Szturm wiślany na Zachód

Mistrzostwa świata w piłce ręcznej. Na polsko-niemieckim finale prezydent Lech Kaczyński wraz z prezydentem Horstem Köhlerem wykonują piękny gest. Pierwszy przewiesza przez ramię szalik niemieckich fanów, drugi - szalik biało-czerwony. Tysiące widzów patrzą na ten gest przyjaźni. A jak wyglądają stosunki polsko-niemieckie nie od sportowego święta, ale na co dzień?.

05.03.2007

Czyta się kilka minut

Przede wszystkim pojawiły się głosy wątpiące w autentyczność gestu polityków. Niemieccy fani, podczas tego samego meczu, podnieśli wielki plakat z napisem: "Kochani Polacy, możecie mieć nasze samochody, ale nie tytuł". Można było potraktować ten głupkowaty plakat jako prymitywny wybryk. Jednak z Polski nadszedł potężny ogień. Dzień wcześniej brat prezydenta rozpętał prawdziwy "wiślany szturm" na Niemcy. Szef rządu strzelił zarzutami. "Czy to Polska wzbrania się przed ostatecznym uznaniem stosunków własnościowych na jednej trzeciej terytorium Niemiec? Czy to Polska próbuje zrewidować obraz historii, tak by przenieść część odpowiedzialności z oprawców na ofiary? Albo czy to w Polsce mniejszość niemiecka musi znosić tak drastyczne restrykcje jak zakaz rozmawiania w ojczystym języku z własnymi dziećmi?" - pytał poirytowany. Rewanżyzm wypędzonych, fałszowanie historii, polityka germanizacyjna - ostrzej nie można by sformułować krytyki wobec sąsiada i partnera. Czy te zarzuty są uprawnione?

Najpierw temat rewanżyzmu. Hasło: skarga Powiernictwa Pruskiego w Trybunale Europejskim. Polski premier mówi, że jego kraj nie uznałby żadnego wyroku sądu międzynarodowego, który przyznawałby niemieckim wypędzonym prawo do odszkodowań od państwa polskiego. Ale Polska wcale tego nie musi robić. Sytuacja prawna jest jednoznaczna. Polsko-niemiecki traktat graniczny podpisany 14 listopada 1990 r. potwierdzał układ w Zgorzelcu między NRD i PRL z 1950 r., jak również granicę na Odrze i Nysie między obydwoma krajami, uznaną w traktacie między starą Republiką Federalną a Polską z 1970 r. Rządy w Berlinie i Warszawie zrzekły się w tym traktacie także na przyszłość wszelkich roszczeń terytorialnych. W dodatku rząd niemiecki wyraźnie zdystansował się od skarg o odszkodowania. Żaden liczący się polityk nie wspiera nieuprawnionych skarg szefowej wypędzonych Eriki Steinbach. Wystylizowanej w Polsce na wcielenie nienawiści. Oczywiście rząd demokratycznego kraju nie może przeszkodzić nikomu iść do sądu. Jednak skargi Powiernictwa Pruskiego z punktu widzenia prawa międzynarodowego pozbawione są szans - a polskie zarzuty bezpodstawne.

Drugi zarzut dotyczy fałszowania historii. Tak, w niektórych kręgach niemieckiego społeczeństwa od kilku lat daje się zauważyć tendencja, by widzieć w Niemcach nie tylko sprawców drugiej wojny światowej, ale i jej ofiary. Były debaty, rozważania. Jednak nigdy, przede wszystkim ze strony państwa, nie było i nie ma wątpliwości co do niemieckiej odpowiedzialności za wojnę ani co do niemieckich zbrodni wojennych. Próby rewizji historii w części społeczeństwa? Z tym można się zgodzić. Ale fałszowanie historii? Także ten zarzut jest bezpodstawny.

I wreszcie: polityka germanizacyjna. Polskie media donosiły o "środkach asymilacyjnych" wobec polskich dzieci w Niemczech. Rozumienie tego pojęcia ogranicza się do trzech, raczej banalnych przypadków rodzinno-politycznych. Otóż w ramach rozwodu pary polsko-niemieckiej zasądzono, że spotkania polskiego rodzica z dziećmi odbywać się będą wyłącznie pod nadzorem urzędu do spraw młodzieży. Aby jego pracownik mógł rozumieć, o czym rozmawia się z dziećmi, konwersacja musi toczyć się po niemiecku. Ma to zapobiec np. temu, by rodzic uprowadził dziecko albo naruszył inne zasady. Są to przepisy prawa rodzinnego i podobne przypadki w innych krajach też mają miejsce. Zarzut polityki germanizacyjnej jest - przepraszam - wierutną bzdurą.

