Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po przeczytaniu artykułu profesora Jana Hartmana zastanowiłam się, dlaczego nikt wcześniej nie miał na tyle odwagi by opisać kondycję współczesnej młodzieży. Piszę jako jej, nolens volens, przedstawicielka - dwudziestoletnia studentka na szacownej polskiej uczelni. Uważam diagnozę profesora Hartmana za niezwykle trafną. Podejmując studia na jednej z najlepszych polskich uczelni miałam nadzieję na spotkanie ludzi, z którymi rozmowa na tematy inne niż ilość wypitego ostatniego wieczoru alkoholu, nie będzie niczym wymuszonym a próba konfrontacji poglądów - nie będzie uchodziła za quasi-intelektualne wymądrzanie się. Niestety - srogo się zawiodłam. To co króluje w postawie moich rówieśników - w stosunku do świata, do siebie nawzajem, to kpina, dystans, ironia i tzw. luz. Świat większości młodych ludzi to świat, w którym nie istnieją imponderabilia, nie istnieją trwałe, niepodważalne prawdy, wartości i zasady. Rachunek jest prosty - to czego nie można przełożyć na ilość przyjemności, pieniędzy, użycia - jest górnolotnym, nie przystającym do dzisiejszych czasów stetryczałym bełkotem, tych którzy nie potrafią prawdziwie "korzystać z życia". To nawet nie relatywizm etyczny - który wymaga przecież jakiegokolwiek zastanowienia, to po prostu brak jakiejkolwiek refleksji i totalna obojętność.
Jednakże kształcący się młodzi ludzie zasilą szeregi polskiej inteligencji, mają tego świadomość. Wiedzą, że są lepsi od niewyedukowanego, nieświadomego motłochu. Wiedzą tym samym, że tym co ich wyróżnia jest m.in . zainteresowanie kulturą wysoką (cokolwiek to znaczy). To ważny towar i narzędzie, które pomaga w wyznaczaniu własnej pozycji i zdobywaniu przewagi nad innymi. Jako, że jednak wymaga wyśmiewanego i uważanego za przejaw trywialności zaangażowania, z pomocą przychodzi świat wirtualny. Profil na facebooku wraz ze swoją zawartością to przecież tyleż samo co osoba. To komplet jej zainteresowań, pasji; to wszystko co ma sobą do zaprezentowania. Zapisanie się do grupy czytelników Elfriede Jelinek czy wielbicieli filmów Krzysztofa Kieślowskiego nie wymaga przecież przeklętego wysiłku czytania książek noblistki czy oglądania filmów polskiego mistrza, a jest jasnym komunikatem, że mamy do czynienia z intelektualistą (cokolwiek to znaczy)
Mam wrażenie, że jedyny wysiłek w życiu sporej części moich rówieśników to praca nad własnym (głównie wirtualnym) wizerunkiem i czasochłonna autokreacja, nie mająca nic wspólnego z samodoskonaleniem się. Ma ona za to zapewnić "niewypadnięcie z obiegu" oraz pozostanie w tym nieustannym biegu "oryginalnym" ( acz nie wykraczającym nigdy przed szereg).
Być może nie miałam po prostu szczęścia spotykając młodych ludzi, swoich rówieśników. Być może profesor Hartmanowi przez długie lata nauczania młodzieży również tego szczęścia zabrakło.
Lecz -"to bynajmniej jest moje zdanie".