Ta dzisiejsza młodzież

Aleksiej Nawalny – szef rosyjskiej Fundacji Walki z Korupcją i bloger – rzucił wyzwanie Putinowi i chce z nim walczyć o prezydenturę. Dlaczego młodzi go popierają?

18.07.2017

Czyta się kilka minut

Wolontariusze popierający Aleksieja Nawalnego, Moskwa, 8 lipca 2017 r. / MAXIM ZMEYEV / AFP / EAST NEWS
Wolontariusze popierający Aleksieja Nawalnego, Moskwa, 8 lipca 2017 r. / MAXIM ZMEYEV / AFP / EAST NEWS

Policjant z drogówki zatrzymuje mnie 50 metrów od sztabu wyborczego Aleksieja Nawalnego, położonego w centrum Moskwy.

– Proszę pokazać dokumenty, wysiąść z samochodu i otworzyć bagażnik.

Po sprawdzeniu bagażnika mogę jechać. Za mną zatrzymywany jest kolejny samochód, potem następny i tak dalej.

– Czego policja szuka? Broni, bomb, prowokacji się boją, terrorystów? – pytam młodego mężczyznę ze znaczkiem na piersi „20!8”, symbolizującym kampanię wyborczą Nawalnego.

– Jakich terrorystów? Materiałów agitacyjnych szukają, żeby je nam zabrać – odpowiada mężczyzna i znika w tłumie.

Przed budynkiem sztabowym kłębią się dziesiątki osób. To działacze i wolontariusze z załogi Nawalnego, dziennikarze i policjanci.

Od Kaliningradu do Władywostoku

Nad ranem, w czwartek 6 lipca, do budynku wtargnęli funkcjonariusze resortów siłowych. Pobili wolontariusza, który miał dyżurować przez całą noc. Wcześniej ktoś spiłował zamki, biuro można było zamknąć jedynie od środka.

Los wolontariusza, Aleksandra Turowskiego, przez wiele godzin był nieznany. Dopiero po 10 godzinach okazało się, że został przewieziony do sądu. Stamtąd zabrała go karetka do szpitala. Miał opuchniętą twarz, doznał wstrząśnienia mózgu. W mediach pojawiły się informacje, że wszczęto wobec niego sprawę karną, ale w konsekwencji otrzymał 500 rubli (ponad 30 zł) mandatu. Według opozycji w Rosji otrzymanie mandatu jest jak uniewinnienie.

– Praca naszego sztabu jest zablokowana, mimo że mamy umowę najmu. Nie wiemy, na jakiej podstawie prawnej działali funkcjonariusze. Teraz pojawił się tu adwokat, podobno właściciela lokalu, którego otacza policja. Gdzie na świecie policja ochrania jedną ze stron obywatelskiego sporu? – zastanawia się Witalij Sierukanow z drużyny Nawalnego.

– To bezprawie – dodaje Leonid Wołkow, szef sztabu Nawalnego.

Atmosfera jest gęsta. Funkcjonariusze wkroczyli również do sztabów w Wołogdzie i Orle (miastach w centralnej Rosji), a także w Nowosybirsku. W Moskwie Komitet Śledczy wszedł również do magazynu, gdzie ekipa Nawalnego przechowywała materiały agitacyjne. Pretekstem do działań były anonimy o ekstremistycznych rzekomo treściach materiałów agitacyjnych.

– Ukradziono, bo inaczej tego nie nazwę, 205 tys. gazet i ulotek. Resztki z 5-milionowego nakładu, który w większości trafił do regionów. Zabrano również nalepki, znaczki na agrafce, bransoletki. Dowiemy się zapewne, że cyfra „2” nakłania do pedofilii, „0” to obraza uczuć religijnych, a wykrzyknik... nawet nie będę mówił. Czekamy na ekspertyzy – ironizuje Wołkow.

Praca załogi Nawalnego przeniosła się do pobliskiej bramy, z laptopami na kolanach. Były zaległości w pracy.

Następnego dnia, w piątek 7 lipca, na wolność wychodził Aleksiej Nawalny. Odsiadywał administracyjny wyrok za organizację nielegalnej demonstracji 12 czerwca. Jego sztab nie zamierzał czekać na polecenia szefa. Chciano powitać go wielkim agitacyjnym „subotnikiem”, czyli czynem społecznym wykonywanym w sobotę i niedzielę.

Nawalny istotnie wyszedł na wolność. Przed aresztem czekali dziennikarze, zwolennicy i przeciwnicy, więc służby więzienne wywiozły go do centrum Moskwy. Natychmiast pojechał do biura, by odświeżyć wideobloga. Podziękował za poparcie i zachęcił do pracy.