Co zatem robić z gwałtownymi, nieumotywowanymi atakami z Warszawy? Upiększanie rzeczywistości już nie pomaga. Trzeba przyznać otwarcie: relacje między Niemcami a Polską są poważnie obciążone. W Niemczech długo ignorowano zarzuty, ale pomału kończy się cierpliwość wobec wschodniego sąsiada. Niecierpliwość ujawnia się najpierw w doniesieniach prasowych. "Bracia-problem", "Populiści bez pardonu", "Szaleństwo Kaczyńskich" albo "Dlaczego polscy narodowi konserwatyści uważają Niemców za wrogów" - tak brzmią ostatnio nagłówki gazet. Jeszcze czytelniejsze są komentarze: "Można na szczęście powiedzieć, że Polska nie interesuje większości Niemców. Jeśli patrzyliby na kraj sąsiedni z większą uwagą, prawdopodobnie podniósłby się krzyk", uważa "Die Welt" i kontynuuje: "Władza w Polsce, jak w czasach komunizmu, odznacza się straszliwym brakiem tolerancji, humoru i opanowania". Berliński "Tagesspiegel" wzywa niemiecki rząd, by zaniechał "dżentelmeńskiego milczenia",

i to nie tylko wobec Warszawy: "Niemieccy politycy znoszą cierpliwie reakcyjne hałasy we własnym kraju [chodzi o działalność Eriki Steinbach - JT] i czołowych polskich polityków - a więc dokładnie to, co należy przezwyciężyć: powrót nacjonalistycznych wzorców myślenia". Niemcy są świadome swojej historycznej odpowiedzialności wobec Polski, pisze dalej "Tagesspiegel", ale tolerowanie każdego nonsensu z Warszawy przydaje się tylko działowi public relations braci Kaczyńskich.

Mimo to członkowie niemieckiego rządu przyzwoicie powstrzymują się jeszcze od krytyki polsko-niemieckich sprzeczności. Co najwyżej parlamentarzyści albo politycy drugiego rzędu artykułują swoje zaniepokojenie atakami słownymi z Warszawy. "Z ostatnich wypowiedzi premiera Kaczyńskiego można wywnioskować, że obraz Niemiec według braci Kaczyńskich nie ma nic wspólnego z rzeczywistością" - stwierdził Ruprecht Polenz (CDU), przewodniczący Komisji Międzynarodowej Bundestagu. A były przewodniczący Stowarzyszenia Polsko-Niemieckiego Friedbert Pflüger (CDU) stwierdził, że jest "smutny", widząc jak "budowane przez 15 lat zaufanie zaczyna się kruszyć".

Nieoficjalnie coraz częściej padają ostre słowa krytyki. W politycznych kręgach stolicy, na przyjęciach, na marginesie konferencji prasowych także politycy wysokiej rangi reagują zwątpieniem, gdy mowa o Polsce. Słyszy się tam, że obecny rząd polski coraz rzadziej dotrzymuje umów i nie jest już partnerem godnym zaufania. Coraz częściej stawia się też pytania: czy Polska - oczywiście po stronie ofiar - nie znalazła najlepszej formy geograficznej i państwowej w całej swojej najnowszej historii? Terytorialnie przesunięta na Zachód, z granicami uznanymi prawem międzynarodowym, z homogenicznie polskim, monoreligijnym społeczeństwem, związana z najważniejszymi systemami demokratycznego Zachodu - NATO i Unią Europejską? Czego właściwie chcą Kaczyńscy? Jak reaguje Polska na globalizację? Jaką rolę chce ten kraj odgrywać w zjednoczonej Europie? Albo jak powinno się - wraz z nim - obchodzić z coraz bardziej imperialną Rosją?

Odpowiedzi na tak ważne pytania nie słychać jak dotąd z Warszawy. Zamiast tego koalicja Kaczyńskiego po raz drugi blokuje finanse dla polsko-niemieckiej współpracy młodzieży. I dalej pielęgnuje swoje antyniemieckie przekonania. Konsekwencje tego są wręcz tragiczne: konstruktywna, zorientowana na przyszłość polityka staje się coraz trudniejsza. Polska - czego należy się obawiać - przestaje być partnerem.

Przełożyła Agnieszka Sabor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2007