Szkoła pisania, szkoła czytania

Mario Vargas Llosa: LISTY DO MŁODEGO PISARZA – epistolarna książeczka z fikcyjnym adresatem, stawiającym pierwsze kroki adeptem sztuki budowania wymyślonych światów, nie jest podręcz-nikiem dla młodych literatów ani szkółką dla powieściopisarzy.

23.01.2012

Czyta się kilka minut

„Nikt nikomu nie wytłumaczy, jak się tworzy dzieło – podkreśla na koniec Llosa – co najwyżej pomoże zdobyć umiejętność pisania i czytania”. Stąd „Listy...” to raczej zbiór esejów porządkujących problematykę formy powieściowej, gdzie popis sztuki czytania łączy się z pisarskim wyznaniem wiary autora „Marzenia Celta”.

Czytamy więc tę książeczkę nie tyle z nadzieją, że pomoże nam ona stworzyć własne Dzieło, ile z ciekawością, jaka towarzyszy podpatrywaniu czyjegoś warsztatu. A chodzi przecież o warsztat pisarza, który ma na swoim koncie szereg znakomitych powieści i jest obrońcą tradycyjnej roli tego gatunku, dostrzega tkwiącą w nim nadal potencję i siłę. „Autentyczne doświadczenie jest krwią fikcji” – podkreśla.

Llosa mówi o istocie powołania literackiego, o wyborze tematu i roli formy, o znaczeniu, jakie ma indywidualność i jakość stylu, o elementach powieściowej struktury – narratorze, miejscu i przestrzeni, czasie, poziomie realności, o zmianach, jakie w te elementy można wprowadzać, o pisarskich chwytach, takich jak budowa szkatułkowa, przemilczenie w narracji czy prowadzenie równoległych wątków metodą naczyń połączonych. Wywód swój ilustruje obficie przykładami i starczy zajrzeć do indeksu nazwisk, by się zorientować, jak różnorodna jest lista prozaików, do których Llosa się odwołuje, ale też – kogo na niej nie ma.

Wśród mistrzów Peruwiańczyka są więc pisarze języka hiszpańskiego – Cervantes i Borges, angielskiego – Melville, Henry James, Faulkner i Hemingway, Joyce i Virginia Woolf, francuskiego – Proust, no i francuski mistrz nad mistrze – czyli Flaubert. Llosa nie szuka natomiast w ogóle przykładów w prozie rosyjskiej, nie ma tu ani Tołstoja, Turgieniewa i Dostojewskiego, ani też Nabokova. Nie ma też Thomasa Manna, a spośród wielkich Austriaków znalazł się tylko Kafka, kilkakrotnie zresztą przywoływany.

Pośród współczesnych szczególną sympatią darzy Llosa Cortázara, Marqueza i Onettiego, a opowiadania Cortázara i jego „Gra w klasy” stanowią dlań ulubiony przedmiot analizy pisarskich technik. Pośród przykładów wybranych przez Llosę są jednak także utwory pisarzy, wobec których zachowuje on rezerwę. Nie znosi „krótkich, jąkających się, upstrzonych wielokropkami, zakłóconych okrzykami” zdań, jakimi posługuje się Louis-Ferdinand Céline, mimo to uznaje „przemożną siłę przekonywania” jego najważniejszych powieści. Pisząc o Kubańczyku Carpentierze, nazywa jego prozę sztywną i manieryczną, krytykuje jego upodobanie do kunsztownych archaizmów – a równocześnie zauważa, że w arcydziele Carpentiera, jakim jest „Królestwo z tego świata”, właśnie ów napuszony, sformalizowany styl okazuje się najwłaściwszy. Odrzucając – co nie dziwi – francuską „nową falę”, spośród kilku „niezrównanie nudnych” powieści Alaina Robbe-Grilleta wybiera „Żaluzję”, by pokazać jej oryginalność i zręczność techniczną autora.

W pierwszym z fikcyjnych listów, „Paraboli solitera”, tytułowy pasożyt staje się figurą powołania literackiego, które „karmi się życiem pisarza tak samo jak podługowaty soliter ciałem, które okupuje”. W liście drugim Llosa objaśnia, czym jest w jego rozumieniu pojęcie autentyczności w odniesieniu do powieści i jej autora. Czy można mówić o „autentyczności” w przypadku gatunku opartego na fikcji, udawaniu, iluzji? Można – autentyczność powieściopisarza polega na „akceptowaniu tkwiących w nim demonów i służeniu im na miarę własnych sił”. Metafora solitera zostaje tu więc rozbudowana, ale i częściowo odwrócona. Demony, którym pisarz służy, raczej go karmią, niż pożerają. On zaś, czyniąc z wewnętrznego doświadczenia budulec fikcji, sprawia, że czytelnik postrzega zmyślony powieściowy świat jako bardziej prawdziwy niż swój własny. Czy może inaczej – uczy się widzieć swój świat naprawdę. (Wydawnictwo Znak, Kraków 2012, ss. 126. Przełożyła Marta Szafrańska-Brandt.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2012