania) wymaga wypracowania czegoś więcej, np. rozbudowanego systemu liczebników.

Potrzeba liczenia prawdopodobnie była ściśle związana z rozwojem rolnictwa i komplikującym się podziałem pracy. Jak liczyć bez liczebników? Archeologia pokazuje, że można. Już 4000 lat p.n.e. stosowano gliniane żetony przypominające swoim kształtem magazynowane dobra. Procedura liczenia mogła wyglądać w ten sposób, że za każdy zmagazynowany przedmiot umieszczono w pojemniku korespondujący z nim kształtem żeton, a za każdy wyniesiony przedmiot wyjmowano żeton. Posługując się ta techniką, nie powiemy, ile jest przedmiotów w magazynie, ale możemy kontrolować stan magazynowy, pokazać go komuś lub – posługując się wagą szalkową – stwierdzić, że w jednym magazynie jest więcej dóbr niż w innym. Ważną rolę odegrały wprowadzone później gliniane „koperty”, w których zamykano żetony. Przed zalepieniem pojemnika odciskano kształt żetonu w mokrej glinie. Potem ktoś musiał uznać, że wystarczy po prostu odciskać kształt żetonu w glinianej tabliczce. Jeszcze później zaczęto stosować różne wielkości kształtów dla określenia ilości dóbr danego typu. W okresie 3200–3100 lat p.n.e. tabliczki z odciskami zastąpiono tabliczkami zapisywanymi znakami ikonicznymi. Piktogramy nawiązywały kształtem do żetonów. Symbole płodów rolnych były poprzedzane uniwersalnymi symbolami oznaczającymi liczbę. Oznakowanie ilości stało się uniwersalne: tak samo liczono worki mąki i dzbany oliwy.

Wypracowywanie liczebników polegało na powolnym procesie abstrahowania: symbole płodów rolnych w coraz mniejszym stopniu przypominały te płody. Znaki powoli „odklejały” się od materii, którą oznaczały, a materialne artefakty odgrywały tu kluczową rolę. Na początku procesu trudno byłoby wpaść na pomysł, by daną liczbę rzeczy nazwać tuzinem czy dziesiątką. W momencie, gdy posługujemy się znakami, które nie są ikonami (żetony w woreczku), a jedynie wskaźnikami (seria identycznych odcisków na tabliczce), łatwiej jest wymyślić liczebniki. A gdy mamy już koncepcję liczby, otwierają się przed nami zupełnie nowe możliwości. Warto zwrócić uwagę na prozaiczną technologię poznawczą, jaką jest glina. Historia liczenia, ale także historia pisania, pokazują, że ogromną rolę w rozwoju cywilizacji odegrał nie papier, a glina. Ta druga była materiałem dużo tańszym od papieru, łatwiejszym w produkcji i w obróbce, a na dodatek gliniane tabliczki stwarzają wiele interesujących możliwości (np. taką, by informację utrwalić poprzez wypalenie materiału).

Na razie zajmowaliśmy się technologiami, które miały ogromny wpływ na cywilizację jako taką. Jeśli jednak przyjrzymy się wybranym specjalnościom, to tam również dostrzeżemy postępującą kumulację wynalazków, które czyniły osoby rozwiązujące daną klasę problemów sprytniejszymi. Edwin Hutchins w książce „Cognition in the Wild” analizuje od strony antropologii poznawczej prace nawigatorów morskich, skupiając się na systemach poprzedzających nawigację satelitarną. Jak pokazuje, niemal każdy element praktyki i technologii ewoluowały w taki sposób, by ułatwić marynarzom obliczenia oraz zmniejszyć prawdopodobieństwo pojawienia się błędów.

Pozostałości tych wynalazków zachowały się do dziś w terminologii. Długość mili morskiej była podyktowana tym, by obliczenia nawigacyjne były możliwie jak najprostsze. Gdy przyjrzymy się dowolnemu obszarowi specjalizacji, to znajdziemy tam nie tylko rozmaite heurystyki i fachowe „sztuczki”, ale także dedykowane technologie pozwalające szybko, powtarzalnie i niezawodnie rozwiązywać problemy. Kątownik budowlany to materialny komputer cyfrowy służący do skomplikowanych obliczeń. Księga rozrachunkowa prowadzona zgodnie z zasadami podwójnego zaksięgowania to narzędzie umożliwiające zapisywanie i kontrolowanie przebiegu tranzycji oraz planowanie przyszłych działań handlowych. Lista kontrolna to narzędzie zwiększające bezpieczeństwo poprzez podnoszenie spójności uzyskanych wyników.