– To był trudny czas bez Aleksieja. Było dużo roboty, również wykonywanej za niego. On nie jest tylko twarzą, kandydatem, lecz wykonuje potężną pracę organizacyjną, koncepcyjną, koordynuje działania sztabu – mówi Leonid Wołkow.

Ekipa Nawalnego informuje, że otworzyła ponad 60 sztabów: od Kaliningradu do Władywostoku. Zaangażowano ponad 100 tys. wolontariuszy.

Marzenie Władisława

W „agitacyjną” sobotę 8 lipca Władisław Mazur wyglądał na przestraszonego.

Władisław ma dopiero 16 lat. Mieszka w dzielnicy Izmajłowo, położonej na wschodzie Moskwy. Tego dnia rozdawał ulotki przy stacji metra. Nie miał ich zbyt wiele. Za to z daleka rzucał się w oczy duży, napełniony helem balon, z napisem „Nawalny 20!8”.

Wład – bo tak na niego wołał kolega, który dołączył później – zgłosił się na wolontariat w ramach buntu przeciwko politycznemu kursowi Władimira Putina. Marzy, by w Rosji powstała wreszcie zdrowa i nowoczesna gospodarka, która nie żeruje na ropie naftowej i gazie ziemnym.

– Nie zgadzam się ze sposobem, w jaki Rosja prowadzi zagraniczną politykę. Po co nam Syria i Ukraina, polityka sankcji? To szkodzi głównie nam, a trzeba się skupić na rozwoju społeczeństwa. My żyjemy biednie, ale pomagamy innym poza granicami. Putin zbiera punkty za sprawą geopolityki – mówi Władisław.

Zamierza pójść na studia, aby zostać programistą. Chciałby dorabiać sobie jako wolny strzelec.

Mieszkańcy Moskwy, którzy mijają wolontariuszy Nawalnego, reagują różnie. Niektórzy biorą ulotki i z sympatią patrzą na „młodego człowieka” (jak mawia się w Rosji). Inni przechodzą obojętnie.

– Nie, nie było wobec mnie agresji. Niektórzy mówią tylko, że pracuję dla Amerykanów... Pytają, ile mi płacą. A to jest przecież wolontariat – tłumaczy Wład.

Czternastolatek na proteście

Nawalny zachęcił Władisława Mazura, którego dziadek ma polskie pochodzenie, swoją pracą, antykorupcyjnymi śledztwami publikowanymi na blogu, a także programem budowy w Rosji demokratycznego państwa prawa: bez korupcji, bez szarej strefy gospodarczej i bez kapitalizmu z „niewidzialną ręką” kremlowskich oligarchów.

– Dowiedziałem się o nim z telewizji, gdy miałem 10 lat. Oglądałem reportaż o rozpędzeniu jednej z demonstracji. Było mi szkoda tych ludzi. Potem na jakiś czas o nim zapomniałem. Aż w 2015 r. pojechałem na demonstrację zwolenników Nawalnego – mówi Wład, który podczas swojej inicjacji politycznej miał 14 lat.

Wcześniej oglądał w telewizji protesty z przełomu 2011 i 2012 r. Iskrą dla nich był powrót Putina na Kreml i sfałszowane – zdaniem niezależnych obserwatorów – wybory do Dumy Państwowej w grudniu 2011 r. Władzom z czasem udało się zdusić protest, wprowadzając m.in. drakońskie prawo o organizacji zgromadzeń (mimo że konstytucja zezwala Rosjanom pokojowo się gromadzić).

Skazano również na kary więzienia uczestników antyputinowskich demonstracji z maja 2012 r. Wytoczono procesy liderom opozycji. Sąd w Kirowie skazał Nawalnego w 2013 r. na pięć lat więzienia w zawieszeniu, za rzekome machinacje finansowe w lokalnej spółce Kirowles. W innym procesie, w sprawie rzekomych defraudacji funduszy firmy Yves Rocher, skazano go na 3,5 roku kolonii karnej w zawieszeniu. Do więzienia trafił za to jego brat Oleg, współoskarżony w procesie.

– Tamten protest już się wypalił. Liderzy społeczni, znani muzycy, pisarze, autorytety odeszli od polityki. Dziś mamy personalizację protestu. To jest dzieło Nawalnego, który stał się liderem opozycji – ocenia politolog Aleksiej Makarkin.

– Nawalny przyciąga swoją charyzmą. Jest jedynym opozycyjnym kandydatem, który rozmawia z narodem. Inni liderzy opozycji nie umieli nawiązać dialogu z ludem, orientowali się na klasę średnią, ludzi wykształconych. Nawalny jest populistą, ale to dobrze. Donald Trump wygrał wybory w USA dzięki populizmowi – mówi Władisław Mazur.

