Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wyszliśmy z Instytutu. W deszczu siekącym rue de Vaugirard chciałem go dogonić i zadać jeszcze kilka pytań. Starszy pan szedł jednak tak szybkim krokiem, że nie udało mi się z nim zrównać, zanim wskoczył do odjeżdżającego właśnie autobusu na rue de Rennes. Patrzyłem za nim z niedowierzaniem, że posiadał tyle werwy. Miał wtedy 81 lat.
René Rémond był nie tylko erudytą, historykiem, religioznawcą, prawnikiem i politologiem, był jednym z najlepszych znawców Kościoła francuskiego, co naturalne, ale także i Kościoła polskiego. Był też przyjacielem Polski. Przyjaźn ta zaczęła się zapewne we wrześniu 1939 r., gdy został zmobilizowany. Był rektorem uniwersytetu w Nanterre i Instytutu Historii Współczesnej (IHTP). W 1990 r. wszedł do kręgu "nieśmiertelnych", czyli członków Francuskiej Akademii Nauk, dziedzicząc fotel po François Furrecie. Francuzi znali go nie tylko z list odznaczonych Legią Honorową, ale też z prasy i komentarzy w telewizji czy radiu. Rémond był niekwestionowanym autorytetem i swego rodzaju wyrocznią. Z jego sądami na temat bieżącej polityki francuskiej i światowej liczyli się najważniejsi politycy nad Sekwaną. I to zarówno z prawej, jak i z lewej strony sceny politycznej.
Od lat, jednym z głównych tematów jego przemyśleń był stan wiary Francuzów i stan francuskiego Kościoła katolickiego (ale również Kościołów protestanckich oraz islamu). W 2000 r. wydał słynne "Chrześcijaństwo oskarżone", a pięć lat później "Nowe antychrześcijaństwo". Bez owijania w bawełnę nie tyle wytykał Francuzom ich wtórny poganizm, co wykazywał wagę wiary i religii w życiu współczesnego człowieka. Oczywiście, w konsumpcyjnym społeczeństwie jego sądy pozostawały głosem wołającego na puszczy. Dla filozofów, polityków i teologów były jednak i bezsprzecznie pozostaną ważnym punktem odniesienia.
Komentarze Rémonda pojawiały się nie tylko w katolickim "La Croix", ale i w konserwatywnym "Le Figaro", lewicującym "Le Monde" czy wręcz lewicowym "Libération". Teraz dopiero uświadamiam sobie, że od pewnego czasu nie było go już słychać. A miał Francuzm bardzo wiele do powiedzenia. Gdy zabrakło Derridy, Revela i właśnie jego, kto bedzie tak zdecydowanie mówić im prosto z mostu, co powinni lub powinni byli czynić?