WIELKIE WYZWANIA: ANTROPOCEN

Przyglądamy się największym wyzwaniom epoki człowieka oraz drodze, która zaprowadziła nas od afrykańskich sawann do globalnej wioski. Omawiamy badania naukowe i dyskusje nad interakcjami między człowiekiem i innymi elementami przyrody – zarówno tymi współczesnymi, jak i przeszłymi.


Permanentna transcendencja

Dotąd mowa była wyłącznie o technologiach dość prymitywnych i nieelektronicznych. Pojawienie się komputerów, bez których dziś nie wyobrażamy sobie naszej cywilizacji, to dalszy krok w rozwoju technologii, które pozwalają nam nabywać lub wynajdywać nowe kompetencje. Nie biegnijmy jednak do przodu, do uczenia maszynowego. Poczciwy arkusz kalkulacyjny to technologia, która zrewolucjonizowała nasze życie na przeróżne sposoby. Być może nie jest to technologia spektakularna, ale to VisiCalc – pierwszy arkusz kalkulacyjny dla komputerów osobistych – pomógł spopularyzować Apple II. Arkusz kalkulacyjny to stara technologia. Arkusze organizujące dane w tabelaryczny sposób pojawiły się już w Babilonie (i tak, stosowano tu glinę, nie papier). Przeniesienie arkusza na medium elektroniczne to nowa jakość, ale nie wynalazek ex nihilo.

Docieramy do uczenia maszynowego, głębokich sieci neuronowych i „sztucznych inteligencji”. Warto zastanowić się nad tym, co upowszechnienie się tych technologii oznacza dla naszego rozwoju poznawczego: indywidualnego i zbiorowego. Przede wszystkim otwiera się przed nami możliwość przerzucenia na sztuczną inteligencję tej części naszej pracy, która jest najbardziej frustrująca. W moim przypadku byłaby to korekta i edycja techniczna tekstu, a także wyszukiwanie i archiwizowanie informacji. Będę mógł więcej uwagi i energii poświęcić redakcji merytorycznej i budowaniu argumentu. Sztuczna inteligencja nie jest czymś, co mnie zastępuje: jest asystentką, która pozwala mi zrobić więcej, szybciej, niezawodniej, inaczej.

Przekonującą i prozaiczną wizję owocnej współpracy człowieka i maszyny przedstawił Greg Egan w „Stanie wyczerpania”, opisując pracę dziennikarską. Główny bohater nadzoruje asystujący mu program w toku edycji materiału wideo, korzystając z szeregu standardowych funkcji za pomocą komend głosowych. Dzięki temu może skupić się na istocie swojej pracy. Dodajmy, że Egan opisał to 30 lat temu. Jego intuicja wyda się mniej imponująca, gdy uwzględnimy fakt, że tego typu rozwiązania pojawiają się od dekad. Automatyczne systemy odkryć naukowych oparte na tzw. starej dobrej sztucznej inteligencji (good old-fashioned AI, GOFAI), trałujące dane na potrzeby badań, nie są żadną nowością. Generatory tekstowe piszące artykuły naukowe, które można przemycić w prawdziwym czasopiśmie, też są znane od lat. Technologia autopilota zmieniła zakres obowiązków pilotów i pilotek. Od dawna rozwijane są też systemy wspomagające diagnostykę lekarską.

Wsparcie przez sztuczną inteligencję nie uczyni nas istotami wyższego rzędu ani „superludźmi”. A przynajmniej współczesna sztuczna inteligencja nie uczyni nas „superludźmi” bardziej, niż zrobiły to wszystkie poprzednie technologie poznawcze – dziś dla nas przejrzyste i oczywiste. Jeśli toczy się jakaś rewolucja, to jest to rewolucja pokawałkowana i pełzająca.

Andy Clark stwierdził kiedyś, że ludzie od dawna są i pozostaną „urodzonymi cyborgami”. Od samego początku byliśmy uzależnieni od technologii, nie tylko tych poznawczych. Wśród technologii będących „pierwszymi poruszycielkami” wyliczyć można ogień i inne techniki obróbki żywności, które pozwoliły naszym przodkom i przodkiniom przyjmować więcej białka i więcej kalorii. Sam rozwój naszego mózgu wymaga dużych ilości obu tych zasobów. A bez sporego, dobrze odżywionego mózgu ucierpiałaby nasza zdolność posługiwania się narzędziami, budowania narzędzi i wykorzystywania narzędzi do budowania innych narzędzi.

Idea transcendencji zakłada, że jakoś przeskoczymy samych siebie jako gatunek lub wykroczymy poza własne ograniczenia. Tak się składa, że jako gatunek nasze ograniczenia przebijamy od tysiącleci.


 

 

Projekt dofinansowany ze środków budżetu państwa, przyznanych przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach Programu „Społeczna Odpowiedzialność Nauki II”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2024

Artykuł pochodzi z dodatku „Copernicus Festival 2024: Maszyna