Radzili, bym siedział w domu

Na początku marca tego roku Fundacja Walki z Korupcją wyemitowała na ­YouTubie 50-minutowy materiał śledczy o nieruchomościach, winnicach w Rosji i we Włoszech, a także o posiadłościach ziemskich premiera Dmitrija Miedwiediewa. Film zobaczyły prawie 24 mln osób. Prestiżowy magazyn „Time” umieścił Nawalnego na liście 25 najbardziej wpływowych ludzi internetu na świecie.

Korupcja na szczytach władzy i brak reakcji ze strony Kremla skłoniły „króla internetu” do zwołania pokojowej demonstracji 26 marca. Jako że była niezgodna z prawem, przyszła na nią głównie młodzież, która ma najmniej do stracenia. Aresztowano setki osób.

W akcji niedaleko murów Kremla brał udział również Władisław. Został ­zatrzymany przez OMON [siły specjalne policji – red.] i przewieziony na komisariat.

– Miałem później problemy w szkole. Presję wywierał głównie wicedyrektor szkoły, który mówił, że tylko dzięki dobrym ocenom nie trafię do rejestru placówki resocjalizacyjnej dla nieletnich – wspomina Władisław.

W tym rejestrze figuruje tzw. trudna młodzież, szkolni zadymiarze, wagarowicze, nieuki.

– Koledzy w szkole pytali, po co mi to. Radzili, żebym siedział w domu. Ale ja nie chcę. Dlatego wziąłem udział w akcji agitacyjnej – dodaje.

16-latek był też na drugim proteście: 12 czerwca, podczas święta państwowego Dzień Rosji. Wówczas wrócił bezpiecznie do domu. Miał szczęście, OMON zatrzymał wówczas około tysiąca innych pokojowych demonstrantów, w tym nieletnich.

Atmosfera sprzyja, ale...

Po obu tych protestach, których motorem byli ludzie młodzi, rosyjskie władze i eksperci zainteresowali się młodzieżą i internetem. W Dumie Państwowej zorganizowano nawet spotkanie z blogerami.

– Dzisiejsza młodzież to ludzie globalnego świata, nawet jeżeli tylko mniejszość może wyjechać za granicę. Po pierwsze, nie oglądają telewizji. A po drugie czują, że jak nauczyciel mówi o Nawalnym jako o wrogu narodu, to jest to fake. Młodzież chce robić karierę, rozwijać się. Studenci czują, że miejsca są zajęte, że pracę można zdobyć dzięki znajomościom – tłumaczy politolog Aleksiej Makarkin.

Makarkin uważa, że nastroje młodych wpisują się w szerszy kontekst: stagnacji gospodarczej, odwrócenia uwagi od Rosji za sprawą propagandy „oblężonej twierdzy” i narzucania tematyki „upadającej” Ukrainy.

Socjologowie studzą jednak nadzieje opozycji na młodzieżowy protest, który obaliłby Putina. Według sondaży Centrum im. Jurija Lewady tylko co dziesiąty młody Rosjanin jest gotów do protestowania. Poparcie dla Putina wśród młodzieży sięga 89 proc., zaś bohater antykorupcyjnego materiału śledczego, czyli Dmitrij Miedwiediew, cieszy się poparciem dwóch trzecich młodych ludzi.

– Co czwarty młody Rosjanin jest gotów do zagłosowania na Nawalnego, ale to nie oznacza, że to zrobi. Młodymi trudniej sterować, bo nie odbierają przekazu z telewizji. Obserwujemy natomiast wzrost niezadowolenia z poziomu życia wśród różnych grup społecznych. Poparcie dla władz maleje. Mamy atmosferę sprzyjającą rozszerzaniu się protestów. Jednak twierdzenie, że reżim wkrótce upadnie, a miliony wyjdą na ulice, byłoby nadużyciem – uważa Denis Wołkow, socjolog z Centrum Lewady.

Prawo interpretowane

Do wielkiej gry Nawalny wrócił pod koniec 2016 r., ogłaszając, że chce kandydować w wyborach prezydenckich w marcu 2018 r. Tę deklarację politolodzy wiązali z ponownym procesem w sprawie Kirowlesu, po anulowaniu wyroku przez Sąd Konstytucyjny. Deklaracją o uczestnictwie w kampanii Nawalny miał wywrzeć presję na sąd, by go nie skazywał. Wyrok jednak powtórzono, a w maju tego roku sąd w Kirowie odrzucił apelację polityka.

– Zgłoszenie chęci uczestnictwa w wyborach to był dobry ruch. Nawalny zaczął być odbierany jako kandydat, choć wciąż zna go tylko co drugi Rosjanin – uważa Denis Wołkow.

Według danych socjologicznych z wiosny na Nawalnego gotów głosować jest co czwarty dorosły Rosjanin. Ale to nie znaczy, że tak zrobią. Gdyby wybory odbyły się w najbliższą niedzielę, uczyniłoby to tylko 2 proc. respondentów.

Komentatorzy przekonują, że Nawalny robi wszystko, by skandal związany z niedopuszczeniem go do wyborów prezydenckich był większy, niż gdyby miał wziąć w nich udział. – On poszedł na świadome ryzyko i zaostrzenie sytuacji politycznej, bo ma za sobą młodzież i czuje nastroje – tłumaczy Makarkin.

Centralna Komisja Wyborcza stwierdziła pod koniec czerwca, że po drugim prawomocnym wyroku (w zawieszeniu) Nawalny utracił bierne prawo wyborcze.

– Z punktu widzenia konstytucji, prawa, w tym moralnego prawa, Nawalny może i będzie brać udział w wyborach. To nie jest decyzja Centralnej Komisji Wyborczej, tylko nasza i ludzi, którzy go popierają – twierdzi szef sztabu Leonid Wołkow.

Centralna Komisja odniosła się też do kwestii otwierania sztabów wyborczych, nazywając agitację działalnością spoza ram oficjalnej kampanii, która ruszy dopiero w grudniu.

– Agitacja jest zgodna z prawem. Informujemy ludzi, że Nawalny chce wziąć udział w wyborach. Zgodnie z konstytucją obywatel, który nie znajduje się w miejscach odosobnienia, ma bierne prawo wyborcze. A my jako obywatele możemy pokojowo wychodzić na ulicę i bez przemocy wyrażać swoją opinię – odbija piłeczkę Witalij Sierukanow ze sztabu Nawalnego.

– Nawalny rozumie, że jego udział w wyborach jest niemożliwy. Skasowanie wyroków, wraz z jego rehabilitacją polityczną, byłoby oznaką słabości władzy – mówi Makarkin. W ocenie politologa bloger wykorzystuje pretekst wyborczy do mobilizacji zwolenników, do prezentacji programu politycznego i gospodarczego.

– Dopuszczenie Nawalnego do wyborów to byłoby zbyt duże ryzyko dla władz. On nie daje się sterować przez Kreml, mógłby się wymknąć spod kontroli. Dopuszczenie takiego kandydata do telewizji mogłoby sprawić, że stanie się naprawdę rozpoznawalny – ocenia socjolog Denis Wołkow.

Eksperci są przekonani, że władza nie da trybuny swemu wrogowi. Rosyjskie masy mogłyby uznać, że mówi prawdę. Ferment nie jest potrzebny Kremlowi. Nawalny zaczął walkę o władzę, a ona nie skończy się w 2018 r.

– Po reelekcji Putina w 2018 r. kryzys będzie się pogłębiał. Wyczerpią się fundusze stabilizacyjne, władza będzie zmuszona przeprowadzić bolesne reformy, podwyższyć wiek emerytalny. Nawalny tylko na to czeka, wraz ze swoimi sztabami i wolontariuszami. Na razie władza będzie utrudniać mu życie, bez odwieszania wyroku – uważa Makarkin.

Muszę już kończyć

Nawalny nie wybiega daleko w przyszłość. Jego sztab liczy straty po działaniach resortów siłowych w dniach 6-9 lipca. Liczy też siły: w „agitacyjnym czynie społecznym” wzięło udział ponad 1700 wolontariuszy w 126 miastach Rosji. Policja zatrzymała 217 wolontariuszy, z czego 152 osoby w Moskwie. Pretekstem było organizowanie nielegalnych demonstracji, mimo że w każdym punkcie agitowało nie więcej niż kilka osób. Symbolem zatrzymań stał się czerwony balon, który trafiał do policyjnych autobusów razem z wolontariuszami.

W niedzielę 9 lipca policja zatrzymała też Władisława Mazura. Zawieziono go na komisariat. Nie otrzymał mandatu za łamanie ustawy o zgromadzeniach, ale tylko dlatego, że jest niepełnoletni.

Gdy do niego zadzwoniłem, odebrała matka. Wypytała mnie, kim jestem i po co dzwonię. Potem dopiero przekazała telefon synowi.

– Sytuacja jest nieciekawa. Wezwali mnie przed komisję do spraw nieletnich. Mają wpisać mnie do rejestru, którym grozili mi po tamtych protestach z 26 marca. Rodzice mnie nie wspierają... Muszę już kończyć – urwał rozmowę Władisław. ©

Autor jest korespondentem Polsat News w Moskwie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2017